"W nieskończoność można byłoby wymieniać różnice, nie bardzo sobie wyobrażam, że można byłoby tworzyć koalicję, kiedy tak wiele różni. Musi coś łączyć" – tak premier Ewa Kopacz skomentowała pomysł szefa PSL, by po wyborach parlamentarnych stworzyć wielką koalicję łączącą Platformę, ludowców oraz Prawo i Sprawiedliwość. Nie wiem, co łączy pana premiera Piechocińskiego (programowo) z PiS-em, ale powtórzę, każdy ma prawo do swoich opinii – podkreśliła.

REKLAMA

Ewa Kopacz pytana przez dziennikarzy przyznała, że Janusz Piechociński nie konsultował z nią wypowiedzi na temat koalicji PiS-PO-PSL. Nie ośmieliłabym się oczywiście dyscyplinować pana wicepremiera, ale chcę powiedzieć, że kiedy się tworzy koalicję, to muszą być jakieś spójne punkty w programie - mówiła. Jej zdaniem trudno wyobrazić sobie koalicję PiS i PO. "My jesteśmy bardzo proeuropejscy, ci z kolei kontestują naszą obecność i profity, które dzięki obecności i członkostwu w Unii Polska uzyskuje (...) Jestem przekonana, że dzieli nas dużo więcej - wyliczała. Dalej wymieniła kwestię finansowania metody in vitro (jej zdaniem PiS jest zwolennikiem zakazu finansowania z budżetu, ale też dopuszcza kary dla lekarzy, którzy będą zastosować tę metodę), stosunek do kompromisu antyaborcyjnego (PiS według niej jest w stanie zrezygnować z możliwości kontynuowania kompromisu), stosunek do uzbrojenia polskiej armii, jej liczebności, do wielu spraw dotyczących polityki społecznej, prorodzinnej, odpowiedzialności za finanse publiczne.

My mówimy, że każda obietnica złożona musi mieć swoje odzwierciedlenie w finansach publicznych; nasi koledzy mówią w okresie kampanii: wszystko jest możliwe, możemy dokładnie wszystko obiecywać, nawet nie mając pokrycia w naszym budżecie. My mówimy: trzeba pielęgnować to, że mamy - uzdrowione finanse publiczne, a oni mówią: możemy rozdawać, bo już nie ma kryzysu - podkreśliła Ewa Kopacz.

(mn)