"Szlachetna Paczka to nie pomaganie. To łączenie ludzi biednych i bogatych" - tak o odbywającej się od 15 lat akcji charytatywnej mówi prezes Stowarzyszenia Wiosna i twórca Paczki ks. Jacek Stryczek. Trwa właśnie rekrutacja wolontariuszy do projektu. Chętni, którzy odwiedzą najbiedniejsze rodziny w naszym kraju, a potem wręczą im przedświąteczne prezenty, poszukiwani są do 15 października. "Gdy ktoś ma w CV, że był wolontariuszem Paczki, ma 100 proc. pewność, że dostanie pracę" - tymi słowami ks. Stryczek zachęca do uczestnictwa w tegorocznej edycji projektu.
Ada Pałka: Proszę księdza, czy idea Szlachetnej Paczki to tylko - jak się większości z nas wydaje - pomaganie?
Ks. Jacek Stryczek: Wbrew pozorom Szlachetna Paczka nie jest prostym projektem, bo nie zajmuje się pomaganiem, tylko łączeniem biednych i bogatych. Czyli satysfakcję z Paczki mają i ci, którzy są obdarowywani paczkami, ci którzy tę pomoc przygotowują i wolontariusze. Siłą paczki jest właśnie połączenie tych różnych ludzi. Jesteśmy teraz na etapie rekrutowania wolontariuszy do projektu. To oni potem będą szukali rodzin w potrzebie. Dla nas ważną rzeczą jeszcze jest, żeby natrafić na ludzi naprawdę biednych. Nie na tych, którzy wyglądają na biednych i żyją z tego, że wyglądają na biednych, potrafią z tego powodu pozyskiwać sobie różnego rodzaju środki na przetrwanie. Takim ludziom nie pomagamy. W tamtym roku nasi wolontariusze odwiedzili 40 tys. rodzin, a wybrali do projektu 21 tys. Nam zależy na tym, żeby pomagać ludziom, którzy są pod kreską, ale jak dostaną impuls, to ich życie może się zmienić.
Chcemy docierać do ludzi, którzy w sposób gwałtowny stali się biednymi albo też okoliczności życia w jakiś sposób te osoby wykluczają. Nie chcemy docierać do takich, którzy nie pracują, ale w zamian za to potrafią obskoczyć wszystkie punkty pomocowe, żeby uzyskać środki na przetrwanieKs. Jacek Stryczek
Jak rozpoznać takich ludzi?
Gdyby na przykład nam zdarzyło się zbiednieć, gdybyśmy zachorowali, gdyby dziecko było w szpitalu, byłyby koszty leczenia, ktoś by stracił pracę, to nie umielibyśmy poprosić o pomoc. My chcielibyśmy właśnie do takich ludzi docierać. Do ludzi, którzy w sposób gwałtowny stali się biednymi albo też okoliczności życia w jakiś sposób te osoby wykluczają. To jest przykładowo sytuacja samotnych matek, które nie mają wsparcia ze strony swoich rodzin. W naszym kraju wciąż źródłem biedy jest chore dziecko czy choroba w rodzinie. I to są rodziny, do których my chcemy dotrzeć. Nie chcemy docierać do takich, którzy nie pracują, ale w zamian za to potrafią obskoczyć wszystkie punkty pomocowe, żeby uzyskać środki na przetrwanie.
Szukacie wolontariuszy. Potrzeba ich aż 13 700. Jak w XXI wieku przekonać ludzi, którzy biegną za pieniądzem, którzy myślą o profitach, do bezinteresownej pomocy?
Wbrew pozorom wolontariat jest coraz bardziej popularny z jednego, prostego powodu: ludzie potrzebują w życiu sensu, a nie tylko pieniędzy. Ja mówię tak: każdy z nas ma duszę i jak ta dusza nie jest dokarmiana, to usychamy. Ta potrzeba sensu, potrzeba przekraczania swojego świata, wyjście w kierunku drugiego człowieka jest czymś, co decyduje o jakości naszego życia. Więc ja się nie dziwię, że właściwie nie mamy problemów z wolontariuszami. Ważną kwestią jest też to, że do nas na wolontariat zgłaszają się osoby najsprawniejsze, które mają najwięcej zajęć. To są z jednej strony osoby, które szukają sensownych zajęć, z drugiej strony my tak planujemy wolontariat, że on nie zajmuje dużo czasu, a jest bardzo efektywny. Przynosi dużo dobrych owoców. To jest też fajne, że możemy mieć i współpracę, i wpływ na najfajniejszych ludzi w naszym kraju, którzy chcą być wolontariuszami. Jeszcze raz powtórzę, że wolontariuszami zwykle nie zostają osoby, które mają dużo czasu, które są niezagospodarowane i się "lenią", wolontariuszami najczęściej zostają ludzie, którzy już mają dużo zajęć i chcieliby jeszcze więcej fajnych rzeczy w życiu robić.
Kojarzy ksiądz taką historię, taką przemianę kogoś, kto przyszedł nieprzekonany do wolontariatu, wziął udział w Szlachetnej Paczce i - powiedzmy - "narodził się na nowo"?
Ja pamiętam taką dziewczynę, którą spotkałem w Nowym Prokocimiu. Do niej paczka trafiła, kiedy była w Zakopanem. Była samotną matką, rodzina jej się wyrzekła. Ta dziewczyna jak już podniosła się z tego swojego upadku, weszła w związek, stworzyła rodzinę, to wróciła do nas i została wolontariuszem. To jest właśnie taka magiczna siła Szlachetnej Paczki, w której nie tyle chodzi o pomaganie, tylko o to, żeby człowiek się zmienił. Ja uważam, że nie może być tak, że im więcej pomocy, tylko więcej potrzebujących. Pomoc powinna sprawić, że człowiek sam sobie radzi w życiu. My cały czas do tego zmierzamy.
Ja też lubię opowiadać historię dwójki wolontariuszy, którzy przyszli do mężczyzny samotnie wychowującego chłopaka z wodogłowiem, mniej więcej 14-letniego. Zaraz po ich wejściu ten chłopak usiadł na kolana wolontariuszki, zaczął się do niej przytulać. W tym czasie drugi wolontariusz zadał pytanie: czemu pan jest biedny? On mówi, że byli klasą średnią, on jest inżynierem, mieli jedno dziecko i urodziło się drugie z wodogłowiem. Żona powiedziała, że albo to dziecko oddadzą albo ona od niego odchodzi. Powiedział, że nie byłby w stanie oddać tego dziecka. Żona po pół roku odeszła, a on z tym dzieckiem został. Potem kwestia leczenia, kłopoty, stracił pracę i tak zaczął się staczać. Wtedy wolontariusz zadaje sakramentalne pytanie: w czym możemy pomóc? On mówi: ja już nie potrzebuję pomocy, bo najważniejsze, że mnie wysłuchaliście. Ja rozumiem, że ten chłopak tulił się do tej dziewczyny, bo mu brakowało mamy. Dla nas ważni są ludzie. My chcemy ich poznać, chcemy wejść w ich los. Dzisiaj czytałem na naszej stronie, że nasi wolontariusze wchodzą tam, gdzie inni się boją. Ludzie boją się biedy. Boją się o siebie, boją się wziąć odpowiedzialność na siebie, za tych ludzi, których odwiedzają. I my jesteśmy z tymi ludźmi.
Każdy z nas ma duszę i jak ta dusza jest niedokarmiana, to usychamy. (...) Wyjście w kierunku drugiego człowieka jest czymś, co decyduje o jakości naszego życiaKs. Jacek Stryczek
Czy któraś edycja Szlachetnej Paczki w jakiś sposób była wyjątkowa?
Paczka przez te wszystkie lata nieustannie się zmienia i rozwija. My pomagamy bez dogmatów i uczymy się, kiedy pomoc jest najbardziej efektywna. Jak w 2005 roku prosiliśmy darczyńców o pomoc dedykowaną, 150 zł to była taka górna granica wyobraźni. Dzisiaj średnia wartość pomocy to ponad 2300 zł, a często ta pomoc to jest 5, 6 tys. Najdroższa paczka jechała w Bieszczady. Warta była ponad 20 tys. zł. To był cały samochód, który pojechał tam z różnymi rzeczami, prezentami.
Jakie na przykład rzeczy tam były?
Jeżeli chodzi o biedę, to ona ma różne oblicza. Zwróciliście na pewno uwagę, że dzisiaj nawet na ulicy nie widać ludzi, którzy byliby jakoś rażąco gorzej ubrani. Ludzie kupują rzeczy w "szmateksach". Więc ta bieda to są środki czystości, to jest jedzenie, ale istnieje też bieda cywilizacyjna, jeżeli ktoś nie ma pralki czy lodówki. Rozumiem, że są sytuacje, w których ktoś mieszka w mieszkaniu, które nie ma ogrzewania. To są wszystko takie problemy, w których darczyńca może pomóc. A w naszym kraju jest coraz więcej osób, które już dorobiły się, są zamożne, dla których nawet podjęcie takiego wysiłku, to 20-parę tys. zł z firmy, która chce doinwestować jedną rodzinę, to nie jest duży wydatek. Kiedyś był płot i jak sąsiad zza płotu miał problemy, to mu się pomagało. Dziś te płoty są za wysokie. Nie znamy się z sąsiadami. A Szlachetna Paczka jest właśnie tym, co łączy ludzi. Dla mnie fajną rzeczą jest na przykład moduł, który wprowadziliśmy na pewnym etapie. Wolontariusz dzwoni do darczyńcy i opowiada mu o tej rodzinie. Sam fakt, że darczyńca może się bardziej wczuć w historię tej rodziny, sprawił, że wartość paczek wzrosła o 30 proc. Za każdym razem, kiedy my zbliżamy ludzi do siebie, to darczynność rośnie.
Wolontariat w Paczce ma też charakter biznesowy - uczymy ludzi kompetencji ważnych na wolnym rynku. (...) Gdy ktoś ma w CV, że był wolontariuszem Paczki, ma 100 proc. pewność, że dostanie pracęKs. Jacek Stryczek
Wybieracie wolontariuszy, oni później wybierają rodziny. Co dzieje się dalej?
To jest tak, że gdy wolontariusz odwiedza rodzinę w potrzebie, to musi się najpierw upewnić, czy ta rodzina naprawdę jest biedna. Tam sprawdza, jakie rodzina ma przychody, na co wydaje pieniądze. Próbuje poznać jej sytuację i jak już ją zakwalifikuje do Szlachetnej Paczki, to wtedy przeprowadza wywiad, czego ta rodzina by potrzebowała. Ta lista to jest dzieło wolontariusza, który musi to zrozumieć. To też on podejmuje decyzję, które rzeczy naprawę są istotne, a które nie.
Ale zdarza się tak, że lista listą, ale darczyńcy często dorzucają coś od siebie.
To jest super. Ja kiedyś razem z moimi kolegami księżmi z parafii przygotowywaliśmy paczkę dla starszego mężczyzny. Główkowałem, czego może potrzebować i wpadłem na pomysł, że ciepła kołdra, dobre, ciepłe zimowe buty choć trochę zmienią jego życie. Ten mężczyzna nie miał ani jednego ani drugiego. Właśnie na tym polega "fajność" tego projektu, że można się domyślić i zrobić prezent.
Szlachetna Paczka się zmienia...
W 2013 roku zadaliśmy sobie pytanie, czy w 2020 Paczka będzie jeszcze potrzebna. Czy jeszcze będą naprawdę biedni ludzie w naszym kraju? Wtedy pomyślałem sobie, że może już nie będzie tak dużo tej biedy, ale ludzie wciąż będą potrzebowali tego, żeby nauczyć ich, jak zarabiać większe pieniądze. Miedzy innymi wolontariat w Paczce ma teraz też ten charakter biznesowy, czyli my ludzi uczymy kompetencji ważnych na wolnym rynku. Już obserwujemy, że po okresie wolontariatu wartość takiej osoby wzrasta. Gdy ktoś ma w CV, że był wolontariuszem Paczki, ma 100 proc. pewność, że dostanie pracę, a często nawet bardzo dobrą pracę. Będziemy wolontariuszy szkolić pod kątem biznesowym. Mamy zaplanowanych sześć dni szkoleniowych. Chcemy uczyć ludzi, jak więcej zarabiać i jak lepiej wydawać pieniądze. Chcemy, żeby potem z tą wiedza wolontariusze wrócili do rodzin w potrzebie...
Do tych samych, którym dawali paczki?
Tak, żeby zrobili taki audyt, czy ta rodzina może więcej zarabiać i lepiej wydawać swoje pieniądze, bo być może już ma jakieś pieniądze, tylko je źle wydają. To jest kolejna odsłona Szlachetnej Paczki.
Wolontariusze przyjaźnią się z tymi, których poznali, którym pomogli?
Po części. Szacujemy, że około 10 proc. naszych darczyńców. Nie badamy tego tak dokładnie. Niektórzy rzeczywiście podtrzymują długotrwały kontakt. Czasami ktoś komuś pomoże znaleźć pracę. Znamy sytuację, że jakaś rodzina mieszkała w takiej przybudówce i darczyńca dobudował drugi pokój. W Katowicach moja znajoma dziennikarka starszemu mężczyźnie załatwiła operację oczu. My nie chcemy tego kontrolować. Nigdy nie zmuszamy ludzi, ale sprzyjamy temu, że jak się spotkają, to te spotkania mogą trwać.
Szczegóły dotyczące wolontariatu znajdziecie na stronie www.superw.pl.