Łączniczka AK działała średnio tylko trzy miesiące, mało która miała szansę przeżycia wojny. "(…) Kobiety na ogół sprawdzają się w konspiracji lepiej od mężczyzn" - pisał o łączniczkach Jan Karski - "Szybciej dostrzegają niebezpieczeństwo, za to rzadziej niż mężczyźni przejawiały skłonność do chowania głowy w piasek. (…) zasadniczo odznaczają się większą ostrożnością, dyskrecją i zdrowym rozsądkiem". Historie dziewięciu wyjątkowych kobiet, które w czasie Powstania Warszawskiego przenosiły meldunki i były sanitariuszkami, zebrali w książce "Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego" Maria Fredro-Boniecka i Wiktor Krajewski.
Łączniczki były bardzo ważnymi postaciami Polskiego Państwa Podziemnego - utrzymywały łączność pomiędzy uczestnikami konspiracji. Służba ta jednak - jak pisał Jan Karski w "Tajnym państwie" - była wyjątkowo trudna i odpowiedzialna: Prywatne mieszkania łączniczek nierzadko przekazywano do dyspozycji ruchu podziemnego. Łączniczce nie wolno było się ulotnić, musiała przebywać tam, gdzie łatwo ją było odszukać i bez zezwolenia nie mogła zmieniać nazwiska czy adresu. Dopóki pracowała dla nas, nie mogła się ukryć ani zniknąć nam z oczu; w przeciwnym razie oznaczałoby to bowiem urwanie kontaktów między konspiratorami i różnymi pionami ruchu podziemnego.
Karski był pełen uznania dla kobiet, które pełniły funkcje łączniczek. Pisał: Wbrew rozpowszechnionej na całym świecie opinii, iż kobiety są gadatliwe i niedyskretne, to moje własne doświadczenia skłoniły mnie do przekonania, że kobiety na ogół sprawdzają się w konspiracji lepiej od mężczyzn. (...) Szybciej dostrzegają niebezpieczeństwo, za to rzadziej niż mężczyźni przejawiały skłonność do chowania głowy w piasek. Niewątpliwie lepiej wtapiają się w otoczenie i zasadniczo odznaczają się większą ostrożnością, dyskrecją i zdrowym rozsądkiem. Przeciętna kobieta, która angażuje się w sekretne działania polityczne, wykazuje znacznie większy "zmysł konspiracyjny" w porównaniu z typowym mężczyzną.
Służba łączniczki była skrajnie niebezpieczna - wpadały nawet te najostrożniejsze, a przed śmiercią często poddawane były torturom. Średnio łączniczka AK działała tylko trzy miesiące i mało która miała szansę przeżycia wojny.
Dziewięć opowieści tych, którym się to udało, znalazło się w książce "Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego". Żadna z dziewczyn, których losy zostały w tym tomie opisane, nie miała w chwili wybuchu Powstania więcej niż 20 lat. Zanim ogłoszono godzinę "W", niepozorne nastolatki jeździły po kraju z meldunkami, przewoziły uzbrojenie, szkoliły się w pomocy medycznej, a niekiedy i w strzelaniu.
Po latach większość wspomina, że strach ich nie paraliżował - po prostu nie myślały o nim.
Jolanta Mirosława Zawadzka-Kolczyńska - "Klara" - działalność konspiracyjną podjęła już w 1942 roku, jako 14-latka, transportując broń do oddziałów partyzantki. 1 sierpnia 1944 zgłosiła się do Zgrupowania Chrobry II. Została zaprzysiężona i zaczęła służbę jako łączniczka. Przez całe Powstanie przenosiła meldunki, m.in. do gen. Bora-Komorowskiego. Po latach wspomina, że zaskoczyła ją niepozorna sylwetka dowódcy. Podczas jednej z akcji została lekko ranna w nogę pociskiem rozpryskowym. Po kapitulacji Powstania, zgodnie z rozkazem dowództwa, opuściła Warszawę wraz z ludnością cywilną, ponieważ nie miała jeszcze ukończonych 16 lat. Trafiła do obozu przejściowego w Ursusie.
Maria Stypułkowska-Chojecka, pseudonim "Kama", szła do Powstania mając 18 lat, ale już z doświadczeniem w walce. Brała m.in. udział w udanym, brawurowym zamachu, w którym zginął generał Franz Kutschera, dowódca SS i policji na dystrykt warszawski, zwany katem Warszawy. "Kama" była łączniczką batalionu "Parasol" i przeszła cały szlak bojowy batalionu. We wrześniu ’44, kiedy kończyła 18 lat, przypadkiem znalazła torbę z pomidorami. Zaniosłam więc te pomidory na kwaterę, umyliśmy je i podzieliliśmy. Nie było ich dużo, skoro starczyło dla każdego po pół czy po ćwierć. To był mój powstańczy tort urodzinowy - wspomina.
Wanda Traczyk-Stawska w chwili wybuchu powstania miała 16 lat, ale wyglądała na młodszą - niska i nieco pulchna dostała pseudonim "Pączek", choć marzyła o imieniu "Atma", bo lubiła książki Rodziewiczówny. Już w 1939 roku razem z dziewczętami z zastępu harcerek z 22. drużyny im. ks. Skorupki na Grochowie wybijała szyby w kawiarniach dla Niemców, rysowała na murach znaki Polski Walczącej. Do konspiracji wstąpiła w 1942 roku - jej zadaniem było dostarczanie szmalcownikom i folksdojczom wyroków Państwa Podziemnego. W czasie Powstania walczyła u boku "Montera", czyli generała Antoniego Chruściela, dowódcy Okręgu Warszawskiego AK. Była łączniczką i strzelcem, jako jedna z niewielu dziewczyn miała broń.
W książce zamieszczono również wspomnienia Balbiny Szymańskiej-Ignaczewskiej - "Basi", Barbary Wilczyńskiej-Sekulskiej - "Penelopy", Bronisławy Romanowskiej-Mazur - "Sosny", Teresy Kuklińskiej-Tyrajskiej - "Basi", Krystyny Królikiewicz-Harasimowicz - "Kryśki" i Zofii Słojkowskiej-Krajewskiej - "Nelly".
Książka "Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego" ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.
(edbie)