Nie czuję się uprawniona do odpowiedzi, a Ci, którzy się czują, są zapewne w drodze na mecz. Polska-Anglia na Stadionie Narodowym. Mecz eliminacyjny, który daje nam nadzieje na 3 punkty, warte zapisania się na kartach historii. No i oczywiście zbliżenia się o milimetr do Mundialu 2014.
Nie ma czegoś takiego jak doping na meczach reprezentacji. Jest tylko znany okrzyk "Polska, Biało-Czerwoni", a 90 minut i jeszcze 3 minuty dogrywki później "Polacy, nic się nie stało"...
Janusze, Andrzeje, czy znane i mi, i Tobie Pikniki przychodzą, żeby usiąść, obejrzeć, czasem coś zjeść i posłuchać... Ultrasów. Jeżeli oni się nie zorganizują, nie będzie nic. Nuda... Jak mówiły dzieci na meczu towarzyskim Polska RPA.
W Polsce żywe są głównie kibicowskie gremia zrzeszone wokół swoich klubów. To oni organizują doping, mobilizują do zdzierania gardła (nie zawsze kulturalnie, ale zawsze dosadnie), są kolorytem, bez nich mecz oglądany na żywo, na stadionie nie różni się niczym od meczu oglądanego przed telewizorem. To oni za swój klub (czego nie mogę zrozumieć, zwłaszcza jeżeli mają w domach rodziny) biją się na wyjazdach, chodzą na ustawki, a do walki używają nie tylko pięści. Za reprezentację walczyć chyba nie będą.
Reasumując, jesteśmy specjalistami od akcji specjalnych - ruszamy do boju na Euro, ruszamy, kiedy trzeba walczyć o mistrzostwa świata. Malujemy się na biało-czerwono, zakładamy kapelusze, w usta wtykamy trąbki i czujemy się Kibicem Nasz Reprezentacji (celowo użyłam wielkich liter, bo duma wtedy naprawdę rozpiera). Wtedy piłka nożna naprawdę jest sportem narodowym. A co później ? A to już zależy od wyniku... Kochamy naszych piłkarzy jak wygrają, plujemy na nich, jak przegrywają. I na tym też polega różnica między tymi, którzy chodzą na mecze reprezentacji, a tymi, którzy są ze swoją drużyną na dobre i na złe.