Zdobywczynie złotego i brązowego medalu igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, wioślarska dwójka i czwórka podwójna kobiet przyleciały do Polski. Razem z nimi do kraju przybył też trener obu załóg – Marcin Witkowski.
Witkowski, który uważany jest ojca sukcesów kobiecego wioślarstwa w Polsce, powiedział na warszawskim lotnisku, że wierzył w sukces swoich podopiecznych. Miałem nadzieję głęboko w sercu, że uda się przywieźć ten złoty medal. Dwójka miała naprawdę trudny, ale dobry sezon. Mimo, że w międzyczasie były łzy i dużo zmęczenia, to było to potrzebne, aby móc się odbić - stwierdził.
Trener tłumaczył, że w jego dyscyplinie szkoleniowcom nie jest łatwo dopingować zawodniczki podczas wyścigu. Jak już odepchnę ich wiosło od pomostu, to kontakt mamy dopiero na mecie. Ale wiem, że kiedy odpływają na start, są na w 100 procentach gotowe i tak +nabuzowane+, że lepiej im nie przeszkadzać. Krzyczę coś tam do nich z brzegu, ale one i tak chyba nie maja pojęcia, kto i co do nich woła - wyjaśnił.
O metodach motywacyjnych Witkowskiego podczas igrzysk w Brazylii opowiedziała złota medalistka z osady dwójki podwójnej Natalia Madaj. W Rio było tak, że trener przed każdym wyścigiem był nas tak pewny, że mówił tylko jedno zdanie musicie to wygrać. Przyznam szczerze, że byłam trochę rozczarowana, że nie mówi nic o tym, gdzie mamy zaatakować, wypuścić, przytrzymać. Mówił to jedno zdanie, jakby to wszystko było takie oczywiste. Myślałam sobie wtedy o kurczę i nic więcej nie powie?. Ale to, co robił, było strasznie motywujące, a ta jego pewność dawała nam siłę. Skoro on tak mówi, a zna się na tym i widzi inne osady, to znaczy, że tak będzie - powiedziała zawodniczka, która wraz z Magdaleną Fularczyk-Kozłowską w finałowym biegu na ostatnich metrach wyprzedziła prowadzącą przed w większość dystansu załogę z Wielkiej Brytanii. Kątem oka w trakcie wyścigu widziałam tą rufę Brytyjek, która odpływała po 1000 metrów. One sobie coś tam pokrzykiwały i było słychać, że chcą odejść, ale ciągle były w tym samym miejscu. To dawało nam poczucie, że jak zaatakujemy, to pękną - tłumaczyła taktykę polskiej załogi.
Na lotnisku na wioślarki czekała duża grupa kibiców. Wśród nich byli m.in. kuzyni Natalii, która wychowała się w Szydłowie w Wielkopolsce. By powitać mistrzynie olimpijską panowie przejechali ponad 400 km.
Cala rodzina jest dumna, oglądaliśmy to razem z całą rodziną i modliliśmy się, żeby się udało. Na szczęście szefu był z nami - powiedział jeden z nich - Piotr. Drugi - Rafał musiał słuchać relacji z wyścigu przez radio podczas jazdy autem. Na szczęście nie przyspieszałem razem z dziewczynami, tylko zwalniałem, żeby to na spokojnie przeżyć. Natka wiedziała, że będzie miała medal, pytanie czy srebro czy złoto, ale miała gaz pod nogą i mają to złoto. Dla naszej rodziny to coś niesamowitego - powiedział.
Najliczniejszą grupę na lotnisku stanowili jednak pochodzący ze Ślesina k. Nakła członkowie "rodzinno-sąsiedzkiego" klub kibica Moniki Ciaciuch, która razem z Agnieszką Kobus, Marią Springwald oraz Joanną Leszczyńską zdobyła brązowy medal. Cała grupa długo skandowała imię zawodniczki oraz dziękowała wszystkim załogom za ich występ w Rio de Janeiro.
Wszystkie zawodniczki długo i cierpliwie pozowały do zdjęć i rozdawały autografy. Pierwszy hale przylotów opuścił Witkowski, który przed wyjściem mocno uściskał każdą ze swoich zawodniczek. Trener spieszył się do domu, gdzie czeka na niego oczekująca dziecka żona. Jak przyznał, teraz przyszedł czas, by wybrać imię dla syna i cieszyć się rodziną. Skupienia na najbliższych oraz wypoczynku oczekuje również od wioślarek.
Witkowski potwierdził również, że chciałby stworzyć osadę kobiecej ósemki. Nie jest jednak pewny, czy zdąży ze wszystkim do następnych igrzysk w Tokio. W Japonii wierzy jednak w dalsze zwycięstwa obu medalowych załóg z Rio. Zawsze powtarzam, że zdobyć medal nie jest tak trudno, jak go powtórzyć po raz drugi - zakończył trener.
(mal)