"Chcę powiedzieć o tym, że nie czuję, nie mam w sercu nienawiści do tego człowieka, który zabił Pawła ani nienawiści do jego rodziny" – powiedziała w rozmowie z TVN24 Magdalena Adamowicz, żona zamordowanego prezydenta Gdanska Pawła Adamowicza. „Ja mam ból w sercu, cierpienie, żal, ale wiem, że to zachowanie tego człowieka, który siedział w więzieniu i był indoktrynowany reżimową telewizją, że to, co się dzieje, ten hejt, ta nienawiść spowodowała, że on był takim jakby owocem tej nienawiści sianej" – mówiła.
Wiem, że ten rząd, który teraz jest, jest ręcznie sterowany, prokuratura sterowana przez ministra, media reżimowe, bo tak trzeba je nazwać, którymi wiadomo kto rządzi, a kto też z tylnego fotela wszystko nakręca, powodowały tę nienawiść ogólną, ale też naszej rodzinie wyrządziły bardzo wiele krzywdy - mówiła w TVN24 Magdalena Adamowicz. Paweł był (...) grillowany żywcem, urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz, nawet w bardzo podeszłym wieku nękali rodziców Pawła, moich rodziców, podobnie jak właśnie reżimowa telewizja - dodała.
Żona zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza była była pytana o potrzebę rachunku sumienia wśród polityków. Politycy obrzucają się teraz nawzajem, jedni drugich, kto jest winny za tę sytuację, nie tyle za śmierć, ile za tę sytuację, która powstała, ale też niestety wśród dziennikarzy jest niestety za dużo nadużywania słowa i szukania sensacji - oceniła. Pytana o to, jak patrzy na potrzebę narodowego pojednania odpowiedziała, że jest to ważne i być może coś się zmieni w tej kwestii. To musi iść nie tylko od polityków, ale ludzie muszą się zmienić między sobą, być bardziej uprzejmi, serdeczni, nie wrodzy, media nie muszą na siłę szukać sensacji, bardziej ważyć słowa. Słowo może zabić i słowa, które padały i one Pawła strasznie raniły, on to brał na swoje barki, ale to go raniło i się okazało, że te słowa też go zabiły - tłumaczyła.
13 stycznia prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakował nożem przez 27-letniego Stefana W., który podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wtargnął na scenę. Samorządowiec trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie zmarł 14 stycznia. Jego pogrzeb odbył się w minioną sobotę.
Opracowanie: Maciej Nycz