Siatkarze Serbii pokonali w krakowskiej Tauron Arenie Belgię 3:2 w meczu o brązowy medal mistrzostw Europy. Dla "Czerwonych Diabłów" miejsce w najlepszej czwórce tak dużej imprezy to historyczny sukces.
Serbia: Nikola Jovovic, Uros Kovacevic, Srecko Lisinac, Drazen Luburic, Nemanja Petric, Marko Podrascanin i Nikola Rosic (libero) oraz Aleksandar Okolic, Milan Katic, Goran Skundric, Dragan Stankovic, Aleksandar Atanasijevic.
Belgia: Matthias Valkiers, Sam Deroo, Pieter Verhees, Bram van den Dries, Tomas Rousseaux, Simon van de Voorde i Jelle Ribbens (libero) oraz Lowie Stuer (libero), Ruben Van Hirtum, Francois Lecat, Kevin Klinkenberg, Gert Van Walle, Stijn D'Hulst.
Serbowie trzecie miejsce zajęli także cztery lata temu, kiedy współgospodarzem imprezy była Polska, a walka o medale odbyła się w Kopenhadze.
Biało-czerwoni udział w turnieju skończyli na barażu o ćwierćfinał, w którym przegrali ze Słowenią.
Serbia i Belgia przystąpiły do meczu w całkowicie innych nastrojach. Bałkańska ekipa była już bowiem faworytem półfinału z Niemcami, ale przegrała po tie-breaku. Dla Belgów już dotarcie do czołowej czwórki było dużym sukcesem. W walce o finał zostali zmiażdżeni przez Rosję (0:3), ale wciąż mieli więcej do zyskania niż stracenia.
Przegrali, choć bez walki medalu nie oddali. W pierwszym secie prowadzeni przez charyzmatycznego trenera Vitala Heynena zawodnicy mieli bardzo dobre przyjęcie (na poziomie 61 procent), ale kompletnie nie radzili sobie w ataku. W tym elemencie zawiódł zwłaszcza Sam Deroo, znany z występów w Zaksie Kędzierzyn-Koźle. Serbowie wygrali pierwszą partię 25:17.
Bardziej wyrównana był drugi set. Długo walka trwała punkt za punkt. Bardzo dobrą zmianę dał Gert Van Walle, który atakował niemal z każdej pozycji i pociągnął kolegów za sobą. Odżył także Deroo i Belgowie wygrali 25:22. Zresztą podobnie było w kolejnej odsłonie. "Czerwone Diabły" wyraźnie złapały wiatr w żagle i wydawało się, że koniec spotkania jest kwestią czasu. Wygrali trzeciego seta do 19.
Trener Serbów Nikola Grbic w trakcie przerwy powiedział parę ostrych słów i jego podopieczni się otrząsnęli. Za Marko Podrascanina wszedł kapitan Dragan Stankovic, który wspomógł blok. Bardzo dobrze zaprezentował się także Drazen Luburic i m.in. dzięki niemu jego zespół wygrywał 19:15 i nie oddał już prowadzenia. Czwarty set - 25:22 dla Serbów.
Oni też znacznie lepiej zaczęli tie-breaka. W pewnym momencie mieli trzy punkty przewagi (7:4) i praktycznie do końca kontrolowali przebieg decydującej rozgrywki. Ostatni punkt w meczu zdobył Uros Kovacevic.
(mn)