Prokuratura dokładnie sprawdza dokumenty Biura Ochrony Rządu o przygotowaniach do rosyjskich wizyt prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska. Próbuje ustalić, czy już po katastrofie smoleńskiej zostały do nich dołączone materiały. Nowy wątek w śledztwie dotyczącym niedopełnienia obowiązków przez przygotowujących wizyty smoleńskie pojawił się po zeznaniach jednego z byłych zastępców szefa BOR.
Prokurator zażądał obydwu teczek i sprawdza, czy zgromadzone w nich dokumenty mogły zostać dodane już po wizytach. Na taki przebieg wydarzeń wskazują bowiem nowe dowody. Chodzi m.in. o zeznania jednego z byłych zastępców szefa Biura Ochrony Rządu. Miał on powiedzieć, że podczas imprezy zakrapianej alkoholem usłyszał od jednego z byłych już pracowników BOR, że kierownictwo kazało uzupełniać teczki wizyt smoleńskich o kolejne dokumenty. Miało to nastąpić miesiąc po tragedii.
Zwierzchnicy prokuratora prowadzącego sprawę w Prokuraturze Okręgowej Warszawa- Praga oceniają, że wątek nie jest mocny, ale trzeba sprawdzić każdą ewentualność.
Inny z informatorów reportera RMF FM zastanawia się jednak, czy nawet gdyby rzeczywiście doszło do uzupełniania dokumentów przez osoby do tego uprawnione, to można to określić mianem ich fałszowania.
Ten wątek - w przeciwieństwie do dwóch pozostałych postępowań - będzie jeszcze prowadzony. Według naszych informacji, śledczy chcą wysłać akt oskarżenia przeciwko wiceszefowi BOR - Pawłowi Bielawnemu oraz umorzyć główne śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków podczas przygotowania wizyt smoleńskich.
7 kwietnia 2010 roku w Katyniu był Donald Tusk. Trzy dni później na uroczystości wyleciał Lech Kaczyński. Tupolew z prezydentem na pokładzie rozbił się w Smoleńsku.
Eksperci uznali też, że podczas obu wizyt zabrakło odpowiednich specjalistów - w tym funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza sanitarnego. Dodatkowo przed wizytami nie było odpraw, na których funkcjonariusze otrzymaliby zadania.
Poza tym BOR-owców nie było na lotnisku podczas lądowania samolotów w czasie obu wizyt. Brakowało systemów łączności, do działań wyznaczono funkcjonariuszy z małym doświadczeniem. Pracownicy BOR-u z grup zabezpieczenia nie mieli broni palnej.
W przypadku zarzutu poświadczenia nieprawdy w dokumencie chodzi o dokument z korespondencji pomiędzy BOR-em a jedną z instytucji. W piśmie wiceszef Biura zapewniał o pewnych kwalifikacjach jednego z funkcjonariuszy udających się w delegację do Katynia. Zdaniem śledczych, w rzeczywistości funkcjonariusz tych kwalifikacji nie posiadał.