Unia Europejska i USA muszą być gotowe bądź do nałożenia sankcji na władze Ukrainy, jeśli zdławią one przemocą protesty, bądź do udzielenia Ukrainie pomocy finansowej, jeśli dojdzie tam do władzy proeuropejski rząd - pisze "Financial Times". Dziennik zaznacza, że teraz konfrontacja między władzą a antyrządowymi demonstrantami wchodzi na Ukrainie "w decydującą fazę". Dodaje, że Zachód musi być przygotowany na ostrą reakcję Rosji, jeśli na Ukrainie dojdzie do odsunięcia od władzy prezydenta Wiktora Janukowycza.
UE i USA "muszą ostrzec Janukowycza, że jeśli rozprawi się (z demonstrantami), to będzie to miało trwałe konsekwencje dla stosunków Ukrainy z Zachodem. Waszyngton i Bruksela muszą przygotować listę sankcji wizowych i finansowych, które zostałyby nałożone na głównych przedstawicieli władz Ukrainy, jeśli doszłoby do takich brutalnych działań" - ocenia "Financial Times".
Jednocześnie, "Zachód musi być przygotowany do udzielenia Ukrainie niezwłocznej pomocy finansowej, jeśli do władzy dojdzie rząd, który będzie się starał odnowić więzi z UE. (...) Międzynarodowy Fundusz Walutowy powinien być przygotowany do zasilenia gospodarki ukraińskiej kilkoma miliardami dolarów, by bezzwłocznie ustabilizować sytuację finansową kraju" - dodaje dziennik.
"FT" podkreśla, że nie można sobie wyobrazić, by Rosja zareagowała działaniami zbrojnymi na ewentualny upadek Janukowycza. Realna jest jednak jej odpowiedź w postaci dotkliwych sankcji handlowych wobec Ukrainy lub odcięcia jej dostaw gazu, jak było to w latach 2006 i 2009.
Zachód musi się przygotować na tak "ostrą reakcję" Rosji. Dla prezydenta Władimira Putina jest sprawą kluczową, by Ukraina "nie przesunęła się w sferę wpływów UE, bo to podważyłoby jego wizję Rosji jako wielkiej potęgi" - zauważa dziennik.
Według "FT" Janukowycz i Putin "są przywódcami podobnego typu i mają podobny model rządzenia". Jeśli więc Ukraińcy odsuną od władzy Janukowycza - a jego rezygnacja jest dla demonstrantów warunkiem koniecznym - to "Rosjanie mogą zastanowić się, czy nie postąpić tak samo z człowiekiem na Kremlu" - konkluduje "Financial Times".
(MRod)