4500 osób podpisało się pod petycją do Parlamentu Europejskiego o ocalenie bułgarskiej krowy Penki, która nieświadomie naruszyła unijną granicę i według regulacji UE powinna być uśmiercona. Liczba podpisów rośnie - informuje w niedzielę dziennik „Sega”.

REKLAMA

Sprawa krowy Penki stała się głośna w mijającym tygodniu po reportażu bułgarskiej telewizji publicznej. Opowiadał on o krowie z granicznej wioski Kopiłowci na zachodzie kraju, która zabłądziła i znalazła się na terytorium Serbii. Po kilku dniach serbscy wieśniacy przywieźli ją z powrotem na granicę i została przekazana właścicielowi.

Głos zabrały bułgarskie władze sanitarne, które zarządziły, że na mocy regulacji unijnych zwierzę, które opuściło granicę UE i znalazło się ponownie na niej bez odpowiedniej kontroli sanitarnej i dokumentów, powinno być uśmiercone.
Dodatkowym dramatycznym elementem jest to, że Penka jest w ciąży i za trzy tygodnie ma rodzić.

W kraju wszczęto wrzawę w obronie krowy, która jest zdrowa i niczym nie zaraziła się w ciągu krótkiego pobytu w Serbii, gdzie nie zanotowano obecnie żadnej epidemii.


Penka szybko stała się gwiazdą medialną, sprawą zainteresowały się zagraniczne media. Na hasztagach #savepenka oraz #prayforpenka można przeczytać apele z różnych krajów Europy o ocalenie zwierzęcia.

Sprawa nabrała politycznego wymiaru, gdy w kampanię włączyły się brytyjskie media, podkreślając absurdalność unijnych regulacji i niezdolność brukselskiej biurokracji do reagowania zgodnie z konkretną sytuacją. Brytyjski "Telegraph" stał się inicjatorem petycji do Parlamentu Europejskiego, a brytyjscy posłowie konserwatywni zwrócili się osobiście do przewodniczącego PE Antonio Tajaniego.

Do problemu odniósł się znany bułgarski dziennikarz i były deputowany Luben Diłow, który w swoim blogu napisał: "Wczoraj Londyn, dzisiaj Penka, jutro Włochy. Nie można bezkarnie opuszczać Unii Europejskiej!".
Sprawa dotarła do unijnego komisarza ds. rolnictwa Phila Hogana, który jednak odmówił komentarza.

Petycję w obronie krowy Penki wysłano nie tylko do PE, lecz i do Rady UE, której przewodnictwo obecnie sprawuje Bułgaria.

Tymczasem właściciel krowy pokazał dokumenty po zbadaniu krowy przez weterynarza, udowadniające, że zwierzę jest zdrowe, analogiczne dokumenty przekazały po zwrocie krowy serbskie władze.

Bułgarska Agencja ds. Bezpieczeństwa Żywności stanęła jednak na stanowisku, że unijnych regulacji należy przestrzegać.

(nm)