To od Amerykanów Ukraińcy mieli otrzymać współrzędne krążownika "Moskwa". O nowych okolicznościach ataku na rosyjski okręt wojenny pisze brytyjski dziennik "The Times".
13 kwietnia niebo nad Morzem Czarnym patrolował Posejdon P8 - najnowszy typ amerykańskiego samolotu zwiadowczego. Według "The Times", jednostka wyleciała z bazy na Sycylii. W chwili ataku na "Moskwę" samolot znajdował się nad wodami terytorialnymi Rumunii. Sprzęt, jakim dysponują Amerykanie, pozwala im na zlokalizowanie okrętów znajdujących się w odległości nawet 100 mil morskich.
Reportedly the Moskva on 4/15 pic.twitter.com/HstqXYUQJf Another photo of the Moskva pic.twitter.com/251AOogyKB
Jak donosi "The Times", amerykańska jednostka zniknęła na trzy godziny z radarów programów, które śledzą ruch lotniczy za pośrednictwem internetu. Bardzo możliwe, że piloci wyłączyli na ten czas znajdujące się na pokładzie transpondery.
Rzecznik amerykańskiej marynarki nie udzielił bliższych informacji na temat okoliczności zatopienia "Moskwy", powiedział jedynie, że Stany Zjednoczone prowadzą takie patrole dla wzmocnienia wschodniej flanki NATO.
Russian Black Sea Fleet Prj. 712 sea rescue tug Shakhter (SB-922) alongside the Moskva pic.twitter.com/9LIkERQxLY
Jak zauważają komentatorzy, wsparcie Zachodu dla Ukrainy staje się coraz bardziej kreatywne. Odmowa wprowadzenia strefy zakazu lotów nad terytorium tego kraju zmobilizowała NATO do szukania nowych sposobów wspierania obrońców.
Jak oświadczył brytyjski premier Boris Johnson, Wielka Brytania dostarczy Ukrainie rakiety typu Brimstone używane przeciwko okrętom. Stosowano je podczas interwencji militarnych w Libii i Syrii.
Zdradzając plany, premier użył znajomej już frazy "zastanawiamy się nad wysłaniem takiej broni". Historycznie rzecz biorąc, oznacza to, że rakiety są już w Ukrainie lub w drodze do niej.
Pociski te wystrzeliwane są z samolotów. Nowym rozwiązaniem będzie montowanie ich na wojskowych transporterach. Firma zbrojeniowa, która je produkuje, twierdzi, że mogą być stosowane także przeciwko celom na lądzie.
Uwaga komentatorów skupia się na Donbasie. Według doniesień brytyjskich mediów, w walkach po stronie rosyjskiej może brać udział nawet 20 tys. najemników z Libii i Syrii. Analiza tego aspektu wojny skupia się na okolicznościach, w jakich przyszło im walczyć. Otrzymują żołd w wysokości od 600 do 3 000 dolarów - w zależności od doświadczenia, jakie posiadają.
Pozbawieni są jednak jakiegokolwiek wsparcia ciężkiego sprzętu. Są niczym więcej niż mięsem armatnim za pieniądze. Ich zadaniem jest za wszelką cenę jak najszybciej zdobyć jak największy kawałek ukraińskiej ziemi.
Jak zaznaczają komentatorzy, to desperacki ruch Kremla, wykonany w jednym tylko celu - by móc się pochwalić jakimkolwiek zwycięstwem 9 maja.