"Bez gwarancji dla poszanowania traktatowych praw państw członkowskich nie widzimy możliwości ratyfikowania budżetu w Parlamencie" - tak brzmi zdanie z listu premiera Mateusza Morawieckiego do liderów Unii Europejskiej, które odebrane zostało w Brukseli jako groźba weta. Pytanie, czego konkretnie groźba dotyczy?

REKLAMA

Przypomnijmy, korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon jako pierwsza informowała w czwartek, że Mateusz Morawiecki - podobnie jak wcześniej premier Węgier Viktor Orban - przesłał listy do szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, do szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela i sprawującej prezydencję w Unii kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

Jak powiedział naszej dziennikarce unijny dyplomata, w liście Morawiecki odrzuca projekt warunkowości, pisząc, że "zagraża on uchwaleniu budżetu UE".

Mechanizm warunkowości, określany jako "pieniądze za praworządność", został uzgodniony 5 listopada między Parlamentem Europejskim a prezydencją niemiecką. Po raz pierwszy w historii Unii zdecydowano, że wypłaty unijnych środków będą zależeć od przestrzegania przez kraje członkowskie zasad państwa prawa.

Mechanizmowi sprzeciwiają się zarówno Polska, jak i Węgry, jednak użyte przez Morawieckiego stwierdzenie jest dosyć enigmatyczne, szef polskiego rządu nie jest w swoim liście tak dosłowny jak premier Węgier Viktor Orban. Polskie władze w tej sprawie od początku zresztą chowają się za Węgrami.

Jeden z rozmówców Katarzyny Szymańskiej-Borginon stwierdził wprost, że list polskiego premiera jest po prostu zagmatwany.

Inny unijny dyplomata ocenił, że list jest merytorycznie nieścisły - ale groźba weta istnieje.

Morawiecki grozi, że polski parlament może zawetować budżet. Sęk w tym, że budżetu UE na lata 2021-27 Sejm nie musi zatwierdzać - nie ma takiej ścieżki legislacyjnej.

Wynika z tego, że Mateuszowi Morawieckiemu chodzi zapewne o Fundusz Odbudowy, który opiewa na 750 mld euro i ma pomóc unijnym gospodarkom w zwalczeniu skutków kryzysu gospodarczego spowodowanego przez pandemię koronawirusa.

Ten Fundusz bowiem muszą ratyfikować wszystkie parlamenty narodowe i ta ratyfikacja planowana jest na pierwszą połowę przyszłego roku.

Zdaniem jednego z rozmówców Katarzyny Szymańskiej-Borginon, być może polskie władze świadomie nie chcą przyznać, że grożą odrzuceniem Funduszu Odbudowy, który miałby przynieść Polsce ogromne pieniądze.