Dla mnie najgorszy był brak jakichkolwiek wiadomości - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Marlena Nowak, żona górnika z kopalni "Halemba", który w zawale spędził pięć dni. Doniesienia z Chile określa mianem cudu. Przy takim zawale, (…) że znalazło się miejsce, gdzie oni mogli się schować, że dowiercili się do nich, znaleźli tą kapsułę, że oni żyją i są w dobrym stanie - to jest tylko i wyłącznie cud..
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Marcin Buczek: Jak się na górze czeka, to co jest najgorsze przy takim czekaniu?
Marlena Nowak: Brak wiadomości, brak jakichkolwiek wiadomości. Brak wiadomości, w jakim stanie się znajduje osoba, na którą się czeka. Ja przez pięć dni czekałam, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, w którym miejscu się znajduje i czy jak go znajdą, czy będzie żył. Dla mnie to był brak jakichkolwiek wiadomości.
Marcin Buczek: Myśli pani o tych kobietach, tam daleko?
Marlena Nowak: Na pewno. Domyślam się, co mogą czuć teraz, w tej chwili, kiedy co godzinę wyciągają kolejnego górnika. To się czuje ogromną radość, serce jest wypełnione tak wielką radością, że chce się to ogłosić całemu światu. Wiem, że swoje przeszły, swoje przeżyły, ale były w o tyle lepszej sytuacji, że one po tych, bodajże 17 dniach, mogły już rozmawiać z mężami, mogły ich już widzieć. Ja przez pięć dni nie miałam żadnych wiadomości - to jest ta różnica między nami.
Marcin Buczek: Ta niepewność była wtedy najgorsza.
Marlena Nowak: Tak. Niepewność i czarne scenariusze rysowały mi się w głowie, tzn. to, że on może być przygnieciony i ta pomoc dojdzie do niego za późno, że on się wykrwawi na śmierć, albo jeszcze inaczej, że on będzie umierał ze świadomością, że nas już nie zobaczy.
Marcin Buczek: Kiedy przyszła ta wiadomość, że wszystko dobrze się kończy? Pani pamięta?
Marlena Nowak: Rano w poniedziałek o 5:40 był telefon z kopalni, ale ja pamiętam tylko tyle, że pan Sienkiewicz krzyknął mi do telefonu, że Zbyszek żyje, nic mu nie dolega i jest z nim kontakt - tylko tyle pamiętam.
Marcin Buczek: Było zwątpienie wcześniej?
Marlena Nowak: W niedzielę. Tata wrócił już z kopalni, stanął przy oknie i zaczął płakać - wtedy wiedziałam, że jest już bardzo źle, bo pięć dni bez jedzenia, bez wody. Nie wiedziałam, czy ma powietrze, czy jest ranny. Wtedy było największe zwątpienie - poprosiłam o tabletki nasenne, żebym mogła się po prostu wyspać.
Marcin Buczek: W poniedziałek był ten telefon z zupełnie inną wiadomością?
Marlena Nowak: Tak. W poniedziałek rano zaczęłam wierzyć, że jeszcze będzie dobrze, że dostaliśmy szansę na drugie życie - to był cud. W poniedziałek rano o 5:40 cud zawitał do naszej rodziny.
Marcin Buczek: Tam w Chile też jest cud?
Marlena Nowak: Na pewno. Inaczej tego nie można nazwać. Przy takim zawale - z tego co widzę, co tam się stało, że znalazło się miejsce, gdzie oni mogli się schować, że dowiercili się do nich, znaleźli tą kapsułę, że oni żyją i są w dobrym stanie - to jest tylko i wyłącznie cud.