Trzykrotny zwycięzca Rajdu Polski sprzed lat Krzysztof Hołowczyc ponownie pojawi się na szutrowych trasach w okolicach Mikołajek. Podobnie jak przed rokiem "Hołek" pojedzie samochodem funkcyjnym z numerem zero. Będzie jako ostatni sprawdzał trasę – bezpośrednio przed przejazdem najszybszych uczestników rajdu. "Pojadę na pewno szybko i widowiskowo, bo tego wymagają ode mnie fani” – deklaruje Hołowczyc w rozmowie z RMF FM.

REKLAMA

Patryk Serwański, RMF FM: Jakie uczucie wiąże pana ciągle z Mikołajkami i Rajdem Polski? Miłość, przywiązanie czy po prostu sportowa radość?

Krzysztof Hołowczyc: To jest ciągle takie poczucie, że to wyjątkowy rajd w wyjątkowym miejscu. Świetni ludzie, bo jest tam dużo osób, które są nie tylko miłośnikami motorsportu, ale po prostu są ciekawi. Mam w Mikołajkach wielu przyjaciół, począwszy od burmistrza i są to ludzie nie tylko związani z motoryzacją. Oczywiście zawsze będę kierowcą, który wsiadając do rajdówki ma to coś, co powoduje, że serce szczypie i pozwala dawać z siebie więcej. Nawet w tym moim sportowo podeszłym wieku. Ciągle czuję, że mogę walczyć, wygrywać. Mówię o rajdach terenowych cross country. W Mikołajkach będę otwierał trasę. Jako ostatni pojadę przed czołówką rajdu. To z jednej strony sprawdzenie trasy, ale też dla mnie duża satysfakcja, bo będę znów na trasie wśród kibiców. Mam świadomość, że już się nie będę ścigał, ale wiem że muszę jechać szybko, widowiskowo, bo tego wymagają fani.

Wygrywał pan trzykrotnie Rajd Polski, ale tylko raz w Mikołajkach. To była ta pierwsza edycja rajdu na Mazurach. W ciągu tych kilkunastu lat Mikołajki dzięki rajdowi mocno się zmieniły. Powstał tor, szutrowe drogi są remontowane i utwardzane. Miasto i rajd żyją obecnie w całkowitej symbiozie.

Nie zapominajmy, że jeszcze rok temu była to impreza najwyższej rangi - mistrzostwa świata. To, że tym razem się nie udało zorganizować rajdu na takim poziomie to nie wina złej organizacji czy złej atmosfery. Po prostu zabrakło pieniędzy. Obecnie nas na to nie stać. Szkoda, że runda mistrzostw świata wypadła z polskiego kalendarza. Wielu moich przyjaciół rajdowych, którzy obecnie są na szczycie w motorsporcie mówi, że to świetny rajd, świetnie zorganizowany, świetne trasy. Ale bez pieniędzy nie da się tego zorganizować. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że Mikołajki są gotowe do organizacji takiej imprezy. Burmistrz miasta jest mocno zaangażowany i nie tylko od strony zarządzania - także emocjonalnie. Kocha rajdy, obserwuje, ma orientację w regulaminie, przepisach. Rzeczywiście ilość dróg szutrowych, które są obecnie do dyspozycji rajdowców, robi wrażenie. To coś niesamowitego. Drogi są coraz lepiej przygotowane, na bieżąco przeprowadza się remonty. To takie autostrady szutrowe. Jeśli tylko pojawią się pieniądze, to myślę, że runda mistrzostw świata wróci do Polski.

Pomówmy o pańskiej roli. Fani rajdów doskonale wiedzą co oznacza samochód z numerem "0". Na ile jest to przejazd kontrolny, a na ile można już popisać się umiejętnościami?

Jeszcze rok temu, kiedy też jechałem samochodem otwierającym przy ekipie FIA, gdzie szefową była Michelle Moton, czyli była mistrzyni świata. Ona zajmuje się teraz bezpieczeństwem w rajdach WRC. To była bardzo miłe, bo do wszystkich samochodów funkcyjnych był prosty przekaz - wszyscy mają kontrolować, ale ja dostałem zgodę na to, by jechać na sto procent, by pokazać kibicom, jaka to będzie prędkość. "Ty już nic nie sprawdzasz, ty już nie oglądasz. Masz jechać" - takie słowa usłyszałem. Pierwszy samochód musi pojechać szybko, normalnym tempem. Fani wiedzą wtedy, co się będzie działo. I automatycznie odsuwają się od trasy rajdu.

Dla nas ważną kwestią Rajdu Polski będzie walka o tytuł rajdowego samochodowego mistrzostwa Polski. Liderem jest Jakub Brzeziński, ale w grze pozostali Grzegorz Grzyb i Mikołaj Marczyk. Z pańskiej perspektywy doświadczonego kierowcy rajdowego: lepiej gonić lidera, czy nim być i uciekać?

Są zawsze dwa spojrzenia. Zawsze mówi się o tym, że w sporcie łatwiej jest gonić, ale w rajdach na OS-ach i tak jestem samotny. To nie jest tak, że widzisz przeciwnika, doganiasz go. Przerwy pomiędzy załogami powodują, że nie możesz zorientować się w sytuacji. Oczywiście na mecie odcinka poznajesz czasy i wiesz, kto i jak pojechał, ale na drodze jesteś sam i musisz dawać z siebie wszystko. W rajdach cross country, gdzie odcinki mają po kilkaset kilometrów to gdyby jakaś informacja docierała to można tempo regulować. W rajdach samochodowych trzeba trzymać maksymalne tempo. Oczywiście jest kwestia założenia ryzyka - na jak duże się decydujemy. Jeśli ma się przewagę punktową to ma się pewną przewagę, pewien spokój. Zawodnicy jednak bardzo różnie reagują. Są tacy, którzy pod presją świetnie działają, a są tacy, których presja zjada. Nie ma tu prostej recepty. Nigdy nie stwierdzę, że ktoś jest murowanym faworytem. Nie takie rzeczy widziałem. Kiedyś w rajdzie Anglii, w którym jechałem doszło do takiej sytuacji. Tommi Makinen był już na lotnisku. Wiedział, że Carlos Sainz jedzie ostatni OS i zaraz będzie mistrzem świata. Jednak w samochodzie Hiszpana 300 metrów przed metą rozpadł się silnik. Sainz traci tytuł, a Makinen może świętować. W rajdach nic nie jest pewne i trzech zawodników ciągle może myśleć o tytule. To, myślę, także dodatkowa gratka dla kibiców.

Wspominaliśmy, że Rajd Polski w tym roku nie jest rundą mistrzostw świata WRC. To oczywiście strata i zapowiedzi walki o powrót tego cyklu do Polski są bardzo cenne, ale w Mikołajkach zostanie rozegrana runda mistrzostw Europy ERC, a tam emocji nie brakuje.

To jest obecnie trzeci rajdowy serial świata - trzeba tak śmiało powiedzieć. Mamy WRC, WRC2 i potem już mistrzostwa Europy. Kierowcy walczą o tytuł, jest tu grupa bardzo silnych zawodników. Oczywiście nie będą to samochody WRC, a R5, ale to też bardzo mocne maszyny. Ręczę za duże widowisko, bo ci chłopcy nie jadą wolno. Naciskają gaz jak się należy. Na pewno emocje od strony sportowej nie będą dużo mniejsze. Oczywiście marzymy jednak o samochodach WRC, bo to inny wymiar ścigania i emocji, ale cieszmy się tym, co mamy.

(mn)