Już przy składaniu podań do wyższych uczelni, tegoroczni maturzyści muszą wydać kilkaset złotych na tzw. opłaty rekrutacyjne. Trzeba ją uiścić w każdej szkole, w której składa się papiery. Jeśli ktoś się nie dostanie, pieniądze przepadają. Po mailach, które otrzymaliśmy na Gorącą Linię RMF FM, Piotr Glinkowski sprawdzał, dlaczego tak się dzieje.

REKLAMA

Uczelnie powołują się na rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego, która w tym roku wyznaczyła 85 zł jako maksymalną opłatę rekrutacyjną. Pieniędzy tych nie można zwrócić, nawet jeśli ktoś wybrał inną uczelnię. Wszystko dlatego, że w trakcie rekrutacji są one wydawane m.in. na opłacenie licencji programu do elektronicznej rejestracji kandydatów, zakup artykułów biurowych i wreszcie wypłaty dla członków komisji rekrutacyjnej i egzaminacyjnej.

Około 400 złotych zapłaciłem za same opłaty rekrutacyjne w tym roku - mówi jeden z tegorocznych maturzystów. A może być jeszcze więcej, jeśli ktoś stara się o przyjęcie np. na Akademię Sztuk Pięknych. Tam w związku z dwustopniową rekrutacją i koniecznością zakupu przez uczelnię materiałów plastycznych trzeba zapłacić 150 zł.