Polacy wygrali z Gruzją 4:0 w szóstej kolejce eliminacji piłkarskich Mistrzostw Europy! Pierwszego gola w 62. minucie spotkania rozgrywanego na Stadionie Narodowym strzelił Arkadiusz Milik, a kolejne - w końcówce meczu - Robert Lewandowski. Napastnik Bayernu Monachium zdobył trzy bramki w ciągu czterech minut! Polscy piłkarze pozostają tym samym niepokonani w eliminacjach Euro 2016.
ZOBACZ ZAPIS RELACJI Z MECZU POLSKA-GRUZJA NA ŻYWO
Gra i przede wszystkim wynik budzi uznanie, ale tak naprawdę powinniśmy załatwić sprawę już w pierwszych dwudziestu minutach. W tym czasie gra Polaków naprawdę mogła się podobać. Bardzo ruchliwi byli obaj skrzydłowi - Kamil Grosicki i Sławomir Peszko, swoich szans szukali Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik, a Łukasz Piszczek świetnie włączał się do akcji ofensywnych. Co jednak najważniejsze, cała drużyna grała bardzo wysokim pressingiem i z łatwością odbierała piłkę zdezorientowanym Gruzinom.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wtedy też stworzyliśmy sobie co najmniej pięć dogodnych sytuacji. Dwie z nich zmarnował Grosicki, a pozostałych nie potrafił zamienić Robert Lewandowski. To właśnie akcje "Lewego" wzbudzały największe poruszenie na trybunach. Snajper Bayernu Monachium potrafił w cudowny sposób wypracować sobie pozycję do strzału. Kiedy już wydawało się, że gol musi paść, to na przeszkodzie stawał bardzo dobrze broniący Giorgi Loria, a raz kiedy nie dał rady zablokować piłki, wyręczył go rozpaczliwie interweniujący na linii bramkowej obrońca.
Gruziński mur udało się skruszyć dopiero po godzinie gry. Wtedy po krótkim rozegraniu rzutu rożnego kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Milik. Uderzona lewą nogą piłka wpadła w długi róg bramki Lorii i wypełniony do ostatniego miejsca Stadion Narodowy oszalał z radości.
Chwilę po golu Milika na boisku pojawił się Jakub Błaszczykowski, który zastąpił nierówno grającego Peszkę. Nawet jeśli skrzydłowy Borussii wciąż ma żal do Nawałki, to na murawie wcale nie było tego widać, choć trzeba też dodać, że do formy sprzed kontuzji jeszcze mu trochę brakuje. Jeden przebłysk geniuszu Błaszczykowskiego widzieliśmy w 69. minucie, kiedy to cudownie dośrodkował do Grosickiego. Pomocnik Stade Rennais po raz kolejny potwierdził, że w upalne popołudnie ze skutecznością jest na bakier.
Niestety za trafieniem Milika nie poszły kolejne gole Polaków, a co gorsza, to Gruzini zaczęli przejmować inicjatywę. Jasnym sygnałem, że w końcówce będziemy się bronić, była druga zmiana Nawałki. Za Grosickiego, na boisku pojawił się Tomasz Jodłowiec. To nie uszczelniło naszej obrony, która przez większość meczu nie miała wiele do roboty. Naszym defensorom należy się jednak dwója za gapiostwo, które o mało nie skończyło się wyrównującym golem. Na szczęście po uderzeniu Giorgi’ego Nawalowskiego piłka odbiła się od poprzeczki bramki Łukasza Fabiańskiego. Biało-czerwoni szybko zdołali się otrząsnąć i w mgnieniu oka rozłożyli Gruzinów na łopatki. W rolę kata wcielił się Lewandowski, który w ciągu czterech minut trzykrotnie trafił do siatki. Warto zwrócić uwagę na jego gola numer dwa, przy którym asystę zapisał Jakub Błaszczykowski. Po tym jak piłka wpadła do siatki obaj wpadli sobie w ramiona, ucinając już chyba na dobre plotki o rzekomym konflikcie.
Polacy efektownie pokonali Gruzinów i należą im się za to duże słowa uznania. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę statystyki. Czerwcowe mecze o punkty to zawsze dla reprezentacji Polski była prawdziwa droga przez mękę. Na palcach jednej ręki możemy policzyć triumfy Polaków. Dużo więcej jest wstydliwych wpadek. Jak chociażby porażka z Armenią w eliminacjach do Euro 2012, czy niedawny remis z Mołdawią w kwalifikacjach do brazylijskiego mundialu.
Szukając ostatniego triumfu biało-czerwonych w czerwcowym meczu o punkty, trzeba cofnąć się aż osiem lat w tył - do 2007 roku, kiedy Polacy pokonali w Baku Azerbejdżan. A wygrana u siebie? To już miniony wiek. Po raz ostatni trzy punkty u siebie biało-czerwoni zgarnęli w... 1999 roku, kiedy to prowadzona przez Janusza Wójcika drużyna pokonała Bułgarię 2:0 po trafieniach dwóch Tomaszów Hajty i Iwana.
To właśnie osoba drugiego z Tomaszów, Iwana, łączy drużyny Wójcika i Nawałki. 16 lat temu Iwan był jednym z najlepszych polskich piłkarzy, teraz pracuje w sztabie obecnego selekcjonera. Teraz te wyliczenia możemy już z czystym sumieniem wyrzucić do kosza.
Polska wygrała z Gruzją, a wobec remisu Irlandii ze Szkocją uczyniła kolejny duży krok w drodze na Euro 2016.
(mal)
INTERIA.pl/RMF FM