"Centrum Jurija Lewady przeprowadziło badania i według nich 47 proc. Rosjan uznało, że było to (częściowa mobilizacja – przyp. red.) najważniejsze wydarzenie w ostatnim czasie” - mówiła Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w dzisiejszej rozmowie dla Radia RMF24. "Z kolei przeprowadzone z wielką pompą pseudoreferenda, które Władimir Putin chciał właśnie przedstawić jako najważniejsze wydarzenie ostatnich lat, tylko 9 proc. Rosjan uznało za coś ważnego w ich życiu politycznym i osobistym. W związku z tym, można postawić tezę, że dla wielu Rosjan wojna zaczęła się właśnie teraz" - dodała Legucka.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Mer Moskwy poinformował, że mobilizacja wojskowa w stolicy Rosji została zakończona. Wezwania wysłane w procesie mobilizacji do miejsca zamieszkania i przedsiębiorstw tracą ważność - obwieścił Siergiej Sobianin. Mer dodał, że wszystkie zadania mobilizacyjne zostały w pełni wykonane.
Odnosząc się do tych oświadczeń z Moskwy, Agnieszka Legucka oceniała ich wiarygodność i tłumaczyła zachowania rosyjskiego społeczeństwa.
Takie są deklaracje mera Moskwy, Sobianina, ale aktywiści jasno mówią mieszkańcom stolicy, żeby nie wierzyli merowi, ponieważ on próbuje tylko uspokoić nastroje społeczne mieszkańców Moskwy - mówiła ekspertka.
Niepokój wzbudzają szczególnie ostatnie "łapanki" w stolicy - na podwórkach osiedli między blokami mieszkalnymi, w zakładach pracy, przy wyjściu z metra. Dopóki mobilizacja sięgała mieszkańców dalekiego wschodu Rosji, prowincji, czy też Północnego Kaukazu to mieszkańcy Moskwy, czy Petersburga uważali, że wszystko jest w porządku - tłumaczyła Legucka.
Częściowa mobilizacja dotarła jednak i do stolicy, co spotkało się z dużym niezadowoleniem społeczeństwa dużego miasta. W związku z tym prezydent Federacji Rosyjskiej, Władimir Putin, zapowiedział 14 października, że w ciągu dwóch tygodni ta mobilizacja się zakończy, ale czy ona faktycznie się skończy, to oczywiście nie wiadomo - mówiła Legucka. Co ważne, ekspertka stwierdziła, że wczorajsza zapowiedź mera Moskwy nic nie znaczy, ponieważ on nie ma kompetencji do podejmowania takich decyzji. Trzeba to jasno powiedzieć, gdyż po pierwsze - o tym decyduje prezydent, który nie podpisał odpowiedniego dekretu, a po drugie - o tym również decyduje Ministerstwo Obrony Narodowej jako wykonawca decyzji prezydenta - tłumaczyła.
Zatem mer Moskwy stara się uspokoić mieszkańców stolicy, którzy "mają wszelkie powody, żeby się niepokoić, ponieważ stają zakłady pracy, stają kursy nocnych autobusów, nie ma kierowców, szkoły nie mają nauczycieli - przynajmniej te prywatne". Według Agnieszki Leguckiej rąk do pracy brakuje nie tylko dlatego, że wielu zostało wysłanych na front, ale przede wszystkim dlatego, że według szacunków 700 tysięcy Rosjan opuściło swój kraj.
Nastroje społeczne w całej Rosji sięgają bardzo dużego zaniepokojenia. Centrum Jurija Lewady przeprowadziło badania i według nich 47 proc. Rosjan uznało, że było to (częściowa mobilizacja - przyp. red.) najważniejsze wydarzenie w ostatnim czasie, z kolei przeprowadzone z wielką pompą pseudoreferenda, które Władimir Putin chciał właśnie przedstawić jako najważniejsze wydarzenie ostatnich lat, tylko 9 proc. Rosjan uznało za coś ważnego w ich życiu politycznym i osobistym. W związku z tym, można postawić tezę, że dla wielu Rosjan wojna zaczęła się właśnie teraz - mówiła ekspertka.
Rosyjska armia jest na tyle zdesperowana, że tych nowo mobilizowanych nie szkoli, tylko od razu wysyła na front jako przysłowiowe mięso armatnie. Tutaj zachodzi bardzo dziwna, z punktu widzenia społecznego, prawidłowość, dlatego że Rosjanie zamiast się buntować, to w sieci krążą takie filmiki, w których matki lub żony nagrywają się i apelują do Władimira Putina. Mówią, że one zasadniczo nie mają nic przeciwko tej mobilizacji, tylko mają za złe to, że żołnierze są wysyłani nieprzygotowani, źle umundurowani i są wysyłani bez przygotowania bojowego - zaznaczała w odpowiedzi na pytanie, co Rosjanie sądzą o śmiertelnych ofiarach na froncie wśród pierwszych zmobilizowanych.
W przekonaniu Leguckiej w rosyjskim społeczeństwie obecny jest bardzo duży efekt wyparcia. Konflikt między Rosją a Ukrainą trwa już od 2014 roku i w świadomości Rosjan ta wojna od początku była gdzieś daleko, była dla nich bardzo odległa. Oni do tej pory nie chcieli wiedzieć, co się dzieje na froncie. Niemniej jednak rosyjscy żołnierze byli aktywni na froncie już od 2014 roku i w społeczeństwie rosyjskim są traktowani jako bohaterzy, którzy walczą w obronie Federacji Rosyjskiej albo w obronie mieszkańców Donbasu. Jest to zupełnie inny obraz rzeczywistości niż ten w Polsce, czy w Ukrainie - mówiła.
Rosyjska propaganda bardzo dobrze funkcjonuje w rosyjskim społeczeństwie od lat. (...) Bardzo dobrze tuszuje rzeczywistość, dając Rosjanom odpowiedź na pytania, którą oni chcą usłyszeć. Ukrywana jest prawda o rosyjskich żołnierzach, którzy są odpowiedzialni za morderstwa, gwałty i rzezie na ukraińskich mieszkańcach - podsumowała ekspertka do spraw Rosji.
Opracowanie: Rafał Szarek