"Bieganie jest najprostszym ze sportów, a do tego jest bardzo wciągające. To niekończąca się rywalizacja z samym sobą" - podkreśla nasz dziennikarz, gospodarz Kontrwywiadu RMF FM i zapalony biegacz Konrad Piasecki. W rozmowie z Maciejem Jermakowem opowiada, jak zaczęła się jego przygoda z bieganiem i na czym polega fenomen biegów masowych. Udziela też kilku rad tym, którzy chcieliby dopiero zacząć biegać.
Weź udział w Krakowskich Spotkaniach Biegowych! Poznaj szczegóły!
ZAPISZ SIĘ NA BIEG O PUCHAR RADIA RMF FM!
ZAPISZ SIĘ NA BIEG NOCNY!
ZAPISZ SIĘ NA CRACOVIA MARATON!
Maciej Jermakow: Od kilku lat jest u nas duży boom na bieganie. Dlaczego Polacy tak je pokochali?
Konrad Piasecki: Boom jest gigantyczny, rzeczywiście. W 2001 roku w Maratonie Warszawskim startowało trzysta kilkadziesiąt osób, dzisiaj startuje już około trzynastu tysięcy.
Bieganie jest najprostszym ze sportów. Nie wymaga sprzętu, umiejętności technicznych, nie wymaga specjalnego przygotowania, przynajmniej na początek. Wystarczy mieć niezłe buty, w miarę przyzwoity strój i można wyjść na ulicę, na drogę, do lasu, przebiec najpierw dwa kilometry, potem pięć i dziesięć. Można to robić stopniowo, a przy tym jest to tak proste i wciągające, że bieganie można dzisiaj nazwać fenomenem.
Dlaczego zacząłeś biegać? Chciałeś mieć lepszą kondycję, schudnąć?
Zacząłem biegać trochę przez przypadek. Wyjechałem na wakacje i okazało się przyjaciel, z którym wyjechałem, jest biegaczem i to on jakoś pociągnął mnie ku bieganiu. Drugi aspekt był taki, że grałem intensywnie - i gram do dzisiaj - w squasha i miałem problemy z kondycją przy grze. Nie wytrzymywałem długich gier i partii, wobec czego stwierdziłem, że bieganie będzie na to świetnym sposobem. Rzeczywiście się to potwierdziło - przestałem mieć problemy z kondycją squashową.
Dlaczego bieganie tak wciąga? Chodzi o stawianie sobie nowych celów, które chce się zrealizować, bicie rekordów?
Jest wiele aspektów. Bieganie samo w sobie nie jest może takie ciekawe. Gdybym miał do wyboru zagrać w grę rywalizacyjną i biegać, to zawsze wybiorę grę rywalizacyjną, bo lubię rywalizację, starcia, adrenalinę walki. W bieganiu jestem niezależny, nie potrzebuję mieć partnera, wobec czego jest ono łatwe. W bieganiu fajnie jest wyznaczać sobie nowe cele, takie, z którymi człowiek sam, w pojedynkę, musi się mierzyć. Poza tym ciekawie mi się myśli przy bieganiu, wpadam na różne pomysły - jest element natlenienia mózgu, który sprawia, że przy bieganiu myśli się inaczej.
Bieganie jest fajne, kiedy człowiek zaczyna biegać masowo. Najpierw pozwoliłem sobie na przebiegnięcie 10 km, potem na przebiegnięcie półmaratonu i wreszcie maratonu - no i to jest niesłychanie podniecająca historia. Przebiegnięcie każdego pierwszego takiego biegu daje niesamowitą satysfakcję, każdego kolejnego też. Można postawić sobie jakiś cel czasowy i go złamać i to sprawia niesamowitą przyjemność. To niekończąca się rywalizacja z samym sobą, co jest miłe.
Wielu amatorskich biegaczy mówi, że początki są najtrudniejsze, że trudno jest przejść przez taką granicę, kiedy trochę się nie chce, kiedy trochę to nudzi - ale później już jest z górki. W twoim przypadku też tak było?
Jak powiedziałem: te wakacje, bieganie z przyjacielem były bardzo zachęcające, wobec czego nie miałem problemu, że muszę sam wyjść i pobiegać, bo on mnie wyciągał, a potem jakoś szło. Ale nie będę tworzył tutaj żadnej legendy: mam momenty, kiedy nie za bardzo mi się chce, bo bieganie wymaga przeorganizowania sobie życia. Nie można jeść przez jakiś czas przed bieganiem, co trochę utrudnia żywot rodzinny, bo trzeba powiedzieć: "Nie będę jadł teraz obiadu, bo za godzinę biegam, więc zjedzmy kolację". Właśnie takie sytuacje sprawiają najwięcej problemu. Poza tym trzeba pracować, a w czasie biegania nie można za bardzo odebrać telefonu - a tutaj dzwoni ktoś z radia albo wydawca i mówi, że jest jakiś problem. To jest dość kłopotliwe. Mimo to staram się zawsze biegać raz, dwa razy w tygodniu.
Jako człowiek, który przebiegł maraton, jakie miałbyś rady dla tych, którzy chcą zacząć swoją przygodę z bieganiem?
Na pewno trzeba sobie powiedzieć, że to będzie się wiązało z jakimś samozaparciem.
Trzeba się w miarę dobrze wyposażyć, bo odpowiedni sprzęt sprzyja naszemu zdrowiu - np. dobre buty, choć ważne są też inne rzeczy jak koszulka, która nie wchłania potu. W zimie też musimy mieć strój bardziej zimowy do biegania. To nie są wielkie wydatki i jeśli ktoś ma silną chęć biegania, to musi się w to wyposażyć, bo za chwilę się okaże, że bez tego się nie da i zacznie to być problem.
Nie można sobie stawiać zbyt wyśrubowanych celów. Można sobie postawić cel, że za dwa lata będę chciał przebiec maraton, ale nie można sobie powiedzieć, że za miesiąc będę chciał przebiec maraton. Po pierwsze, pewnie nie przebiegniemy tego maratonu, a po drugie, możemy solidnie nadwerężyć swoje zdrowie. Tak że stopniowo, małymi krokami. Nie ma też sensu wbijać się w jakieś ambicje, że "przebiegnę ten maraton", że "muszę przebiec poniżej 4 godzin, bo inaczej to będzie klęska". To z czasem gdzieś tam może przyjdzie i z czasem te wyniki zegarkowe i stoperowe będą nas może rzeczywiście zachęcały, ale na początku chodzi raczej o to, żeby przebiec, poczuć adrenalinę wspólnego biegu, poczuć tę frajdę.
Ja pierwszy raz biegłem 10 km i to był Bieg Niepodległości. Przed pierwszym Biegiem Niepodległości wszyscy stanęli na baczność i zaśpiewali hymn. To był moment, w którym poczułem nie tylko takie patriotyczne ściśnięcie gardła, ale też, że to jest wspólnota, że 10 tysięcy ludzi biegnie razem i wszyscy są wobec siebie przyjaźni i wszyscy wobec siebie uśmiechnięci, wszyscy patrzą na siebie nawzajem nie jak na rywali - bo tutaj nie ma de facto rywalizacji, poza tą czołówką pierwszych 20 osób - a jak na partnerów w biegu i w tej wspólnej przyjemności. To jest ta frajda, że w biegach masowych wszyscy wszystkim pomagają, wszyscy wszystkich zachęcają. Kiedy biją sobie nawzajem brawo, kiedy jest publiczność, której się przybija piątki albo kiedy słyszy się ciepłe słowa pod swoim adresem, to też jest rzeczą niesamowicie wspierającą. Dlatego wszystkich tych, którzy kibicują, bardzo do tego zachęcam, bo to naprawdę pomaga, dodaje energii. Kiedy biegłem maraton, na 27. czy 28. kilometrze podjechali do mnie na rowerach moi przyjaciele i przez następne 2-3 km biegłem z nimi - naprawdę poczułem taki przypływ pozytywnej energii, że następnych parę kilometrów udało mi się pokonać we w miarę dobrej formie. Potem oczywiście przeżywałem kryzys, ale dla tych 2-3 kilometrów i paru następnych naprawdę się opłacało.
Pomijając kwestie zdrowotne, wyobrażasz sobie, że kiedyś możesz przestać biegać tak po prostu, czy to jest miłość na całe życie?
Nie chciałbym, żeby bieganie poczuło się bardzo urażone, jak powiem, że być może kiedyś je porzucę. Dzisiaj pewnie nie. Chciałbym jeszcze przebiec sobie parę maratonów w różnych miejscach w Polsce i w Europie - bo to jest też paradoksalnie sposób na poznawanie świata, miast. Odkrywa się miasto, kiedy zaczyna się biegać.
Nie powiem, że jestem człowiekiem kompletnie zakręconym na punkcie biegania - jak patrzę na różnych moich znajomych, którzy się wprost od biegania uzależnili, czytają książki, robią sobie jakieś plany treningowe, to ja traktuję to mimo wszystko bardzo po amatorsku. Ale jako pomysł, sposób na życie, na taką dodatkową adrenalinę w życiu - to jest świetne. Tak więc póki zdrowie pozwala, póki nie mam kontuzji, nie przytrafiło mi się coś, co by mnie z biegania wyeliminowało - to myślę, że go nie zdradzę i nie porzucę.
(edbie)