"To hasło "K2 dla Polaków" trochę mi się nie podobało, bo to nie jest tak. K2 jest dla tych, którzy się zmierzą i wejdą. Może to jest też czas, żeby pomyśleć o umiędzynarodowieniu wyprawy. Te decyzje pewnie nastąpią dopiero za rok, jak będziemy widzieć, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie zrobić dobry team, bo nie chcę jechać z zespołem, który ma zerowe szanse przy wyjeździe" - mówi w rozmowie z RMF FM Krzysztof Wielicki. Komentuje w ten sposób przełożenie o kolejny rok polskiej zimowej wyprawy na K2. Ekspedycja ma dojść do skutku w sezonie 2020/2021. Skład ma wzmocnić kilku polskich wspinaczy młodszego pokolenia. "Zaproszenie będą mieli wszyscy ci, którzy coś osiągnęli w Pamirze, Kaukazie czy Alpach, a dalej to się okaże. Po pierwszej wyprawie przygotowawczej to będzie widać, czy potrafią pracować w zespole, czy tylko są nastawieni na personifikację i na własny sukces" - mówi Wielicki w rozmowie z Michałem Rodakiem. Grupa osób związanych z programem Polski Himalaizm Zimowy na temat planów na kolejne miesiące rozmawiała podczas spotkania w Hotelu Arłamów.
Michał Rodak, RMF FM: Wierzy pan, że w 1,5 roku uda się zbudować na tyle mocny skład, żeby móc zaatakować zimą K2 w sezonie 2020/2021?
Krzysztof Wielicki: Ja wierzę, stąd opóźnienie z tym programem. Przesunęliśmy o rok właśnie głównie dlatego, żeby znaleźć jeszcze kilka osób, które będą chciały się zimą wspinać w górach wysokich. Nie ukrywam też, że może to jest też czas, żeby pomyśleć o tym, żeby umiędzynarodowić jednak wyprawę, ale te decyzje pewnie nastąpią dopiero za rok, jak będziemy widzieć czy rzeczywiście jesteśmy w stanie zrobić dobry team, bo nie chcę jechać z zespołem, który ma zerowe szanse przy wyjeździe. Zależy mi na tym, żeby ta próba miała jak największe szanse i zrobię wszystko, jeśli będę kierował tą wyprawą oczywiście, bo to nigdy nie wiadomo, żeby skład był mocny. Niekoniecznie polski.
Ale to jest tak, że w tym roku udałoby się jakiś skład złożyć, ale nie byłby on dla pana wystarczająco zadowalający, czy od podstaw nie było szans?
To nie jest tylko moja opinia, ale kolegów. Rozmawialiśmy dużo na ten temat. Jeszcze się wykruszyła dwójka z powodu wypadków z tego starego składu...
Janusz Gołąb i Maciej Bedrejczuk.
Janusz i Maciek, więc nie. W tym składzie nie mamy szans.
Docelowo ile osób pana zdaniem jest potrzebnych - 12?
Wydaje mi się, że najpierw trzeba wejść na K2 zimą obojętnie w jakim stylu, a potem niech przyjdą i poprawiają stylKrzysztof Wielicki dla RMF FM:
To nie jest kwestia liczby, ale myślę, że tak 10-12 osób to jednak powinno być. Niektórzy twierdzą, jak Simone Moro czy Alex Txikon, że to można zrobić w dwójkę, trójkę, samemu. Okej, niech próbują. Wydaje mi się, że najpierw trzeba wejść na K2 zimą obojętnie w jakim stylu, a potem niech przyjdą i poprawiają styl. To będzie okej, ale zawsze to pierwsze wejście, obojętnie jakie by nie było, to się liczy. Przecież wszyscy wiedzą, że pierwsze wejście na Mount Everest zrobił Edmund Hillary - co z tego, że z tlenem, ale potem było parę tysięcy ludzi, którzy wchodzili, o których nikt nie będzie pamiętał, a o Hillarym będą pamiętać, bo on był pierwszy i wszedł. I wydaje mi się, że to jest bardzo istotne - styl to jest tam ostatnia rubryka po prawej stronie, gdzie można opisać kto, kiedy, jak, w grudniu, w styczniu, w małym zespole, w dużym, tlen, bez tlenu... To są dalsze sprawy, ale generalnie ktoś musi tam być pierwszy, a to nie jest prosta sprawa z K2 zimą. To jest naprawdę skomplikowana sprawa.
Czyli teraz dopuszcza pan możliwość ataku z dodatkowym tlenem, tak?
Nie, nie. Jeśli chodzi o sam atak, to nie, bo ja uważam, że dodatkowy tlen nie jest na tyle potrzebny. Przy dobrym zaaklimatyzowaniu on nie jest potrzebny. On minimalnie pomaga, minimalnie. Mówimy o tym, że niezależnie od sposobu...
Czyli myśląc o wielkości zespołu...
Tak, nasze założenie jest takie, że tlen jest tylko do celów medycznych.
Nawiązywał pan do koncepcji Alexa Txikona. On po ostatniej wyprawie patrzy na to inaczej i mówił mi już o tym, że potrzebny jest duży skład i on akurat wizji Simone Moro nie podziela. Zaznaczał, że skład musi być duży, ale szybki.
Ale we wcześniejszym wywiadzie mówił, że to trzeba robić małym zespołem, że pojedzie z Simone, Denisem, Adamem Bieleckim i oni to zrobią w czwórkę. Dobra, teraz zmienia trochę zdanie, bo Txikon jest bardzo aktywny PR-owsko i on musi pewne swoje filozofie wykładać, szczególnie na rynku hiszpańskim, a już szczególnie w Kraju Basków. W pozostałej części Hiszpanii ma trochę gorsze notowania, ale w Kraju Basków jest bardzo ważną postacią i tak próbuje zmieniać trochę pod sytuację... Jak mieliśmy jechać tej zimy, to inaczej mówił. Jeśli wie, że teraz przesunęliśmy, to też inaczej. To, co teraz mówił, że Polacy tylko chcieli narodową wyprawę... Kładł na to wielki nacisk, a nie ma racji, bo ja już od dawna mówiłem o tym, że K2 powinno być zrobione zespołem międzynarodowym, wspólnym wysiłkiem, ale on tak się dostosowuje do sytuacji. On może nie wie o tym, że my wcale nie upieramy się przy tym, żeby to był narodowy zespół. Wręcz przeciwnie. Na szczęście sponsor nie ma nic przeciwko temu i jak najbardziej uważa, że ważne jest, żeby był skład mocny, a niekoniecznie cały polski.
To była sytuacja związana z poprzednią wyprawą, ze wsparciem państwowym.
Tak, były pieniądze państwowe. To hasło "K2 dla Polaków" trochę mi się nie podobało...
Było niefortunne...
To hasło "K2 dla Polaków" trochę mi się nie podobało, bo to nie jest tak. K2 jest dla tych, którzy się zmierzą i wejdą. Myślę, że tego hasła nie będziemy promować. Będziemy raczej promować, że przyjaźń, współpraca...Krzysztof Wielicki dla RMF FM:
Niefortunne, niefortunne, bo to nie jest tak. K2 jest dla tych, którzy się zmierzą i wejdą. Myślę, że tego hasła nie będziemy promować. Będziemy raczej promować, że przyjaźń, współpraca... To modne słowa dzisiaj, prawda? Że może być coś zrobione wysiłkiem wspólnym tych ludzi, którzy byli zainteresowani eksploracją zimową, bo trudno wziąć przypadkowych ludzi. Ale oczywiście chciałbym, żeby jak najwięcej Polaków jednak wyjechało, czyli ten program, który teraz chcemy ułożyć na najbliższe kilkanaście miesięcy, a z tego, co wiem, ja dokładnie chłopaków nie znam, ale od kolegów mam informację - to jest kilka osób, które będą chciały realizować jakieś wyzwania. Nie tylko pojechać na wyprawę, ale będą chcieli coś zrobić. Są ludzie młodzi, którzy się świetnie wspinają. Jest tylko kwestia złamania pewnej bariery w mózgu, że trzeba się wspinać w złej pogodzie. To nie jest proste.
Czyli wspinacze z zagranicy, o których myślicie, to nie byłoby tylko uzupełnienie składu, ale raczej mocni himalaiści?
Już rozmawiałem z niektórymi i część z nich odmówi udziału. Z wiadomych względów, dlatego że niektórzy z nich pracują na siebie. Trudno im dołączyć do jakiejś tam polskiej wyprawy, skoro oni uważają - i słusznie zresztą - że mają taką pozycję, że oni mogą to zorganizować. Uważam, że będzie bardzo grzecznie, jeśli my jednak ich oficjalnie zaprosimy, a czy pojadą? Nie wiem. Myślę, że jeśli chodzi o Wschód, to raczej by nie było problemu, bo koledzy ze Wschodu chyba nie mają jeszcze takiego "K2 dla Rosjan". Tego jeszcze u nich nie ma, więc myślę, że byłoby łatwiej właśnie z kolegami ze Wschodu niż z Zachodu. Ale jeśli wystosujemy zaproszenie, to do wszystkich, a kto pojedzie? Nie wiem.
To mogłoby być bardzo korzystne, bo mam wrażenie, że zaczyna się tworzyć taka trochę niezdrowa atmosfera. Na świecie, po waszej wyprawie, zrobił się z K2 zimą gorący temat i zaczyna się to nakręcać.
Po naszej wyprawie jeszcze powiedzmy były drobne niesnaski z Denisem. Wiadomo, jaki jest Denis... Sprawa tej rywalizacji się pogłębiła po ostatniej zimie, kiedy byli Rosjanie, Kirgizi i Kazachowie oraz Txikon. Niepotrzebnie Txikon wywołuje tam jakieś burze, bo zespół rosyjsko-kirgisko-kazachski starał się nic nie mówić o wyprawie. Była wyprawa, nie weszli i wrócili do domu, natomiast Txikon szuka takiej może nie zaczepki, ale ma taką chęć opiniowania, a tak nie powinno się robić. Ja uważam, że jeśli miał jakieś uwagi, powinien je zachować dla siebie. Nie widziałem potrzeby, żeby w mediach o tym pisać i to nie tylko mnie się nie podoba. Wielu ludzi, z którymi rozmawiałem, to się nie podoba, że własną porażkę np. próbuje czymś tam uzasadniać.
Tylko z Rosjanami to też jest tak nie do końca. U nas może nie było to tłumaczone w polskich mediach, ale jego działania też kontrowali, komentowali. Między nimi tak generalnie utworzyło się coś niezdrowego...
Niedobrze, że oni od razu, od początku...
...działali w kontrze...
...zamiast współpracy. Oczywiście, z dwóch stron. Ma pan rację, ale mi chodzi o to, że po wyprawie ci milczeli. Natomiast na wyprawie tak to sobie wyobrażam. Jeżeli są dwie wyprawy, a oni prawie w ogóle nie utrzymują kontaktu, to jest źle. Ja uważam, że jeśli zrobić wyprawę, to właśnie taką, która nie będzie miała takich sytuacji, jak było ostatniej zimy, że ktoś tam próbuje liny równolegle kłaść, będą dyskusje, że ktoś dotknął liny, nie dotknął, ten coś zrobił, a tamten nie zrobił... To powinien być wspólny wysiłek i nawet Txikon, kiedy jeszcze nie podjęliśmy decyzji kiedy jedziemy i był przekonany, że jedziemy tej zimy, to zapowiadał, że tak, trzeba będzie współpracować... Wszystko fajnie, ale jak to potem w rzeczywistości by wyglądało, to nie wiem, ponieważ on ma troszeczkę inną filozofię w ogóle, jeśli chodzi o zdobycie tej góry. Ale fajnie, że chce. Chłopak jest ambitny i co prawda mu się ostatnio nie wiedzie, ale tak jak mówię - jeśli wejdzie Txikon czy ktokolwiek to będzie, to fajnie... Francuzi chcą jechać - świetnie. Niech zbierają doświadczenia zimowe, bo się przydadzą.
Faktem jest, że pewnie takiego komfortu, będąc samymi pod K2 na wyprawie, możecie już nie mieć, bo co roku ktoś tam teraz będzie się pojawiał i jakoś trzeba sobie radzić, żeby nie doprowadzić do podobnej sytuacji, do podobnego starcia już na miejscu.
Nie ważne kto dotknie szczytu czy nie dotknie, ale żeby to było takie wspólne przedsięwzięcieKrzysztof Wielicki dla RMF FM:
Myślę, że my nie idziemy w tym kierunku. Raczej - tak jak powiedziałem na początku - chcemy umiędzynarodowić skład. Chcemy pokazać, że można coś zrobić wspólnie, wspólnym wysiłkiem. Nie ważne kto dotknie szczytu czy nie dotknie, ale żeby to było takie wspólne przedsięwzięcie.
A tak czysto sportowo, pomijając otoczkę, ma pan jakieś wnioski i obserwacje po tych wyprawach, które były tej zimy?
Mówimy o składzie?
Nie, chodzi mi bardziej o koncepcję wypraw...
Po naszej wyprawie doszliśmy do wniosku, ja doszedłem do wniosku, że trzeba jednak podzielić zespół, żeby dać większe szanse realizacji celu (chodzi o plan aklimatyzacji części zespołu w Ameryce Południowej i późniejszy przylot pod K2, gdzie drugi zespół przygotowywałby drogę i obozy - przyp.red.). Jest to trochę nieetyczne, ale zauważyłem, że część chłopaków na ostatniej naszej wyprawie sama deklarowała, że wcale nie muszą wchodzić na szczyt i że mogą tylko pracować. To mnie skłoniło do tego, bo wcześniej byłem przeciwny.
Pamiętam, że przed tamtą wyprawą rozmawialiśmy na festiwalu w Lądku-Zdroju i miał pan wątpliwości natury moralnej.
Tak, ale teraz zauważyłem, że jeśli sami uczestnicy o tym mówią i będzie to transparentne, czyli przed wyprawą się powie: "Słuchajcie, jedziecie wcześniej. Macie kupę roboty"... Każdy z nich może wejść, bo również ci co pojadą na początku mogą wejść na szczyt, ale wiadomo, że szanse będą mieli mniejsze, bo po tych 40 dniach będą już trochę zmęczeni i siłą rzeczy większe szanse będzie miał zespół, który przyjedzie na przykład miesiąc później na jakąś gotową infrastrukturę do - powiedzmy - wysokości obozu trzeciego. Wydaje mi się, że to jest taka konieczność, ze względu na to, że niestety po iluś dniach ludzie są i psychicznie, i fizycznie zmęczeni. Wydaje mi się, że nawet ten lekko nieetyczny sposób, byle wejść na szczyt... To byłoby ważne i trzeba by wcześniej jednak zacząć.
W tym roku też obie ekipy pojawiły się pod K2 późno.
Za późno. Teraz Txikon mówił, że on w ogóle w lutym... To już w ogóle jest taka historia nieciekawa, ale to już jest jego sprawa. Natomiast wydaje mi się, że trzeba tego 21 grudnia być już w bazie i rozpocząć działalność, żeby jednak zaczynać zgodnie z naszą filozofią zimy astrologicznej. Jednak to jest szansa - w grudniu pogoda jest lepsza, a tych 9 czy 10 dni grudniowych i pierwsze dni stycznia jeszcze mogą być na tyle dobre... Jeszcze z 2-3 okna pogodowe można złapać. To wszystko zależy od liczby okien. Takie 2-3 okna to jest bardzo dużo na takiej wyprawie.
Ale jeszcze wracając do samego składu - pan widzi takie osoby, które w te 1,5 roku, jeśli chodzi o polskich wspinaczy, mogą na tyle okrzepnąć, żeby dołączyć zespołu, czy raczej obracamy się tak naprawdę w tych nazwiskach, które znamy?
Jeszcze jest za wcześnie. Te nazwiska, które znamy, to tak, oczywiście, natomiast ja bardzo liczę, że z tej grupy młodszych kolegów znajdą się ze 4 osoby. Chcielibyśmy w każdym razie co najmniej 4 osoby, żeby dołączyły, a które to będą, to się okaże, jeśli ruszą te wyprawy testowe. Chcemy również zimą wysłać jakąś dużą grupę na siedmiotysięczne szczyty, żeby sprawdzić komu pasuje zima, bo to różnie bywa. Są świetni wspinacze, ale nie każdemu zima pasuje.
Chcemy również zimą wysłać jakąś dużą grupę na siedmiotysięczne szczyty, żeby sprawdzić komu pasuje zima, bo to różnie bywa. Są świetni wspinacze, ale nie każdemu zima pasujeKrzysztof Wielicki dla RMF FM:
Jesienią, gdy rozmawiałem o planach dojścia do zimowej wyprawy na K2 z Piotrem Tomalą, to wymieniał najpierw obóz w Alpach. On chyba do skutku nie doszedł. Później w planach był Pik Lenina...
Nie doszedł, bo nie mieliśmy jeszcze żadnej umowy sponsorskiej. To były pewne problemy. Teraz jesteśmy w trochę lepszej sytuacji, bo wydaje się, że środki są. Teraz jest tylko element organizacyjny, wybór celu. Po to się tu spotykamy, w Arłamowie, żeby podjąć pewne decyzje wstępne co do planu wypraw - gdzie, czemu, kto i jak... Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne. Stąd zresztą to opóźnienie o jeden rok, bo - tak jak mówiłem - chciałbym, żeby ten polski skład był bardzo mocny.
Czyli teraz można się spodziewać wypraw przygotowawczych - letniej, zimowej na któryś siedmiotysięcznik, np. w Pamirze?
Już ta wiosna nie, ale jest lato, jesień, zima, kolejna wiosna i jeszcze następne lato. Jest trochę możliwości, żeby sprawdzić ludzi - raz pod względem wysokości, bo nie wszyscy z tych chłopaków się wspinali gdzieś wysoko. Czasem to eliminuję, ale ja bardziej liczę na to, żeby zimą ich wysłać, żeby oni widzieli jak zimą wygląda wspinanie. Tam się może okazać, że ktoś ma chęci w takich warunkach działać, a ktoś nie i to będzie właśnie decydujące.
Najbliższa zima to raczej Pamir?
Pamir albo Pakistan.
Ostatniej zimy dwóch Polaków zdobyło Chan Tengri. Pytanie, czy oni są zainteresowani taką wielką wyprawą.
Są w szerokiej grupie, ale to jest właśnie ten dalszy temat - czy są zainteresowani, żeby działać w takim dużym zespole. Są tacy, którzy wspinają się tylko w małych zespołach. Nie wiem, ale zaproszenie będą mieli wszyscy ci, którzy coś osiągnęli w Pamirze, Kaukazie czy Alpach, a dalej to się okaże. Po pierwszej wyprawie to będzie widać, czy potrafią pracować w zespole, w grupie, czy tylko są nastawieni na personifikację i na własny sukces. To wszystko wyjdzie w praniu.
W tym roku, podobnie jak w waszym przypadku, Alex na jakiś czas przerwał wyprawę na czas akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Patrząc na całą tę sytuację, przeżył pan deja vu?
Umówmy się, że to nie była akcja ratunkowa - to żeby polecieć helikopterem i obejrzeć ścianę. Słusznie zresztą, że nie poszli, bo rzeczywiście było niebezpiecznie...
Zagrożenie lawinowe.
Zagrożenie było takie, że absolutnie nie było sensu. Zresztą Rosjanie też byli gotowi, ale biorąc pod uwagę warunki, to jest taki mały problem, że nie można ryzykować czyimś życiem. To nie są zawodowi ratownicy, którzy mają to wpisane w swój kodeks etyczny, tylko ludzi łączy pasja... To nie jest takie proste. Ja też - podejmując decyzję pod K2 - miałem takie obawy właściwie czy mogę w ogóle wyznaczyć kogoś, bo jest jakaś odpowiedzialność, by powiedzieć: "Ty jedziesz i narażasz się również na utratę życia lub zdrowia". To nie jest takie proste, jak się ludziom wydaje, gdy się odpowiada za jakąś grupę. Na szczęście u mnie było o tyle dobrze, bo ja z tej sytuacji wyszedłem. Najpierw zapytałem kto chce lecieć. Jak się okazało, że prawie wszyscy, to wtedy miałem już prawo wyznaczyć, ale nie odważyłbym się bez tego pytania wyznaczyć kogoś. Myślę, że Txikon - widząc, że małe szanse ma na tym K2 - chciał PR-owsko to wygrać. Miał prawo. Rzeczywiście polecieli i fajnie. Dobrze, że to zrobili. Nie oceniam tego negatywnie, jak najbardziej. A że warunki były takie, jakie były, to nic nie mogli zrobić. Powiedziałbym tylko, że używanie sformułowania "akcja ratunkowa" to nadinterpretacja, ale dobrze, że polecieli, bo to PR-owsko w ogóle, jeśli chodzi o alpinizm, jest dobre. Ludzie wiedzą, że jednak ktoś tam myśli o kimś drugim, że ludzie pomagają sobie, a zakres tej akcji to jest inna sprawa.
Ale niestety ostatnio jest strasznie dużo błędów - i my, i przyjaciele robią. To samo Daniele Nardi i Tom BallardKrzysztof Wielicki dla RMF FM
Ale najważniejsze to było dla rodzin.
Też tak myślę... Że ktoś tam jednak leci...
I nie zostali pozostawieni ot tak.
Ale niestety ostatnio jest strasznie dużo błędów - i my, i przyjaciele robią. To samo Daniele Nardi i Tom Ballard. Obserwowałem wpisy Michała Pyki. Właściwie pukał się w głowę. Gdzie? Tyle opadów, bez sensu. Kompletnie najgorszy wariant, jaki mogli wybrać. Zamiast w pewnym momencie się wycofać, gdzie widzieli, że cały czas coś leci i od cholery śniegu. Powinni powiedzieć: "No trudno, są takie warunki" i nie powinni ryzykować. Ballard miał alpejskie doświadczenie, ale Daniele - był bardziej doświadczonym facetem... Do tego Revol i Mackiewicz - to wszystko błędy.
I Tomek, i Daniele kilka ostatnich lat poświęcili tylko tej jednej górze, tylko na tym się skupili.
Taki Graal się zrobił, jeśli chodzi o Nanga Parbat. Tych prób było wiele i takim pewnym polem rywalizacji to się stało, a dla niektórych obsesją, jak dla Tomka szczególnie. Daniele też po trosze. Trzeba czasem powiedzieć: "Stop". To nie jest proste, ja wiem, bo w wypadku Tomka to było prawie niemożliwe. On był tak zafiksowany na punkcie Nangi, a trzeba czasem pomyśleć, że góry się nie przewracają i że zawsze można tam wrócić.
Z K2 może być podobnie?
Im trudniej, tym bezpieczniej, bo jak jest bardzo trudno, to samo przez się rozumie się, że trzeba z czegoś zrezygnować, że się nie daKrzysztof Wielicki dla RMF FM
Tak, tylko że tutaj być może wymagania są większe wobec K2 i być może sama góra powie: "Stop". Nie człowiek, tylko góra. Generalnie moja uwaga jest taka, że im trudniej, tym bezpieczniej, bo jak jest bardzo trudno, to samo przez się rozumie się, że trzeba z czegoś zrezygnować, że się nie da. Jak jest łatwo, to jest łatwiej też o błędy, a tak to góra wymaga. W pewnym momencie sama góra decyduje o tym, że: "Sorry, ale nic nie zrobicie". Jeśli chodzi o K2, to ja raczej się nie boję o to, że tam się może coś wydarzyć. To raczej będzie, że góra powie "stop", a nie odwrotnie.
Na Nanga Parbat prób było bardzo dużo. Na K2 może być dokładnie tak samo.
Może być, bo nikt nie wie, co dzieje się tam zimą na wysokości 8000 metrów. To jest taka góra położona w dziwnym miejscu, gdzie mikroklimat jest zupełnie inny. Najwyżej byliśmy na wysokości 7650 metrów w 2003 roku i już było tam widać, że powyżej będzie problem, jak nie będzie wyraźnego okna, jak było na Broad Peaku. Takie okno rzadko się zdarza, żeby były 2-3 dni spokoju. K2 jest pierwszą górą, gdzie jet stream uderza i najwyższą górą. Ten jet stream jest najsilniejszy. Poza tym ostatnio - nie wiem, czy to jest związane z biegunem - on jest trudny do określenia. Potrafi się w kilka godzin przemieścić. Na tych rysunkach, które nam przysyłał Michał, co 8 godzin ten najgorszy punkt jet streamu był w innym miejscu. On tak krąży, ale próbować trzeba. Jak się nie próbuje, to się nie wchodzi.
Pan sobie siebie wyobraża na tej przyszłorocznej wyprawie? A może zapytam inaczej - potrafi pan sobie wyobrazić, że pana tam nie będzie?
Tak, potrafię sobie wyobrazić, bo kierownika desygnuje Polski Związek Alpinizmu. Ja mogę tam służyć doświadczeniem, ale myślę, że to nie jest takie ważne kto będzie kierował. Ważniejszy jest tam zespół niż kierownik, ale oczywiście - jeśli mi zdrowie pozwoli i mnie wyznaczy PZA, to prawdopodobnie pojadę. Nie mogę wtedy odmówić, bo chciałbym tam na siebie wziąć pewną odpowiedzialność za tę górę. Ale jeśli nie pojadę, to będę tak samo im kibicował, pomagał jak tylko się da.
Dziesięciolecia doświadczeń i kwestia pomocy tym młodszym kolegom na miejscu.
Są młodzi i powinni tam kontynuować tę świetną polską dekadę, a ja mogę osobiście tylko pomóc doświadczeniemKrzysztof Wielicki dla RMF FM:
Tak, oczywiście mam na myśli tylko ten element, bo ja się tam na szczyt już nie wybieram. Teraz niech oni piszą historię. Są młodzi i powinni tam kontynuować tę świetną polską dekadę, a ja mogę osobiście tylko pomóc doświadczeniem. Jest tam parę takich rzeczy, gdzie jest ważne, żeby zmotywować zespół, ale nie jest to takie proste, bo zauważyłem, że w tej chwili jest jednak duża personifikacja. To już tak nie będzie, jak było na Evereście, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To już się nie zdarzy, ale trzeba usiłować, żeby w miarę uczestnicy zrozumieli... Dlatego wydaje mi się, że bardzo ważne byłoby też, żeby ten zespół zbudować jeszcze przed wyprawą. Żeby gdzieś wyjechać razem, żeby trochę zbudować ten element wspólnoty. Nie doprowadzić do tego, że przyjeżdżają zawodnicy z różnych stron, mówią: "Cześć, cześć" i idziemy...
...i poznają się na lotnisku przed wyprawą...
Tak, poznają się na lotnisku. Jednak te spotkania humanizują trochę życie, budują empatię. Chciałbym - i być może doprowadzimy do tego - żeby jak już się mniej więcej wykluje skład, nawet szeroki, żeby jednak gdzieś spędzić razem czas w górach i by zwrócić uwagę na zespołowość, czyli to, co dzisiaj pomału zamiera. Dzisiaj nazwiska grają, a nie zespół.
To może właśnie być problem tych nazwisk...
Tak, jest problem. Tym bardziej, że koledzy używają wszystkich portali społecznościowych i te informacje biegną równolegle. To jest trochę niedobrze. Nie może być tak, że jest "K2 dla Polaków", a tu słyszymy, że team Bieleckiego zdobywa K2. Albo - albo. Jesteśmy zespołem i to Polacy zdobywają K2, a nie Bielecki z kolegą. Kluczowe żeby to u chłopaków jakoś zbudować, że to nie ważne kto wejdzie na szczyt. Przecież po Evereście, ja pamiętam, przez kilka lat myśmy z Leszkiem Cichym w ogóle nie postrzegali, że to my wyszliśmy na szczyt. To Polacy zdobyli zimą Everest. Tam do nazwisk w ogóle nie przywiązywaliśmy wagi. "Jaki Wielicki czy Cichy? No nie. Everest? A to Polacy zdobyli zimą". Nie mówiło się "XYZ", tylko Polacy i chciałbym, żeby jeśli to będzie polskie wejście, by też tak mówiono - Polacy. A nawet, jeśli ktoś inny wejdzie, to będzie, że to polska wyprawa.
Kluczowe żeby to u chłopaków jakoś zbudować, że to nie ważne kto wejdzie na szczytKrzysztof Wielicki dla RMF FM:
Ale teraz by się tak nie dało...
Media są wymagające w tym względzie.
Myślę, że nawet bardziej sponsorzy niż media.
Może i sponsorzy, ale to jest taka mało medialna informacja, że jakaś tam grupa weszła. Musi być nazwisko, kto, ile ma dzieci, z kim śpi, co robi... Ale nie zawrócimy Wisły kijem i trzeba się z tym pogodzić, ale starać się jak najwięcej tych elementów humanizujących życie wprowadzać. To wychodzi wszędzie. Nawet w bazie w tym, że ktoś kogoś poczęstuje. To są takie drobne elementy, które pomału zamierają. W moich czasach byłoby niemożliwe, żeby ktoś sam sobie wziął coś i nie miał tego odruchu podzielenia się, a dziś jest to normą. Dzisiaj jest trudniej budować zespół, ale myśmy też wzrastali w klubach wysokogórskich. Kluby spełniały taką rolę trochę wychowawczą. Starsi koledzy, instruktorzy... Młodsi byli zabierani. Razem dzieliliśmy się wszystkim, a dzisiaj w zasadzie klub pełni tylko formalną funkcję. Myśmy się co tydzień spotykali w klubie albo i częściej. To było minimum. Razem spędzaliśmy czas, życie, praca, kominy... To wszystko budowało zespół, a dzisiaj każdy przychodzi ze swoim CV - zrobiłem to, zrobiłem to i jeszcze to. Jest to trochę problem, ale - tak jak mówię - będziemy się starać, żeby ten element zespołowości jakoś wydobyć u chłopaków. Być może właśnie przez takie wspólne spotkania w górach.
Gdyby Polakom udało się zbudować rzeczywiście taki zespół, to tu możemy mieć przewagę nad zagranicą i wielkimi nazwiskami, bo oni tych dużych zespołów nie budują?
Tak, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o kolegów ze Wschodu, to będzie łatwiej o ten element. Jeśli chodzi o kolegów z Zachodu, którzy mają swoją pozycję medialną i w ogóle...
...i osiągnięcia...
...i osiągnięcia, to już będzie trudno.
Rozmowę przeprowadzono podczas spotkania polskich himalaistów w Hotelu Arłamów w weekend między 17 a 19 maja.