Były kwiaty, gromkie "Sto lat", biało-czerwony tort i łzy wzruszenia. Justyna Kowalczyk sprawiła sobie wspaniały prezent na 31. urodziny - znokautowała rywalki w biegu na 10 km stylem klasycznym na Polanie Jakuszyckiej. "Dla takich chwil warto robić to wszystko" - mówiła, trzymając w ręku wielki bukiet róż.

REKLAMA

/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
Tort urodzinowy. Polka kończy dzisiaj 31 lat. / Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP
/ Maciej Kulczyński (PAP) / PAP

Kowalczyk była dziś faworytką i nie zawiodła. Drugą na mecie Rosjankę Julię Czekaliewą wyprzedziła aż o 41,8 s. Jej sukces fetowało ponad 5 tysięcy kibiców. To było bardzo ciężki bieg, ale fajnie się skończył. Zrobiliśmy to, co chcieliśmy zrobić. Trener też jest chyba zadowolony - mówiła. Nie chciała jednak pokusić się o ocenę swojego biegu. To za wcześnie. Założenia były takie, aby pobiec równo - i to się chyba udało. Ale czy dobrze biegłam technicznie? Muszę jeszcze ten bieg obejrzeć na spokojnie - podkreśliła.

Pierwszy raz od 13 lat nasza najlepsza biegaczka obchodziła urodziny w Polsce. Z tej okazji dostała od organizatorów wielki, 20-kilogramowy tort. Oczywiście biało-czerwony. Kibice odśpiewali jej gromkie "Sto lat". To jest wszystko bardzo wzruszające. Może tego po mnie nie widać, bo przez te lata nauczyłam się kontrolować emocje, ale to są bardzo miłe rzeczy. Dla takich chwil warto robić to wszystko - podkreślała. Urodzinowego tortu jednak nie spróbowała. To nie jest coś dla mnie najlepszego zaraz po biegu. Podwójną porcję zje za to moja mama - uśmiechnęła się.

Jutro Kowalczyk jedzie do Włoch, gdzie będzie się przygotowywać do zawodów w Toblach. Później czekają ją igrzyska olimpijskie w Soczi. Z kanadyjskiego Vancouver Polka przywiozła trzy medale, w tym złoty na 30 km "klasykiem". Cztery lata w życiu kobiety to bardzo dużo. Jestem zupełnie inną kobietą, mam inne priorytety. Jestem też inną sportsmenką, co nie znaczy, że gorszą - mówiła podopieczna Aleksandra Wierietielnego. Fajnie, że mi idzie, ale do Soczi jeszcze daleko. Jeżeli będę dobrze przygotowana i będę w formie, to mogę startować z "jedynką" bieg interwałowy i będzie dobrze. A jeżeli nie będzie dobrze z formą, to mi nawet ostatni numer nie pomoże - dodała.

Pytana przez dziennikarzy, czy w Soczi presja będzie mniejsza niż w Vancouver, odparła z uśmiechem: Wcale! Kilkudziesięciu dziennikarzy. Tysiące kibiców. Widzieliście, co tutaj się działo.

Początek igrzysk 7 lutego. Kowalczyk nie weźmie udziału w ceremonii otwarcia, bo kolejnego dnia czeka ją start - bieg łączony na 15 km.

(edbie)