Najpóźniej 6 czerwca mają wrócić do gry piłkarze Fortuna 1 ligi. Wyznaczone przez każdy z klubów 50 osób przebywa obecnie w izolacji, by uniknąć zarażenia koronawirsuem. W grupie, która jest pod specjalnym nadzorem i musi m.in. 2 razy dziennie mierzyć temperaturę, znalazł się też prezes GKS-u Tychy Leszek Bartnicki. Jak sam mówi:"Jestem z tych prezesów, który w szatni jest dość często... Staram się być blisko drużyny. A o tym jak od poniedziałku będą wyglądały treningi zawodników, bez wykorzystania szatni, a także ile tyszanie stracą z powodu pustych trybun z prezesem GKS-u Tychy Leszkiem Bartnickim rozmawiał Wojciech Marczyk z redakcji sportowej RMF FM.

REKLAMA

Wojciech Marczyk: W klubie rozpoczęliście już samoizolację? Jak ona przebiega?

Leszek Bartnicki: Tak. Ten etap trwa już u nas od kilku dni i pilnujemy siebie wewnętrznie. Minimalizujemy możliwość zagrażania i w miejsca, gdzie jest największe prawdopodobieństwo złapania koronawirusa, wychodzimy jak najrzadziej. Jesteśmy też zobligowania do wypełniania specjalnych ankiet. Robimy to codziennie do godz. 20. Dotyczy ona tego, jak się czujmy, czy mamy objawy koronawirusa. Dwa razy dziennie każdy z nas mierzy też temperaturę. Mówiąc każdy z nas mam na myśli grypę 50 osób, wśród której są zawodnicy, członkowie sztabu. W tej grupie są też pracownicy klubu mający kontakt z drużyną. Etapem kończącym izolacje będzie przesiewowy test na koronawirusa, który przejdą wszyscy z tej listy 7 maja. Będzie to pierwszy z dwóch testów, który będziemy mieli przeprowadzony za nim zespół będzie mógł wybiec na boisko.

Siebie na listę też pan wpisał? Jest pan tym prezesem, który lubi wejść do szatni i pogadać z zawodnikami? Czy raczej trzyma się pan z daleka od zespołu?

Ja jestem z tych prezesów, który w szatni jest dość często i to nie dlatego, że trzeba komuś karę nałożyć, czy kogoś zrugać. Staram się być blisko drużyny. Wynika to też pewnie z tego, że jestem niewiele starszy od zawodników i tematów do rozmów mamy sporo. Część z nich znam jeszcze z poprzednich klubów czy z czasów, kiedy byłem dziennikarzem. Nie mam problemu z tym, żeby porozmawiać czy pożartować, chociaż dziś czas jest taki, że na kontakty trzeba uważać. Jestem na tej liście 50 osób, które są poddawane tym samym procedurom co piłkarze.

Mówi się, że od poniedziałku 4 maja chcecie rozpocząć zajęcia w małych grupkach. Jak to będzie logistycznie wyglądało? Bo zakazów jest mnóstwo. Nie można korzystać nawet z szatni.

Tych obostrzeń i zakazów jest mnóstwo. One dotyczą m.in., tak jak pan powiedział, unikania szatni, w której wszyscy znajdują się zawsze blisko siebie. Zakładamy, że zawodnicy będą na treningi przyjeżdżać już przebrani. Wyłączone z użytku są też prysznice, więc po zajęciach trzeba będzie wykąpać się w domu. Obostrzenia dotyczą też siłowni, z której korzystanie powinno być ograniczone do minimum. Treningi powinny odbywać się w rękawiczkach, a sprzęty powinny być dezynfekowane. Mamy to szczęście, że nasz oddany kibic Tomasz Baranowski ma firmę, która zajmuje się dezynfekcją, więc pomierzenia, w których piłkarze będą przebywać, będą codziennie wieczorem dezynfekowane. Musimy być na pewno bardzo ostrożni teraz. Od poniedziałku nastąpi kolejny etap odmrażania, będziemy mogli w małych grupkach ćwiczyć. My zakładamy, że będzie to 5 zawodników plus trener, czyli w sumie 6 osób. W związku z tym musimy mieć bardzo dobrze rozpisany plan. Z tego powodu nawet powiększyliśmy sztab trenerski. Poprosiliśmy o pomoc trenera zespołu rezerw i trenera zespołu juniorów starszych. Do tego zgłosiliśmy kilka obiektów, tak żeby kilku zawodników mogło trenować jednocześnie na jednym, drugim czy trzecim obiekcie, żeby wszystko mogło sprawnie funkcjonować. Chylę też czoła przed naszym sztabem trenerskim, który bardzo umiejętnie to rozplanowuje. Myślę więc, że na miarę możliwości i zakazów wszystko będzie dobrze przygotowane. Wszyscy już jednak liczą na to, kiedy będzie można trenować całymi zespołami. Zawodnicy już są bardzo stęsknieni za boiskiem, bo ostatni mecz zagraliśmy 10 marca przeciwko Cracovii i było to w Pucharze Polski. Później były jeszcze 2 czy 3 dni treningów, a potem wspólnie już nie trenowali.

A jak atmosfera w klubie? Nie popsuła się po rozmowach z zawodnikami dotyczącymi cięć w kontraktach?

To nie jest tak, że jesteśmy jedynym klubem, który musiał takie rozmowy przeprowadzić. To na pewno nie są łatwe negocjacje. Nikt nie lubi mieć obniżek, każdy lubi dostawać premie i podwyżki. Rozmowy o premiach są o wiele łatwiejsze niż o obniżkach. Generalnie cały zespół podszedł do tego w porządku. Rozumieją jak jest sytuacja. Ułatwieniem dla nas na pewno jest sytuacja, że nie mieliśmy wobec zawodników żadnych zaległości przed koronawirusowych. Wszystkie pensje czy premie były wypłacone. Pensja za marzec także była wypłacona w normalnej wysokości. Także myślę, że zdecydowanie łatwiej prowadziło mi się rozmowy niż komuś, kto miał już wcześniej zaległości wobec zawodników.

A o jakich cięciach mówimy w przypadku GKS-u Tychy? Bo wiadomo są jakieś sugestie Ekstraklasy czy 1 Ligi, ale w każdym klubie obniżki pensji są inne.

U nas cięcia są mniejsze niż sugerowane. One są też oczywiście uzależnione od tego, ile dany zawodnik zarabiał. Do pewnej wysokości nie robiliśmy cięć w kontraktach wcale. Natomiast do momentu ujawnienia oficjalnych informacji nie chcę się w to zagłębiać. Cięcia w klubie nie dotyczą tylko piłkarzy. Jako prezes solidarnie, też poddam się cięciom. To też pokazuje, że jesteśmy jedną drużyną i podążamy w tym samym kierunku.

A jak wyglądają rozmowy ze sponsorami? Wam może jest trochę łatwiej, bo właścicielem jest samorząd? Czy wręcz przeciwnie? Rozmawiał pan już z prezydentem Tychów Andrzejem Dziubą o ewentualnych cięciach?

W rozmowach z zawodnikami, to też tłumaczymy, że nie obcinamy im pensji, bo mamy do nich jakieś pretensje, że w okresie bez meczów mniej pracują. Wszyscy żyjemy teraz w pewnej koronawirusowej rzeczywistości i pewne straty już możemy obliczyć. A jaki będzie globalny efekt korona kryzysu, to jeszcze nikt z nas nie wie. Prezydent Dziuba jest akurat osobą, która bardzo lubi sport. Jest na każdym meczu czy piłkarskim czy hokejowym. Sport czuje. My czujemy jego wsparcie. Wiem na pewno, że miasto również poniesie określone straty wynikające m.in. z tego, że część przedsiębiorstw wstrzymało swoją działalność. Władze Tychów mocno zaangażowały się też w walkę z koronawirusem, bo w mieście jest szpital, w którym chorzy na Covid-19 są leczeni. Miasto dla lekarzy wynajęto hotel, by nie musieli wracać do domów i to też zajmuje miejskie środki. Na ten moment nie mamy informacji o tym, by pieniądze przyznane na ten rok miały zostać okrojone. Musimy być jednak na to przygotowani, bo zdaję sobie sprawę, że piłka jest najważniejszą rzeczą z tych mniej ważnych, ale kilka innych jest na pewno ważniejszych. A jeżeli chodzi o sponsorów, to są już tacy z którymi rozmawialiśmy i wiemy, jakie mają problemy. Jeżeli my możemy im jakoś pomóc, to staramy się to robić. Mamy sygnały, że pewne środki mogą zostać zmniejszone. To nie są jeszcze jednak, żadne ostateczne rozmowy. Na ten moment my jako klub mamy płynność finansową. Zdajemy sobie jednak sprawę, że będziemy funkcjonować w zupełnie innej rzeczywistości i trzeba będzie dokonać korekty planów budżetowych, które zakładaliśmy na 2020 rok.

A jak poważny problemem dla was będzie brak kibiców na trybunach?

My jesteśmy akurat w gronie tych klubów pierwszoligowych, które zarabiają na dniu meczowym. A to nie jest taka oczywista, oczywistość. My bodajże mamy drugą średnią frekwencję w tym sezonie. My na dniu meczowym zarabiamy i już mecz z Cracovią w Pucharze Polski, który musieliśmy zagrać bez publiczności to też już była dla nas poważna starta. My wiemy, ile mniej więcej stracimy z tytułu tego, że nie będzie kibiców na stadionie. Liczymy jednak na to, że może jesienią chociaż częściowo się pojawią. Dla nas drugim źródłem dochodu przy okazji dnia meczowego jest wynajem lóż na stadionie. Wszystkie loże na stadionie przy Edukacji 7 są wynajęte i wiemy, że jeżeli nie będzie publiczności to nie będzie dochodów z tego tytułu. To będzie problem. Wstępnie te straty szacujmy na kilkaset tysięcy złotych. Na pewno bliżej miliona niż 500 tysięcy. Wszystko oczywiście przy założeniu, że do końca 2020 roku nie będziemy wpuszczać kibiców na stadion.

Liczy pan już razem wpływy z wynajęcia lóż i normalne miejsca na trybunach?

Tak.

A jakie ma pan największe obawy związane z planem powrotu do rozgrywek?

Moja największa obawa jest związana z tym, co będzie jeżeli w jakimś zespole nagle wykryjemy kilku chorych. To jest coś, co spędza mi sen z powiek. Wszyscy cieszą się na powrót i wierzą, że nawet ta ciężka praca w czasie indywidualnych treningów przeniesie efekt i boje się, co będzie jeżeli tuż przed starem rozgrywek w jakimś zespole zostaną wykryci chorzy. Nie oszukujmy się też, wcale nie jest tak, że wszystkim klubom aż tak bardzo zależy, żeby wrócić do grania. Niektórzy uważają, że gdyby sezon skończył się już, to oni swoje cele sportowe osiągnęli. Mam nadzieję też, że zostaną wypracowane odpowiednie procedury, które sprawią, że nikt nie będzie używał koronawirusa do tego, aby w jakiś sposób pomagać sobie w kontrolowaniu rozgrywek.

A sportowo o co chcecie walczyć w tej nietypowej końcówce sezonu? Bo całkiem niedawno wymieniliście szkoleniowca. Tymczasowym trener został Ryszard Komornicki, który tak na dobrą sprawę nawet nie miał czasu zaznajomić się z zespołem.

Ja żartuję, że kiedyś była taka dyscyplina jak szachy korespondencyjne. Teraz w modzie są zaś trenerzy korespondencyjni, którzy wysyłają rozpiski i za pomocą wideokonferencji zarządzają zespołem. Ja myślę jednak, że za sterami mamy osobę doświadczoną, bo Ryszard Komornicki jest doświadczony i jako trener i jako piłkarz, to w tym niełatwym momencie może nam pomóc. Ten ostatni czas to jest kolejny okres przygotowawczy. A biorąc pod uwagę to, że będziemy grali do końca lipca, to latem może nie być już czasu na okres przygotowawczy. W związku z tym ten czas teraz trzeba umiejętnie wykorzystać, żeby zespół był przygotowany na granie do końca roku. Ja widzę duży optymizm w moim zespole, bo gdy tylko pojawiła się informacja, że możemy grać to oczy się wszystkim zaświeciły. Pierwszym celem jest na pewno, żeby awansować do pierwszej 6.

Czyli do baraży o ekstraklasę?

Tak. A co będzie później? Czas pokaże. To będzie na pewno zwariowana końcówka sezonu i o końcowym wyniku będą decydować różne czynniki. Np. to kto będzie miał szerszą kadrę, kto będzie lepiej przygotowany, czy nawet to kto będzie miał więcej szczęścia, mniej kontuzji czy zawieszonych za kartki. My na pewno nie składamy broni i chcemy powalczyć o wysokie cele sportowo. A przy okazji pilnować miejsca, które mamy w Pro Junior System. Wcale walka o jak najwyższe miejsca, nie musi oznaczać, że na boisku nie będzie młodych zawodników. To może być też istotny element w budowaniu przychodów. Gdyby 1. liga zakończyła rozgrywki dziś, to GKS Tychy z Pro Junior System dostałby ponad milion złotych. To są też niebagatelne środki.