Na razie nie ma zgody resortu obrony na udział wojska w rozminowaniu "złotego pociągu". Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, żołnierze nie będą też brali udziału w zabezpieczaniu terenu, na którym rzekomo znajduje się to budzące emocje znalezisko. W grę wchodzi na razie tylko rekonesans z udziałem mundurowych.
Stanowisko w sprawie zabezpieczania terenu jest ostateczne. Wojskowi tłumaczą, że od tego są inne służby. Natomiast kwestia rozminowania pociągu, jeśli zostanie on odnaleziony, będzie zależeć od rekonesansu. To wtedy żołnierze ocenią, czy są możliwości ich dalszego udziału w akcji. Kolejne decyzje będą oczywiście wymagać rozkazów szefostwa armii i zgody ministra.
Wojskowi twierdzą, że "złoty pociąg" będzie można wydobyć na powierzchnię najwcześniej na wiosnę. Potrzebne są czasochłonne specjalistyczne szkolenia ekip, które miałyby brać w tym udział. Chodzi między innymi o groźbę zalania czy występowanie tam trudnych do wykrycia tak zwanych szklanych min czy innych wybuchowych pułapek. Kolejna problematyczna kwestia to uzbrojenie pociągu.
Jeżeli pociąg się odnajdzie i dojdzie do wydobycia go to będzie to ogromna operacja. Z szacunków ekspertów wynika, że do przerzucenia mogą być setki tysięcy metrów sześciennych ziemi. Trzeba się też liczyć z przebijaniem przez skały czy żelbetowe konstrukcje.
Poszukiwacze skarbów od lat próbują odnaleźć skarby ze "złotego pociągu". Nieoficjalne informacje wskazują na to, że w latach 90. w poszukiwania składu zaangażował się nawet rząd i służby specjalne. Wtedy miano go szukać w rejonie położonym poza dzisiejszym powiatem wałbrzyskim.
(mn)