"Kiedyś patrzyłem na turniej tenisowy tylko z jednej perspektywy. Teraz muszę skupić się na wielu kwestiach, a to bardzo ciekawe wyzwanie" - mówi Mariusz Fyrstenberg, dyrektor tenisowego challengera w Sopocie. Jak mówi były znakomity deblista, jego celem jest powrót imprezy do kalendarza ATP w ciągu kilku najbliższych lat.
Patryk Serwański: Jako tenisista doskonale poznałeś potrzeby zawodników podczas turniejów. Teraz już w dyrektorskim garniturze musisz sam zadbać o to, by w Sopocie czuli się komfortowo.
Mariusz Fyrstenberg: Rzeczywiście stoję teraz po drugiej stronie barykady. Jako zawodnik patrzyłem na inne rzeczy. Teraz muszę ogarnąć wszystko. Bardzo się cieszę, że zostałem przy tenisie i tak naturalnie przestawiłem się na inną rolę i mogę zająć się organizacją tego typu turniejów. To, że jestem byłym tenisistą, pomaga mi teraz w kontakcie z zawodnikami, aby ich zwabić do Sopotu. Widzę to wszystko teraz w innym świetle. Jest duża grupa osób, o którą muszę zadbać. Nie chodzi tylko o kwestie sportowe, ale i logistykę, marketing. Są to pasjonujące rzeczy. To jest mój projekt, więc nadal - tak jak podczas kariery sportowej - jestem własnym szefem.
Przed laty w Sopocie na kortach walczyli zawodnicy, którzy potem przebili się do światowej czołówki. Wieloletni plan to powrót do tamtych tradycji sprzed kilkunastu lat?
Cieszę się, że od razu federacja ATP pozwoliła mi zorganizować turniej takiej rangi jak challenger. Z reguły to kilka lat trwa. Przed laty w Sopocie grali Ferrero, Nadal, Safin, Moya. W tym roku - mogę się pochwalić - przyjedzie Tommy Robrebo. Były tenisista numer 5 rankingu ATP. Chciałbym, aby w ciągu 3-4 lat wrócił do Polski właśnie turniej ranking ATP. Dużo trzeba pokonać jeszcze przeszkód, ale patrzę na to wszystko z optymizmem. Jeżeli stworzymy realną wartość tego turnieju, to znajdą się ludzie, którzy wesprą tą inicjatywę w kolejnych latach.
Turniej w Polsce to świetna okazja, by punkty do rankingu zarobili nasi tenisiści.
Będę ich bardzo wspierał "dzikimi kartami" - zarówno w kwalifikacjach, jak i w turnieju głównym. Cieszę się, że Jerzy Janowicz jest zainteresowany. Wstępnie poprosił o "dziką kartę". Ostatnie wyniki badań pokazały, że problemy zdrowotne są już poza nim. Oczywiście Kamil Majchrzak wyraził bardzo duże zainteresowanie. Hubert Hurkacz uzależnił start w Sopocie od swoich występów w najbliższych tygodniach. Cieszę się, że prawie cała nasza kadra wystąpi w Sopocie.
Ile pieniędzy będzie można zgarnąć na challengerze w Sopocie? Pula nagród to 64 tysiące euro.
Nie mamy się jak porównywać z największymi turniejami. W Sopocie zwycięzca zarobi 10 tysięcy euro, ale zgarnie sporo punktów do rankingu ATP. Grając w challengerach można spokojnie przesuwać się w górę rankingu. Tenis to jednak nie golf. W tenisie możesz zarobić na dobre życie będąc w czołowej setce albo i osiemdziesiątce rankingu. W golfie porównywalne zarobki ma tysiąc zawodników. Rozbieżność jest duża. Challenger to dla tenisisty bardziej szansa na rankingowe punkty niż na zarobek.
(mpw)