Dzieci noszą ją na rękach, w domu ma zielono, ale ona i tak marzy tylko o tym, by się z niego wydostać. Sama. Tak jak sama wychowała dwóch dorosłych już dzisiaj synów. Mąż zostawił ją po tym, jak osiem lat temu w wypadku straciła władzę w nogach i sparaliżowana od pasa w dół trafiła na wózek. Nie chciał żyć z niepełnosprawną. "Pani Maju, jesteśmy zaszczyceni, że mogliśmy pani pomóc" - usłyszała w grudniu od wolontariuszy Szlachetnej Paczki.
Zasłony w zielone grochy, ciemnozielona tapeta, na niej obrazek z ostatnią wieczerzą, zielone obicie wersalki. I jedno marzenie: móc wyjść stąd o własnych siłach. Mieszkanie, które dla 48-letniej pani Mai stało się również więzieniem, jest jednym z blisko 17 tys. domów, w których, pomimo biedy, w grudniu ubiegłego roku coś się zmieniło. I to na dobre. Z przygotowaną przez darczyńców pomocą o łącznej wartości 47 mln zł dotarli tam wówczas wolontariusze jednego z najskuteczniejszych programów społecznych w Polsce - Szlachetnej Paczki. Przywrócili wiarę, dali nadzieję i wnieśli w życie kilkudziesięciu tysięcy osób trochę miłości. By zmiana, która się dokonała, była trwała, wolontariusze odwiedzają rodziny również po finale projektu, wspierając je i towarzysząc im w podejmowaniu nierzadko trudnych decyzji.
Żeby im w tym pomóc, możesz przekazać 1 proc. podatku na rzecz Stowarzyszenia Wiosna, które organizuje Szlachetną Paczkę i każdego roku rekrutuje i szkoli kilkanaście tysięcy wolontariuszy, którym zapewnia wsparcie logistycznie, merytoryczne i organizacyjne.
Chłopaków jest dwóch. Młodszy, 18-letni Robert, uczy się w dziennej szkole, śpi z mamą w jednym pokoju i jest na jej każde wezwanie. Jego o rok starszy brat też się uczy, ale zaocznie. Zdecydował się na to, by pójść do pracy. Wcześniej wszyscy razem utrzymywali się tylko z jej renty. Całe 1350 zł miesięcznie.
Świadczenie przyznano jej osiem lat temu. To wtedy, pomagając swoim rodzicom w pracach gospodarskich, spadła z wozu tak nieszczęśliwie, że straciła przytomność i pomimo błyskawicznej interwencji pogotowia (do szpitala zabrano ją helikopterem) nie udało się przywrócić jej sprawności w nogach. To był jednak dopiero początek problemów. Niedługo po wypadku od pani Mai odszedł mąż. Uznał, że nie chce mieć niepełnosprawnej żony i zmieniać jej pampersów. Została sama, z dwójką dorastających chłopaków.
Załamała się.
A potem się podniosła.
Dziś jest dla swoich synów wzorem i przykładem na to, że w życiu można poradzić sobie prawie ze wszystkim.
Prawie, bo wciąż nierozwiązanym problemem pozostają schody.
Marian i Robert są niesamowici. Nie wstydzą się tego, że ich matka jest niepełnosprawna, że potrzebuje pomocy w wielu - dla zdrowych osób - najprostszych czynnościach. Pomagają się jej umyć, zachować czystość - dosłownie i w przenośni noszą ją na rękach, zabierając ją na spacery. Ale w obliczu tego, że po odliczeniu wszystkich stałych kosztów, w tym rehabilitacji, na życie zostaje im mniej niż trzysta złotych miesięcznie na osobę, na przeprowadzkę ich nie stać. A w wielorodzinnym budynku, w którym mieszkają, przystosowanie schodów do potrzeb osoby poruszającej się na wózku inwalidzkim, jest nadzwyczaj skomplikowanym przedsięwzięciem.
Jesienią ubiegłego roku panią Maję odwiedziły wolontariuszki Szlachetnej Paczki. Zobaczyły kobietę, która się nie poddaje i która szuka rozwiązań. Wśród najpilniejszych potrzeb rodziny wskazały nową sofę (ta używana dotąd była w bardzo złym stanie), a także trwałą żywność i chemię gospodarczą, których zapas pozwoliłby odciążyć nieco domowy budżet.
Darczyńcy nie zawiedli - pani Maja i jej synowie otrzymali również drobne AGD i... mnóstwo podziękowań. Za to, że są inspiracją. Wzorem. Dowodem na to, że codzienne bohaterstwo jest możliwie.
Bo jest.