Joe Biden, 78-letni demokrata i 46. prezydent Stanów Zjednoczonych w amerykańskiej polityce funkcjonuje od 47 lat. W tym roku podjął już trzecią w karierze próbę zdobycia Białego Domu. Kampanię prowadził, kładąc nacisk na walkę z pandemią koronawirusa i zapowiadając, że zaprowadzi w Białym Domu przewidywalność i stabilność.
W ciągu trwającej blisko pół wieku kariery politycznej 78-letni obecnie Biden zyskał sobie opinię osoby o umiarkowanych poglądach, energicznej i z poczuciem humoru.
Z uwagi na swoje częste lapsusy językowe sam określał siebie mianem "maszyny do gaf".
W tym roku mówił np. o płacy minimalnej na poziomie... 15 milionów dolarów - zamiast oczywiście 15 dolarów - na godzinę. W Kongresie Biden potrafił przekonywać do swoich pomysłów republikanów, z wieloma utrzymuje zresztą bliskie relacje.
Joe Biden potrafił pokonać przeciwności losu nie tylko w życiu zawodowym ale też prywatnym. Jako dziecko był świadkiem, jak jego ojciec traci niemal cały majątek, a potem wychodzi z kłopotów finansowych. Zmagał się z jąkaniem i pseudonimem "Bye-bye", nadanym mu od powtórzeń przy wypowiadaniu pierwszej sylaby swojego nazwiska.
Obserwując destrukcyjny wpływ alkoholu na rodzinę swojej matki, zadecydował, że zostanie abstynentem. "Wystarczy alkoholików w mojej rodzinie" - tłumaczył.
Życiowa tragedia spotkała Joe Bidena w grudniu 1972 roku, kilka tygodni po jego wielkim politycznym sukcesie: wygranej w wyborach na senatora w wieku 30 lat. W wypadku samochodowym zginęły wtedy jego żona i roczna córeczka. W wypadku tym ciężko ranni zostali kilkuletni wówczas synowie Bidena: Beau i Hunter. Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem jechali na świąteczne zakupy. Mieli kupić z mamą choinkę.
Today is the 47th anniversary of the day December 18, 1972 when Joe Biden lost his wife Neilia and one-year-old daughter Amy in a car accident as they went out Christmas shopping. His sons Beau and Hunter were seriously injured, but survived. pic.twitter.com/UHjg6bJaP5
WillieGeistDecember 18, 2019
Biden nie złożył urzędu, po pracy w Waszyngtonie wracał ponad 150 km pociągiem do dwóch synów w Delaware, w których wychowaniu pomagali mu brat i siostra. W 1977 roku Joe Biden poślubił Jill Jacobs. Doczekali się córki Ashley.
W 2015 roku na raka mózgu zmarł jego starszy syn Beau Biden. Miał zaledwie 46 lat.
Dla Bidena, który jest praktykującym katolikiem, strata najbliższych była dużym kryzysem wiary: kryzysem, który przezwyciężył. Teraz nosi ze sobą różaniec, a w przemówieniach cytuje papieskie encykliki.
Młodszy z synów Hunter Biden w czasie kampanii wyborczej był dla prezydenta Trumpa głównym celem. Trump oskarżał go o korupcję i nieczyste interesy w Chinach i Rosji, a także wypominał uzależnienie od narkotyków.
W ubiegłym roku "New Yorker" opisał część interesów Bidena juniora w Chinach, wspominając m.in. o tym, że towarzyszył swojemu ojcu - wówczas wiceprezydentowi - w podróży do Chin, gdzie spotkał się z partnerem biznesowym. Hunter Biden przyznał, że kilka lat później otrzymał diament w prezencie od szefa chińskiej spółki energetycznej CEFC, z którym planował prowadzić interesy.
Uwagę mediów przyciągały także skandale obyczajowe wokół niego. W tym samym czasie Robert wdał się w romans z Halie Biden, wdową po bracie, Beau Bidenie. Związek nie przetrwał jednak próby czasu.
Kolejny raz zrobiło się o nim głośno gdy - według tabloidów - była striptizerka Lunden Roberts stwierdziła, że jest matką dziecka Huntera Bidena. Przyznał się on do ojcostwa, dopiero gdy potwierdziły ten fakt badania DNA.
O Biały Dom ubiegał się - bezskutecznie - już dwukrotnie: w 1988 i 2008 roku.
Joe Biden w trakcie prawyborów Partii Demokratycznej 32 lata temu wycofał się po tym, jak zarzucono mu kłamstwa dot. rodziny i skopiowanie przemówienia lidera brytyjskiej Partii Pracy Neila Kinnocka.
12 lat temu zrezygnował po tym, jak w prawyborach w stanie Iowa zdobył mniej niż 1 procent głosów. Dołączył jednak wówczas do zespołu doradców Baracka Obamy, który ostatecznie zaproponował mu, by kandydował u jego boku na stanowisko wiceprezydenta. Po zwycięskiej wyborczej batalii, w styczniu 2009 roku Obama wprowadził się do Białego Domu, a Biden został 47. wiceprezydentem USA.
Relacje Bidena i Obamy do dziś są przyjacielskie. Ostatnio bardzo popularny były prezydent wsparł kandydata w jego kampanii przeciwko Donaldowi Trumpowi.
Przełomowym momentem w tegorocznej walce Joe Bidena o nominację Partii Demokratycznej były prawybory w Karolinie Południowej pod koniec lutego. To w nich - głównie dzięki masowemu poparciu czarnoskórych wyborców - nastąpił zwrot w wewnątrzpartyjnej rywalizacji.
"Powaleni, wykluczeni i pozostawieni - to jest wasza kampania!" - mówił Biden do wyborców po prawyborczym głosowaniu w tym stanie.
Do tego momentu jego droga do nominacji demokratów była wyboista. Początkowo wyniki miał na tyle rozczarowujące, że media porównywały atmosferę w jego sztabie do pogrzebu i spekulowały, czy nie lepiej byłoby się wycofać.
Po superwtorku, czyli prawyborach w kilkunastu stanach na początku marca, nominacja Bidena na kandydata partii była już jednak formalnością.
Pandemia koronawirusa całkowicie przemeblowała amerykańską kampanię.
Donald Trump organizował tłumne wiece, ale Joe Biden do września rzadko opuszczał rodzinne Wilmington w stanie Delaware. Jego wyborcze spotkania gromadziły mniej sympatyków, utrzymywano dystans, obowiązkowe były maseczki.
Z krytyki reakcji prezydenta na pandemię Biden uczynił zresztą jeden z głównych punktów swojej kampanii. Regularnie - i niebezpodstawnie - oskarżał rywala o lekceważenie zagrożenia.
Trump z kolei na wyborczych wiecach nazywał Bidena "śpiącym Joe". Często naśmiewał się z jego przejęzyczeń i gaf, które - w jego ocenie - wynikają z braku koncentracji czy wręcz demencji. Doświadczonego politycznego rywala przedstawiał jako reprezentanta "bagna" - jak określa waszyngtoński establishment.
O ból głowy obecnego gospodarza Białego Domu przyprawiać mogły natomiast zawrotne kwoty gromadzone przez sztab Bidena na kampanię. W sierpniu pobił on miesięczny rekord amerykańskich kampanii: zebrał 383 miliony dolarów.
Demokratę - popieranego przez całą rzeszę celebrytów - faworyzowała też większość sondaży. W wyborach udało mu się odbić trzy stany tzw. Pasa Rdzy - Wisconsin, Michigan i Pensylwanię z licznym elektoratem tzw. niebieskich kołnierzyków, czyli robotników przemysłowych, z których wielu utraciło miejsca pracy z powodu globalizacji.
Biden zwyciężył także w Georgii, od lat bastionie Republikanów, w czym wydatnie pomogła mu mobilizacja Afroamerykanów w aglomeracji Atlanty.
Trump nie pogratulował wygranej swojemu rywalowi i nie zaprosił go po wyborach do Białego Domu. Utrzymując, że w głosowaniu dochodziło do masowych fałszerstw, zerwał z tradycją i nie był obecny przy zaprzysiężeniu swojego następcy.
Joe Biden będzie najstarszym prezydentem obejmującym ten urząd w historii USA.
Pobije rekord Donalda Trumpa, który stanął na czele państwa w wieku 70 lat, i Ronalda Reagana, który rozpoczął drugą kadencję, mając 74 lata.
Zwycięstwo Bidena oznacza również, że po raz pierwszy w historii stanowisko wiceprezydenta USA obejmie kobieta.
Kamala Harris będzie również pierwszym czarnoskórym wiceprezydentem.