Wraz z przedstawieniem efektów pracy tzw. podkomisji smoleńskiej wrócił temat obecności/nieobecności gen. Błasika w kabinie pilotów w ostatnich minutach przed katastrofą w Smoleńsku. Warto zapewne zgromadzić w jednym miejscu związane z tym dane, dotyczące wciąż spornej obecności Dowódcy Sił Powietrznych w kokpicie, i bez przesądzania czy tam był czy nie - przedstawić racje, przemawiające za obiema wersjami.
Podkomisja: nie ma dowodów
Wiceprzewodniczący tzw. podkomisji smoleńskiej, prof. Kazimierz Nowaczyk, odczytał wczoraj oświadczenie mówiące, że głos gen. Błasika "nie został zidentyfikowany, po pierwsze - przez żadną z trzech osób dobrze go znających, po drugie - przez żadną z dotychczasowych specjalistycznych ekspertyz laboratoryjnych, dokonującą wskazania mówców. Są to Centralne Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji, Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna i prof. Grażynę Demenko".
Prawda wygodna i prawda pełna
Słowa prof. Nowaczyka to prawda tylko po części. Dokładnie tej części, która odpowiada podkomisji. Pełnię obrazu uzupełnia jednak oczywiste stwierdzenie, że wspomniane trzy osoby to nie wszyscy, którzy znali generała i identyfikowali jego głos na nagraniu czarnej skrzynki, a także to, że poza raportem tzw. Komisji Millera istnieje też ekspertyza, wskazująca na obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie pilotów. Co więcej, wbrew słowom prof. Nowaczyka przywołana przez niego opinia prof. Demenko stanowczo jej nie wyklucza. Na dodatek krytyczne i analityczne spojrzenie na całość dowodów wskazuje, że poza gen. Błasikiem nie było na pokładzie Tupolewa osoby, która odpowiadałaby charakterystyce jego głosu, zachowaniom w ostatniej fazie lotu i odniesionym obrażeniom.
Biegli o nagraniach
Instytut Sehna i Laboratorium Kryminalistyczne KGP badały kopie nagrań z kokpitu, wykonane w bardzo złej jakości - z częstotliwością próbkowania 11 kHz. Przez kilka lat nie zrobiono nic, by skorzystać z możliwości uzyskania kilkakrotnie czytelniejszych danych z przechowywanego w Rosji rejestratora MARS (tzw. czarnej skrzynki kokpitu). Dopiero w lutym 2014 zespół ekspertów prokuratury wykonał w Moskwie własne kopie nagrań, z częstotliwością 96 kHz, co pozwoliło na uchwycenie ok. 30-40 proc. słów więcej, niż na podstawie poprzednich nagrań. Odsłuchy tej właśnie kopii pozwoliły ekspertom na przypisanie części nierozpoznanych wcześniej słów Dowódcy Sił Powietrznych.
Opinia prof. Demenko
Badająca tę właśnie, lepszą kopię nagrania rejestratora MARS prof. Grażyna Demenko bardzo starannie przeanalizowała wcześniej niezidentyfikowane głosy w kabinie. Niektóre z nich - pisze biegła w opinii - ze stopniem prawdopodobieństwa graniczącym z pewnością nie należały do członków załogi, z powodu różnego typu ograniczeń (fizjologicznych i fizycznych).
Przykładem są tu jednocześnie niemal wypowiedziane kwestie: "sto metrów" i "sto". Biegła na podstawie charakterystyki głosu słowo "sto" przypisała (podobnie jak zespół odsłuchujący) por. Arturowi Ziętkowi, który nie mógł w związku z tym w odstępie kilkuset milisekund powiedzieć "sto metrów" z innego miejsca (słowa padły z dalszego planu) i innym głosem. Prawdopodobieństwo zaś, że frazę "sto metrów" wypowiedzieli kpt. Arkadiusz Protasiuk lub mjr Robert Grzywna biegła określiła jako "praktycznie zerowe". Głos kpt. Protasiuka prof. Demenko praktycznie wykluczyła, bo miał znacznie wyższą tzw. częstotliwość podstawową. Do podobnego wykluczenia i określenia o zerowym prawdopodobieństwie doprowadziła też analiza głosu mjr Roberta Grzywny. Jako "bardzo nikłe" biegła określiła prawdopodobieństwo, że frazę "sto metrów" wypowiedział dyrektor protokołu Mariusz Kazana.
Kto powiedział "sto metrów"?
Na pytanie, czy można wykluczyć, że niezidentyfikowane wypowiedzi padające w ostatnich minutach lotu należały do osób spoza Załogi, prof. Demenko odpowiada jednoznacznie - nie. Co więcej, sama natychmiast wskazuje: "Przykładowo nie można wykluczyć głosu gen. Andrzeja Błasika - z nagrania porównawczego przemówienia gen. Błasika wynika, że częstotliwość podstawowa jego wypowiedzi jest podobna do wypowiedzi "sto metrów". Następnie biegła przeanalizowała łącznie 10 sylab "sto", zapisanych na nagraniach rozmów w kabinie pilotów (po 3 Arkadiusza Protasiuka, Roberta Grzywny i Artura Ziętka i porównawcze "sto" wypreparowane ze słowa "historia" w przemówieniu). Wniosek:
Nie można wykluczyć
"Nie można wykluczyć, że niezidentyfikowany głos, wypowiadający pod koniec lotu frazę "sto metrów", czy też frazę "dwieście trzydzieści metrów" mógł należeć do gen. Andrzeja Błasika lub innej osoby o podobnym głosie" - pisze we wnioskach opinii biegła. Poniżej zamieszczam podsumowanie opinii prof. Demenko:
Żeby sobie uświadomić, jak bardzo drobiazgowe badanie przeprowadziła biegła, kierująca Zakładem Fonetyki w Instytucie Językoznawstwa UAM w Poznaniu, zasiadająca też w Komitecie Akustyki PAN i kierująca Polskim Towarzystwem Fonetycznym prof. Grażyna Demenko, warto naocznie przekonać się, jak wyglądają choćby tzw. spektrogramy jednej tylko głoski "o", które doprowadziły do wniosków wskazujących, że frazę "sto metrów" mógł wypowiedzieć gen. Błasik, a nie zrobili tego dyr. Kazana, mjr Grzywna czy por. Ziętek:
Spektrogramy głoski "o" w wypowiedziach dyr. Kazany, mjra Grzywny i por. Ziętka:
Wcześniejsze kontrowersje wokół obecności gen. Błasika w kabinie:
Opublikowany w styczniu 2011 raport MAK, twierdzenie o obecności Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie uzasadnia odniesionymi przez niego obrażeniami, charakterystycznymi dla osoby nieprzypiętej pasami do fotela, której ciało znaleziono w rejonie, w którym znalazło się też ciało przebywającego w tylnej części kabiny nawigatora. Rosjanie piszą, że "na dwie minuty przed katastrofą zarejestrowano zdanie, wypowiedziane przez człowieka, którego głos rozpoznano jako głos Dowódcy Sił Powietrznych RP". Raport zawiera też jednak niepotwierdzone przez nikogo więcej stwierdzenia, dotyczące tego, że generał był pod wpływem alkoholu, spożytego zapewne już podczas lotu:
Rosyjskiego twierdzenia o tym, że Dowódca Sił Powietrznych był 10 kwietnia 2010 pod wpływem alkoholu nie ma w opublikowanym później raporcie tzw. Komisji Millera. Jej członkowie jednak także uznali, że gen. Andrzej Błasik przebywał w kabinie pilotów do ostatniej chwili i uczestniczył w działaniach załogi. Podkreślają jednak, że nie wywierał na jej członków nacisku:
Wnioski?
Z analizy całości dostępnych danych wynika, że obecności generała Błasika w kabinie, jak to ujęła prof. Demenko, nie można wykluczyć. Warto przy tym pamiętać, że raporty MAK i komisji Millera oparte były na najwcześniejszych danych, jeszcze przed sporządzeniem na zlecenie polskiej prokuratury, czytelniejszych o 30-40 proc. odczytów nagrań z kabiny, które powstały dopiero w 2015 roku. Jeśli je jednak uwzględnić (a nikt ich oficjalnie nie zakwestionował) utrzymujemy stan poniższy:
- w kabinie Tupolewa do końca przebywała osoba spoza załogi
- była to osoba o głosie bardzo podobnym do głosu gen. Andrzeja Błasika
- była to osoba potrafiąca odczytywać wskazania przyrządów w kabinie, przy czym warto mieć świadomość, że oprócz załogi nie było na pokładzie żadnych lotników poza gen. Błasikiem
- była to osoba, której dowódca maszyny nie wyprosił z kabiny mimo wykonywania bardzo trudnego manewru lądowania
- ze znanych dziś odczytów wynika, że pilot maszyny, który przy widoczności 400 metrów mówił do Mariusza Kazany: "Panie dyrektorze, wyszła mgła. W tej chwili i przy tych warunkach, które są obecnie nie damy rady usiąść" po pojawieniu się tej osoby w kabinie i komunikacie ze Smoleńska "Arek, teraz widać 200" oświadczył "Przyciskamy".
Stanowczego dowodu na to, że niezidentyfikowaną osobą w kokpicie był Dowódca Sił Powietrznych Generał Andrzej Błasik - nie ma. Ale stanowcze stwierdzenie, że nie był to gen. Błasik wymaga odpowiedzi na pytanie - kto to był?