Awans Igi Świątek do finału wielkoszlemowego French Open był tematem rozmowy 7 pytań o 7:07” w Radiu RMF24. Rola rodziców w karierze tenisistów i tenisistek jest ogromna. W tej dyscyplinie wszystko trzeba sobie samemu zorganizować, zaplanować karierę – powiedziała nam Magdalena Grzybowska, była tenisistka. Jej zdaniem 18-letnia rywalka Igi w finale Rolanda Garrosa to kolejne cudowne dziecko amerykańskiego tenisa.
Bogdan Zalewski: Czy Iga Świątek pokona w finale Rolanda Garrosa Cori Gauff?
Magdalena Grzybowska: Chyba nie mogę inaczej odpowiedzieć: pokona! Oczywiście, że pokona, choć będzie to dla niej bardzo ciężki mecz. Amerykanka nie ma nic do stracenia. Iga będzie miała lekką presję, bo zagra z młodszą rywalką. To się bardzo rzadko zdarza, bo Iga tak naprawdę jest taką osobą, która całkiem niedawno zaczęła osiągać sukcesy i pokazywać się w zawodowym tenisie.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Cori, zwana zdrobniale Coco. Czy to zawodniczka twarda jak kokos?
Przede wszystkim to zawodniczka głodna sukcesów. Całe swoje nastoletnie życie trenowała, żeby znaleźć się w takim miejscu. Fantastyczne dziecko amerykańskiego tenisa. Ma przed sobą wielką przyszłość i na pewno będzie twardym kokosem dla Igi.
Iga pokonała wczoraj Rosjankę Darię Kasatkinę, ale pokonała... to chyba mało powiedziane.
Tak, wcześniejsze trzy mecze już wygrywała. Po raz kolejny pokazała, że Kasatkina nie jest w stanie zagrozić Idze. Polka jest zawodniczką dużo lepszą, pokazała, że te dotychczasowe mecze nie były przypadkiem.
Czego brakowało Kastkinie, a co ma w nadmiarze Iga?
Iga ma przede wszystkim piorunujący forhand. Poprawia to uderzenie i dzięki temu ma broń, którym potrafi sobie ustawiać wymiany.
Jak dużo dzieje się w głowie zawodniczki w czasie meczu?
Najlepiej, jak nie dzieje się nic w czasie meczu.
Nirvana?
Tak, taki spokój wewnętrzny, wiara. Jak zaczyna się myśleć za dużo, to oznacza, że zawodnik znajduje się w trudnym momencie.
Czasami obserwujemy taki rytuał. Zawodnicy wykonują różne gesty, jakby dokonywali pewnych modłów ciałem. Mam na myśli Rafaela Nadala, który znany jest z tego.
To są właśnie takie rytuały, gesty zautomatyzowane, jakieś odruchy, które się powtarza z meczu na mecz. Absolutnie nieprzemyślane. Przyzwyczajenia, które pozwalają właśnie nie myśleć na korcie. Odstresować się.
Czyli to są takie czynności - jak to mówią psychologowie - kompulsywne. To nie jest tak, że to jest wytrenowane. To są jakieś neurotyczne rzeczy?
Według mnie to są bardzo automatyczne rzeczy. W takich chwilach nie myśli się o tym. Myśli się o kolejnej piłce, odbiciu.
Dyrektorka French Open przyznała, że dla niej atrakcyjniejsze są mecze mężczyzn niż kobiet. Jej słowami była mocno rozczarowana Iga Świątek.
Niestety, tegoroczny turniej dostarcza pani dyrektor argumentów za jej tezą. Bardzo dużo gwiazd odpadło we wcześniejszych rundach i tych wielkich nazwisk w drabince kobiet odpadło. Oczywiście uważam, że Idze należała się ta nocna sesja. I te mecze wieczorne przy największej ilości widzów.
Tutaj problemem jest transmisja i jej pory.
Tak, pory transmisji, ceny biletów, są oczekiwania kibiców, którzy przychodzą i liczą na długie i zacięte widowisko. W drabince kobiet takich meczów-widowisk było mało. Natomiast to jest w tym sensie wyjątkowy turniej, bo nie zawsze tak jest. Te mecze kobiet też są ciekawe, często są nawet ciekawsze.
Jaką rolę odgrywają rodzice w karierze tenisistów?
Olbrzymią. Jeśli spojrzymy na wszystkich tenisistów, którzy są w czołówce - to są rodzice. Często także pełnią funkcję trenerskie.
Czy w pani przypadku tato również był tak zaangażowany w karierę?
Bardzo. Bez tego trudno o sukces. Tenis to jest taka dyscyplina, która wymaga olbrzymiego zaangażowania. Nie mamy takich miejsc w Polsce, do których moglibyśmy dziecko oddać i liczyć, że ktoś ten talent dziecka oszlifuje. W tenisie wszystko samemu sobie trzeba zorganizować, zaplanować karierę.
A pani szlifuje talent swoich pociech?
Ja mam trójkę dzieci i tylko jedno z nich pokazuje taką bardzo ważną cechę, która w sporcie jest nieodzowna, czyli chęć rywalizacji. To mój syn, który ma 13 lat i jest dwukrotnym mistrzem Polski do lat 12. Zatem jednego tenisistę w domu mam.
Ale tenis to coś więcej, bo to także taka życiowa rywalizacja, można powiedzieć metafora tego co nas spotyka wszystkich, nie tylko jeśli gramy na korcie.
To jest sprawdzenie się, wewnętrzny rozwój, dążenie do doskonałości. Życie sportowe bardzo później pomaga w życiu zawodowym. To praca w ogromnym stresie, w warunkach nietypowych: w podróżach, oczekiwaniu, przestojach. Na pewno wszystko to później w życiu się przydaje, szczególnie, że po takiej karierze ma się dużo pieniędzy na koncie.