Resort sprawiedliwości twierdzi, że w ministerstwie nie doszło do wycieku danych osobowych sędziów, które mogłyby być wykorzystane w tzw. aferze hejterskiej - dowiedział się reporter RMF FM Patryk Michalski. Wyjaśnień w tej sprawie domagał się od ministerstwa Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych. W odpowiedzi resort podkreśla jednak, że były już wiceminister Łukasz Piebiak miał dostęp do danych dot. sędziów i mógł je przetwarzać. Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie wszczęła prokuratura.
Przypomnijmy, w drugiej połowie sierpnia Onet ujawnił proceder oczerniania sędziów krytycznych wobec PiS-owskich zmian w sądownictwie. Według doniesień portalu, akcje dyskredytujące sędziów prowadziła - za wiedzą ówczesnego wiceszefa resortu sprawiedliwości Łukasza Piebiaka - Emilia Szmydt, z którą wiceminister utrzymywał kontakt w mediach społecznościowych. W proceder hejtowania zaangażowani mieli być także m.in. członkowie Krajowej Rady Sądownictwa: Maciej Nawacki i Jarosław Dudzicz, sędzia Sądu Najwyższego Konrad Wytrykowski i sędzia delegowany do resortu sprawiedliwości Jakub Iwaniec.
Po ujawnieniu afery sprawą zajął się prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który z urzędu wszczął postępowanie wobec Ministerstwa Sprawiedliwości i Krajowej Rady Sądownictwa.
Z informacji medialnych, jakie uzyskał Prezes UODO, wynika, że zarówno Ministerstwo Sprawiedliwościowi, jak i KRS, mogły gromadzić i przetwarzać dane osobowe bliżej nieokreślonej grupy sędziów, a także ich rodzin i bliskich, i udostępnić je osobom trzecim. W związku z tym Prezes UODO zwrócił się z prośbą o wyjaśnienie tych kwestii - wyjaśniono w komunikacie opublikowanym na stronach internetowych Urzędu.
W odpowiedzi resort sprawiedliwości zaprzecza - jak ustalił dziennikarz RMF FM - jakoby w ministerstwie doszło do wycieku danych osobowych sędziów, które mogłyby być wykorzystane w aferze hejterskiej.
Równocześnie jednak podkreśla, że wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, który po wybuchu afery podał się do dymisji, miał dostęp do danych dot. sędziów i mógł je przetwarzać.
Ministerstwo ujawnia również w piśmie, że wyjaśnienie sprawy polegało m.in. na przeprowadzeniu rozmów z pracownikami: na ich podstawie stwierdzono, że wycieku danych nie było.
Warto jednak w tym miejscu przytoczyć fragment oświadczenia opublikowanego wczoraj przez bohaterkę afery Emilię Szmydt. "Emi" pisze w nim o "fundamentalnym i bezspornym fakcie, z którego ponad wszelką wątpliwość wynika, że dysponowałam dokumentami pochodzącymi z MS, KRS i z postępowań dyscyplinarnych, w których posiadanie nie miałam prawa i nie mogłabym wejść, gdybym ich od nich nie dostała".
Jak ustalił Patryk Michalski, odpowiedź resortu Zbigniewa Ziobry nie była dla Prezesa UODO satysfakcjonująca: poprosił ministerstwo o dodatkowe wyjaśnienia, m.in. dotyczące tego, czy zakres wszczętego w tej sprawie przez prokuraturę postępowania wyjaśniającego dotyczy konkretnie naruszenia Ustawy o ochronie danych osobowych przez Łukasza Piebiaka.