Kolejne przepowiednie końca świata towarzyszą ludzkości od dawien dawna. Proroctwa te miały i mają do dziś bardzo różne podłoża - jedne wiążą się z badaniem Biblii, inne z astronomią. Łączy je jedno - co podkreślają także religioznawcy - pojawiają się najczęściej w okresach zagrożenia, przed wydarzeniami, które nigdy wcześniej nie miały miejsca.
21 grudnia 2012 roku ma skończyć się świat - tak przynajmniej twierdzą ci, którzy wierzą, że to właśnie zakończenie trwającego ponad 5 tysięcy lat cyklu w kalendarzu Majów przyniesie apokalipsę. Naukowcy tłumaczą jednak, że to błędne rozumowanie. Z początkiem cyklu Majowie łączyli początek świata, ale nie wyznaczyli końca świata - po końcu jednego cyklu nastąpić miał kolejny. Jednak w XX w. zrodziło się przekonanie, że koniec cyklu kalendarza Majów wiązać się ma z końcem świata - wyjaśnia profesor Andrzej Szyjewski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przepowiednia oparta na kalendarzu Majów to jednak tylko jeden z wielu podobnych przykładów, które towarzyszą nam od dawien dawna. I tak, ponad tysiąc lat temu w chrześcijańskiej Europie obawiano się, że koniec świata nastąpi wraz z końcem roku 999. Jak mówiły rozmaite przepowiednie, po tysiącu lat Chrystus miał wrócić na Ziemię, a ludzie stanąć przed Sądem Ostatecznym. Kiedy jednak nic wyjątkowego się nie zdarzyło, zaczęto wielkie świętowanie. Nietypowa zmiana daty narobiła zamieszania także całe millenium później. Z końcem 1999 roku media coraz częściej obiegały doniesienia o "pluskwie millenijnej", która - w najczarniejszych scenariuszach - miała sparaliżować wszystkie komputery. Okazało się jednak, że urządzenia poradziły sobie ze zmianą cyferek z "99" na "00".
Proroctwa końca świata nieodłącznie związane są również z działalnością wszelkiego rodzaju sekt i ruchów religijnych. Jedną z najsłynniejszych tego typu organizacji była Świątynia Ludu, założona przez amerykańskiego kaznodzieję Jima Jonesa. W latach 60. jej siedziba została przeniesiona z Indianapolis do Kalifornii, a później, w 1974 roku, do Gujany Ameryce Południowej, gdzie powstała osada Jonestown, zamieszkiwana przez członków ruchu. Charyzmatyczny przywódca okłamywał swych wiernych, co do wydarzeń w USA, strasząc, że cały cywilizowany świat wydał im wojnę i dąży do zniszczenia obozu. Wieszczył także rychłe nadejście końca świata. Historia Świątyni Ludu Jonesa zakończyła się tragicznie w 1978 roku. Ponad 900 członków sekty popełniło wówczas zbiorowe samobójstwo.
Na początku lat 90. apokalipsę zapowiadała natomiast południowokoreańska sekta Kościoła misyjnego Dami. Jej przywódcy twierdzili, że symptomami zbliżającego się końca naszego czasu na Ziemi są wydarzenia takie, jak olimpiada w Barcelonie czy jednoczenie się Europy. Wskazywali także na oznaczenia kodowe systemu komputerowego EWG, obfitujące w zbitki cyfr "666", szczególnie ulubionych przez szatana. Kolejny koniec świata miał nastąpić z końcem listopada 1993 roku. Na tę datę wskazywali z kolei członkowie ukraińskiego Białego Bractwa, sekty kierowanej przez Jurija Kriwonogowa i Marinę Cwigun. 24 listopada w Kijowie, ani nigdzie indziej na świecie, jednak nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło.
Kilka zapowiadanych końców świata jest jeszcze przed nami. Według niektórych apokaliptycznym może być rok 3797. Jest to bowiem ostatnia data, która pojawia się w bardzo licznych przepowiedniach Nostradamusa, żyjącego w XVI wieku francuskiego lekarza i astrologa. Ponad tysiąc lat później - w 5079 roku - koniec świata ma nadejść natomiast według Baby Vangi. Bułgarska jasnowidzka spodziewa się, że wówczas ludzkość przekroczy "granicę Wszechświata".
Koniec świata wielokrotnie przepowiadali już także badacze Biblii, twierdząc, że wyczytali datę na kartach świętej księgi. Według Harolda Campinga, amerykańskiego badacza Pisma Świętego, apokalipsa miała nadejść 21 maja ubiegłego roku. Przepowiednia mówiła, że w pierwszym dniu kataklizmu zginie 98 proc. ludności, a 21 października nastąpić miał Sąd Ostateczny. Tymczasem Isaac Newton, angielski fizyk, matematyk i astronom - także na podstawie badań Biblii - za datę końca świata uznał rok 2060.
Apokalipsę zapowiadali również bardzo często ci, którzy spoglądali w gwiazdy. W tej kwestii mamy nawet swój wkład. Pod koniec XVI wieku o końcu świata, który nastąpi w 3036 roku, pisał polski astronom Jan Latosz. Jeżeli jednak jego obliczenia okazałyby się błędne, gorąco może zrobić się już 12 lat później.
W 3044 roku z Ziemią może zderzyć się bowiem kometa Swift-Tuttle. Wcześniej prognozowano, że do kataklizmu może dojść już w sierpniu 2126 r. Jednak dokładniejsze obliczenia pokazały, że kometa minie wtedy naszą planetę w bezpiecznej odległości, a ryzyko pojawi się niecałe tysiąc lat później.
Inna naukowe prognozy mówią, że życie na Ziemi zacznie zanikać za około 5 miliardów lat, kiedy rozpoczną się przeobrażenia Słońca. Astronomowie obliczają, że w tym czasie Słońce zacznie tracić zapasy wodoru rozpocznie się jego przemiana w "czerwonego olbrzyma". Spowoduje to wchłonięcie Merkurego przez gwiazdę i ogrzanie Wenus i Ziemi do takiej temperatury, że będą się one składały z płynnych skał.