Zamiast łóżka w hotelu przy Prudential Center wybrałem to własne, domowe. I przyjaciół w "Piccolo Sogno" - mówił na 24 godziny przed walką z Tomaszem Adamkiem jego rywal Vinny Maddalone. "Piccolo Sogno" to po włosku "małe marzenie" - malutka, nierzucająca się w oczy pizzeria w nowojorskim Flushing.

REKLAMA

Maddalone zaprosił tam grupkę polskich dziennikarzy, bo już na ważeniu było widać, że nie czuje się dobrze w blasku reporterskich fleszy. Wszedł na wagę, uśmiechnął się i... zniknął z holu Prudential Center prawie niezauważony. Przyjedźcie w moje strony, zapraszam. To kawałek drogi od Prudential Center, ale będę na was czekał. Na pewno - rzucił na pożegnanie.

Z Prudential Center w Newarku do Flushing jedzie się godzinę. Dodajmy do tego nowojorski tłok na Manhattanie i zamiast o ósmej wieczorem, byliśmy na spotkaniu godzinę później. Maddalone nie dość, że poczekał nie przejmując się faktem, że ma za 24 godziny walkę swojego życia, to jeszcze kilka razy dzwonił sprawdzając czy się przypadkiem nie spóźniliśmy. "Małe marzenie" było już prawie puste - została tylko jego żona Elizabeth, drobna i uśmiechnięta blondynka, właściciel i kucharze oraz kilku przyjaciół Vinny'ego. Oni znają go jako równego faceta, a nie kogoś, kto może za kilkadziesiąt godzin, jak wygra z Tomkiem Adamkiem, być w kolejce do milionów i mistrzowskich tytułów.

Rozmawiamy o boksie z Vinnym, z prawdziwym włoskim szefem kuchni Maurizio o jego przysmakach, a z jego wspólnikiem, kibicem Interu, o jego ulubionej drużynie. Zupełnie nie czuje się atmosfery czegoś wielkiego, tak pewnie wygląda wiele wieczorów Maddalone w ulubionej pizzerii. Przyjadę na walkę na dwie godziny przed wyjściem na ring. Po co się spieszyć, to będzie tylko pół godziny w samochodzie. Zamiast łóżka w hotelu przy Prudential Center i atmosfery walki, wybrałem własne, domowe zacisze. I przyjaciół w Piccolo Sogno. Chyba wiecie dlaczego - mówi pięściarz. Maddalone wstaje od stołu, żegna się serdecznie ze wszystkimi i odjeżdża do odległego zaledwie o kilka minut domu. Czy wygra czy przegra, Vinny zawsze będzie taki sam. Ale wszyscy będziemy go dopingować - mówi Maurizio.

Przemek Garczarczyk