W co najmniej kilku punktach raport MAK mówi wprost nieprawdę. Na przykład mówi o tym, że polska prokuratura wyrażała zgodę na ujawnienie raportu MAK-u, że kontrolerzy nie wprowadzali pilotów w błąd, że lotnisko było dobrze wyposażone i w pełni sprawne - wylicza w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Małgorzata Wassermann.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Małgorzata Wassermann: Przede wszystkim, tu jest pytanie, czy z tego raportu wynika prawda? Ja mam bardzo duże wątpliwości. W co najmniej kilku punktach ten raport mówi wprost nieprawdę.
Marek Balawajder: Na przykład?
Małgorzata Wassermann: Na przykład mówi o tym, że polska prokuratura wyrażała zgodę na ujawnienie raportu MAK-u, mówi o tym, że kontrolerzy nie wprowadzali pilotów w błąd, mówi o tym, że lotnisko było dobrze wyposażone i w pełni sprawne. Przecież to jest wprost mówiąc kłamstwo. W związku z tym, jeżeli łapie się kogoś na kłamstwie w jednym, drugim i trzecim momencie, można powiedzieć, że nie ma podstaw, aby do całej reszty mieć zaufanie.
Marek Balawajder: Do całego raportu Pani nie ma zaufania?
Małgorzata Wassermann: Znaczy się, ja przede wszystkim nie jestem specjalistą, więc trudno mi wypowiadać się, jeżeli chodzi o te kwestie związane z...
Marek Balawajder: Ale te kluczowe punkty, które Pani podnosi?
Małgorzata Wassermann: Panie redaktorze, jeżeli ktoś dzisiaj usiłuje nam sugerować, że w zasadzie obecność Lecha Kaczyńskiego była presją na to, żeby wylądować, to ja rozumiem, że...
Marek Balawajder: Obecność generała Błasika.
Małgorzata Wassermann: No nie, jeżeli chodzi o generała Błasika i pana Kazanę to zakładam, że oni byli w tym kokpicie. Jest tylko jedno pytanie i jedna teza, której nikt nie stawia: Po co oni tam byli? Z góry założono, że byli oni tam po to, aby wywierać nacisk, żeby lądować. A nikt nie zadał sobie pytania, czy oni nie byli tam po to, że zaczęło się coś tak niepokojącego dziać z samolotem, że oni przyszli, jakbym to powiedziała, ratować sytuację, zorientować się, co się dzieje. Ja chciałam przypomnieć, że dzisiaj nie ma cienia wątpliwości, że mój ojciec wyłączył w Polsce telefon i z jakichś przyczyn zaczął go na terytorium Federacji Rosyjskiej uruchamiać.
Marek Balawajder: Już będąc w powietrzu?
Małgorzata Wassermann: Prawdopodobnie będąc w powietrzu. Na pewno będąc w powietrzu, bo nie mógł go przecież po katastrofie uruchomić. Więc nikt tej tezy nie badał. Natomiast również pani Anodina mówiła o tym, że była wywierana presja psychiczna przez tak zwanego "Pierwszego Gościa". Niczym nie poparta, kłamliwa teza. Ja rozumiem, że tutaj potwierdza się to, o czym często słyszymy, że Lech Kaczyński, kiedy go nie ma, to jest winny i jak jest, to jest również winny.
Marek Balawajder: Czyli cały raport do kosza? Jeżeli w kilku punktach złapała ich Pani na kłamstwie, Pani zdaniem?
Małgorzata Wassermann: Ja nie wiem, czy cały raport do kosza. Wiem tylko jedną rzecz, że jesteśmy dziś na takim samym etapie, na jakim byliśmy 10 kwietnia. Jest dzisiaj bezsporna jedna rzecz - wiemy i to wynika jasno z notatek - już 11 Rosjanie odmówili w dużej części współpracy ze stroną polską, a przypomnę, że jeszcze wtedy, przynajmniej jak twierdzi rzecznik rządu i pan premier, nie było ustalonej współpracy. Złamanie prawa, przyjęcie konwencji chicagowskiej to jest złamanie prawa. To był lot wojskowy. Chciałabym przypomnieć, że nawet kontrolerzy lotu zapytali się naszych pilotów, czy znają procedury wojskowe i oni odpowiedzieli, że tak. Gdzie tu jest miejsce na lot cywilny? To jest lot wojskowy, nie ma miejsce na konwencję chicagowską, a w związku z powyższym wszystko jest nie tak, musimy się zastanowić, jak naprawdę zacząć całe to postępowanie od początku.
Marek Balawajder: Ten raport cokolwiek wyjaśnia, coś rozjaśnia?
Małgorzata Wassermann: To znaczy ten raport dla mnie wyjaśnia jedną rzecz - Rosjanie zawsze traktowali nas w sposób zły i tak naprawdę nigdy nie dali nam podstaw do tego, abyśmy im ufali. Po raz kolejny to potwierdzili. On jest absolutnie nieobiektywny, w pewnych momentach jest absolutnie nieprawdziwy.
Marek Balawajder: Ta nieprawda jeszcze raz, w punktach?
Małgorzata Wassermann: Ta nieprawda jeszcze raz, na dzień dzisiejszy: Zgoda polskiej prokuratury na upublicznienie zapisów z czarnych skrzynek, druga to jest kwestia rzekomego niewprowadzania w błąd, jeżeli chodzi o kontrolerów lotu, przecież to jasno wynika z czarnych skrzynek, że wprowadzono w błąd polskich pilotów. Trzecia kwestia - podanie im komendy "Horyzont", kiedy wszyscy wiemy, że ona padła na etapie, w którym było już za późno, bo nastąpiło zderzenie z ziemią. To są takie pierwsze, które przychodzą mi do głowy.
Marek Balawajder: A te zarzuty, które MAK stawia polskim pilotom, że nie odlecieli, że źle zareagowali, że nie reagowali w ogóle na pewną sytuację, która się już wydarzyła?
Małgorzata Wassermann: Ja nie przypominam sobie takiej sytuacji, aby ona wynikała z zapisu czarnych skrzynek. Ja sobie doskonale przypominam, że mówiono im, że są na ścieżce, kiedy byli nie na ścieżce i w zasadzie parametry były inne niż były.
Marek Balawajder: To są interpretacje już w tym raporcie?
Małgorzata Wassermann: Ja odnoszę wrażenie, że pani Anodina komentowała każdy fragment, o którym mówiła i tak naprawdę ona zakładała pewne wersje, które próbowała uzasadnić. Proszę mi powiedzieć jedną rzecz - z czego miałoby wynikać to, że generał Błasik, pan minister Kazana albo pan prezydent Lech Kaczyński wywierali nacisk, aby lądować na tym smoleńskim lotnisku? Chciałabym przypomnieć jeszcze jedną rzecz - myślę, że po to od początku było przyjęcie konwencji chicagowskiej, że z góry Rosjanie założyli, że tym samym będą mieli całkowity wpływ na ten raport i tym samym, z góry wiedzieli, że przy tych procedurach będzie wyłączona, przynajmniej wedle nich, odpowiedzialność kontrolerów lotu. To tylko z naszej strony duża naiwność, ale my mówiliśmy, przynajmniej ja mówiłam, co najmniej od kwietnia, że się bardzo źle dzieje. Nie było podstaw od jedenastego kwietnia, aby ufać Rosjanom.