„Dla tej kobiety nie było szans. Nie było mowy o operacji. Nie było możliwości założenia specjalnej klamry, która by ją być może uratowała. Nie można było zrobić embolizacji, czyli zamknięcia naczynia tętniczego. Operacja niosła za sobą zbyt duże ryzyko” – mówi dla RMF FM neurochirurg Alejandro Vargas Roman z Kostaryki. To on prowadził Floribeth Mora Diaz, której uzdrowienie wybrano jako cud do kanonizacji Jana Pawła II.
Paweł Żuchowski: Panie doktorze, wierzy pan w cuda?
Doktor Alejandro Vargas Roman: Tak. Oczywiście, że wierzę. Obserwuje je stale. Obudzić się i spojrzeć na dzieło Boga też jest cudem. Lekarze też są narzędziami w rękach Boga. Każdego dnia widzę w szpitalu rzeczy, w które trudno uwierzyć.
W jaki sposób mógłby mi pan wytłumaczyć to, co się stało z Floribeth Morą Diaz?
To był tętniak tętnicy średniej prawej części mózgu, typu wrzecionowatego, zdiagnozowany w jednym z najlepszych centrów hemodynamiki w Ameryce Środkowej. Zaobserwowany i zdiagnozowany przez wielu moich kolegów lekarzy. Co się stało? Cud czy nauka? Cóż, każdy uwierzy w to, co mu pasuje, ale jeśli o mnie chodzi to uważam, że był to cud.
Czy możliwe, by organizm sam zwalczył taką chorobę? Może to była naturalna sprawa, a nie żaden cud.
Patrząc na wielkość tego tętniaka i jego umiejscowienie trudno myśleć, że on zniknie i nie pozostawi żadnych śladów neurologicznych. Raczej w tym przypadku nie jest to możliwe, by chora tętnica wyzdrowiała i nie został ślad po tętniaku. To było cudowne uzdrowienie.
Może się pan pomylił. Może to nie był tak poważny przypadek?
Diagnoza została postawiona w jednym z najlepszych centrów hemodynamiki w Ameryce Środkowej. Ja jestem specjalistą z dyplomem i mam ponad 22 lata praktyki. Znam się na tym. Konsultowałem to z wieloma lekarzami. Nikt nie miał wątpliwości patrząc na badania.
(j.)