"O ile mi wiadomo, dziś rano najemnicy Grupy Wagnera są w swoich obozach. W stałych obozach, w których przebywali po wycofaniu się z frontu w celu rekonwalescencji" - powiedział Alaksandr Łukaszenka na spotkaniu z dziennikarzami. Jego wypowiedzi przytoczyła państwowa agencja informacyjna BelTA.
Alaksandr Łukaszenka podkreślił, że kwestia przeniesienia wagnerowców na Białoruś nie została jeszcze rozwiązana. Dodał przy tym, że oferta zakwaterowania części najemników w białoruskich obozach wciąż jest aktualna.
Białoruski przywódca jednak "nie widzi żadnych zagrożeń" związanych z tym, że na Białorusi będą stacjonować najemnicy Grupy Wagnera.
Absolutnie nie martwię się, że będziemy mieli pewną liczbę tych najemników. Co więcej, zostaną oni umieszczeni (na Białorusi) pod pewnymi warunkami - powiedział.
Głównym warunkiem - jego zdaniem - jest możliwość skorzystania z ich pomocy w przypadku obrony państwa przed potencjalną agresją.
Alaksandr Łukaszenka poinformował ponadto, że szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna nie ma obecnie na Białorusi. Jest w Petersburgu. Rano może pojechał do Moskwy - stwierdził.
Białoruski przywódca jest przekonany, że Władimir Putin nie wyciągnie konsekwencji wobec przywódcy wagnerowców po niedawnym buncie.
Co będzie z nim dalej? Cóż, w życiu wszystko się może zdarzyć. Ale jeśli myślisz, że Putin jest tak złośliwy i mściwy, że jutro zabije Prigożyna... Nie, to się nie stanie - powiedział.
Dodał, że w najbliższym czasie zamierza spotkać się z Władimirem Putinem, by omówić m.in. temat Grupy Wagnera.
Jego wypowiedzi pojawiły się po doniesieniach rosyjskich mediów, według których Prigożyn był widziany w Petersburgu. Jego obecność w drugim co do wielkości mieście Rosji była postrzegana jako część umowy, dzięki której mógł załatwić swoje sprawy.
Na spotkaniu z dziennikarzami Łukaszenka odniósł się też do sytuacji na froncie w Ukrainie. Stwierdził, że spodziewa się, iż siły ukraińskie "spróbują zrobić coś poważnego na linii frontu przed szczytem NATO w Wilnie (11-12 lipca - przyp. red.)".
Dodał, że taki ruch doprowadzi do zniszczenia przez Ukrainę jej najlepszych rezerw i pogrzebania własnych zdolności wojskowych.
W sobotę 24 czerwca doszło do buntu Grupy Wagnera, co miało być efektem napięć pomiędzy rosyjskim resortem obrony a przywódcą najemników Jewgienijem Prigożynem.
Wagnerowcy najpierw zajęli Rostów nad Donem, w tym siedzibę Południowego Okręgu Wojskowego, a następnie ruszyli w kolumnie pancernej w kierunku Moskwy. Najemnicy, którzy dotarli do obwodu lipieckiego, mieli znajdować się 200 km od stolicy Rosji.
Bunt zakończył się po negocjacjach przywódcy wagnerowców z prezydentem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką, prowadzonych w porozumieniu z Władimirem Putinem. Szef Grupy Wagnera zgodził się ustąpić i po południu rozkazał najemnikom, by zaczęli się wycofywać z terytorium Rosji.
Na mocy porozumienia najemnicy, którzy zdecydowali się pozostać w Grupie Wagnera, będą mogli wyjechać na Białoruś.
Bezpośrednio po zakończonej rebelii wagnerowcy trafili do obozów w anektowanej części obwodu ługańskiego.