Jak donoszą białoruskie media, na polecenie Aleksandra Łukaszenki w kraju trwa tajna mobilizacja. Mężczyźni z całego kraju są pilnie wzywani do służby wojskowej. Chorąży i oficerowie dostają propozycje awansów. Szczególnie pożądani są kierowcy czołgów i wozów bojowych.

REKLAMA

"Nasza Niwa" dotarła do informacji, z których wynika, że białoruskie firmy i przedsiębiorstwa mają przygotowywać listy pracowników podlegających poborowi. Generałowie odwiedzają zakłady pracy, werbują mężczyzn do wojska i przygotowują ludzi do wojny.

Na początku października przyszło pismo z komisariatu wojskowego, z wezwaniem do złożenia wyjaśnień. Kiedy zgłosiłem się na rozmowę, otrzymałem wezwanie do wojska. Razem ze mną takie wezwania otrzymało 8 osób, wszyscy mamy uprawnienia do kierowania sprzętem wojskowym. W teczce, z której wyciągnięto moje wezwanie, było znacznie więcej kart poborowych. Nie wezmę udziału w mobilizacji, zamierzam wyjechać z Białorusi - mówił jeden z mężczyzn, który już otrzymał wezwanie.

Zaprosili sierżantów rezerwy i chorążych na kursy przekwalifikowujące i zaproponowali awans do stopnia porucznika - dowódcy plutonu. Nie wiem do czego byli potrzebni młodsi oficerowie, nie wyjaśniali, mówili, że to "zgodne z planem" - mówił mężczyzna, który nie zdołał uniknąć mobilizacji.

Zadzwonili z biura wojskowego, zaprosili mnie do powrotu do służby. Nie wyjaśnili, w jakiej pilnej potrzebie znalazła się Ojczyzna, że jestem jej nagle potrzebny. Powiedzieli tylko, że będę zadowolony z pensji. Po kilku dniach zmieniłem numer, nie zamierzam wszystkiego rzucić i iść do wojska - mówi "Naszej Niwie" emerytowany starszy oficer.

W naszej firmie 70 proc. pracowników otrzymało wezwanie do służby wojskowej. W pierwszej kolejności dostawali je kierowcy sprzętu wojskowego i specjaliści od księgowości wojskowej - dodaje natomiast szef małej firmy z obwodu mińskiego.

Mężczyzna z obwodu grodzieńskiego twierdzi, że w czasie rozmów telefonicznych pojawiają się sugestie jak uniknąć mobilizacji. Rozmówcy z biur wojskowych wyraźnie podkreślają, że "wojsko nie potrzebuje chorych" i żeby przed spotkaniem poważnie zastanowić się, czy stan zdrowia nie uniemożliwia podjęcia służby wojskowej.

Jak dowiedziała się "Nasza Niwa", do przygotowania list poborowych zostały zobowiązane nawet szkoły i uniwersytety. Może to oznaczać, że planowane jest rozszerzenie skali białoruskiej tajnej mobilizacji.