Mieszkańcy separatystycznego regionu Naddniestrza w Mołdawii nie będą walczyć przeciwko Ukraińcom. Są z nimi na różne sposoby połączeni, w tym więzami rodzinnymi np. z mieszkańcami przygranicznych rejonów (powiatów) obwodu odeskiego - ocenił rzecznik władz tego regionu Serhij Bratczuk.

REKLAMA

Ludność Naddniestrza nie ma zamiaru służyć u okupantów, iść walczyć do Ukrainy i tam umierać. (...) Po pierwszej kwietniowej prowokacji, czyli ostrzelaniu gmachu tzw. ministerstwa bezpieczeństwa w Tyraspolu, mieszkańcy Naddniestrza zaczęli wyjeżdżać w kierunku Mołdawii (obszarów kontrolowanych przez rząd w Kiszyniowie - reg.) oraz Ukrainy, szczególnie Odessy - podkreślił Bratczuk, cytowany przez agencję UNIAN.

W jego ocenie rosyjskim wojskom nie uda się "otworzyć" w Naddniestrzu kolejnego frontu ani ustanowić "korytarza lądowego" na południu Ukrainy, sięgającego aż do separatystycznego regionu.

Jakiś politruk w generalskich pagonach z rosyjskiego Centralnego Okręgu Wojskowego oświadczył, że trzeba tak zrobić - przebić korytarz do Naddniestrza przez obwód odeski i Odessę. Wiemy o tych planach wroga, ale nie powiedziałbym, że w Naddniestrzu może powstać drugi front - powiedział rzecznik regionalnych władz.

Niepokoje w Naddniestrzu

Naddniestrze - zdominowana przez ludność rosyjskojęzyczną separatystyczna "republika" na terytorium Mołdawii - na początku lat 90. wypowiedziało posłuszeństwo władzom w Kiszyniowie i po krótkiej wojnie, której towarzyszyła rosyjska interwencja, wywalczyło niemal pełną niezależność. Ma własnego prezydenta, armię, siły bezpieczeństwa, urzędy podatkowe i walutę.

Niepodległości Naddniestrza nie uznało żadne państwo, w tym Rosja, choć ta ostatnia wspiera je gospodarczo i politycznie. W Naddniestrzu stacjonuje też około 1,5 tys. rosyjskich żołnierzy.

W miejscowości Cobasna w Naddniestrzu, przy granicy z Ukrainą, mieści się posowiecki arsenał z około 20-21 tys. ton amunicji, która w ponad połowie jest przeterminowana. W ocenie ekspertów warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich potencjalna eksplozja na terenie tego kontrolowanego przez rosyjską armię składu mogłaby osiągnąć siłę wybuchu 10 kiloton trotylu.

W "republice" doszło pod koniec kwietnia do serii incydentów. Odnotowano tam eksplozje nieopodal ministerstwa bezpieczeństwa w Tyraspolu, zniszczenie dwóch przekaźników radiowych, "atak" na jednostkę wojskową i domniemany ostrzał w pobliżu rosyjskich składów broni. W ocenie ukraińskiego wywiadu wojskowego były to prowokacje Kremla, które miały na celu wciągnięcie Naddniestrza w trwającą wojnę.

Wydłużony alert antyterrorystyczny

Władze Naddniestrza wydłużyły do 25 maja obowiązujący od kwietnia alert antyterrorystyczny.

Jak poinformował mołdawski portal Telegraph, powołując się na informacje ukraińskiej straży granicznej, w Naddniestrzu, nie zaobserwowano w ostatnich dniach żadnych prowokacji czy przemieszczania sił zbrojnych lub sprzętu wojskowego.

Tymczasem według przywódcy Naddniestrza Wadima Krasnosielskiego przedłużenie alertu jest konieczne z uwagi na ostatnie incydenty w regionie.

Naddniestrzańskie media w sobotę podały, że we wsi Varancau przy granicy z Ukrainą drony zrzuciły ładunki wybuchowe i doszło do czterech eksplozji, które nie wyrządziły one szkód. Kilka dni wcześniej lokalna prasa informowała o rzekomej strzelaninie na granicy.

Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę rząd tego kraju nakazał zamknięcie wszystkich punktów kontrolnych na naddniestrzańskim odcinku granicy z Mołdawią. Wstrzymano tam również ruch osób i pojazdów.