REKLAMA

Kultowa przeszłość, czyli jak dawniej z kultem w Katowicach bywało...

Kultowy… dziekanat

Od zawsze dla studentów kultowy był - i zapewne jest nadal - każdy dziekanat. Jak zawsze oblegany i jak zawsze wzbudzający trochę strachu. Tam składa się dokumenty, odbiera indeksy, zanosi podania. A jak "panie z dziekanatu" są w złym humorze...

Do zobaczenia w "Kubusiu"

Dla studentów Uniwersytetu Śląskiego kultowy był zawsze "Kubuś", czyli niewielki klub w budynku rektoratu. Wszyscy wiedzieli, gdzie się mieści - wystarczyło tylko powiedzieć: To do zobaczenia w "Kubusiu" i już wiedziałeś, dokąd iść. Miałeś ochotę na kawę, drożdżówkę lub kanapkę, chciałeś przepisać notatki, przeglądałeś ostatni raz zapiski przed egzaminem, umawiałeś się ze znajomymi, wreszcie wyciągałeś prowadzącego na niezobowiązujące zajęcia - zawsze trafiałeś do "Kubusia". I nikomu nie przeszkadzało, że krzesła są twarde, a stoliki tak niskie i tak wywrotne, że każde dotknięcie ich kolanem sprawiało, że kawa - zamiast filiżankę - wypełniała spodek.

"Kubuś" istnieje do dziś, ale z parteru przeniesiono go do piwnicy rektoratu. I ze skromnego klubiku zmienił się w małą kawiarnię.

"Rożen" zmiotła nowoczesność

Ci, którzy nie chcieli siedzieć w "Kubusiu", szli tam, gdzie był "Rożen". Był to duży, drewniany budynek, przypominający wiejską chatę. Stał na skrzyżowaniu Bankowej i Warszawskiej. Piło się tam głównie piwo i to na stojąco. Z trafieniem do "Rożna" nie było problemu: wystarczyło powiedzieć o płocie ozdobionym drewnianymi kołami starych wozów. Niektórzy po wizycie tam na zajęcia już nie wracali…

Dziś to miejsce zmieniło się nie do poznania - tam, gdzie stała drewniana chata, jest teraz nowoczesny bank.

Po książki na Warszawską, a później… krakersy z musztardą

Po książki od zawsze biegało się do antykwariatu na ulicy Warszawskiej. Jeśli ktoś miał szczęście, mógł trafić na Kanta, Hegla albo autorów literatury pięknej. Niestety taki zakup oznaczał także poważny uszczerbek w miesięcznym stypendium. A to z kolei oznaczało, że delikwentowi przez jakiś czas muszą wystarczyć krakersy z musztardą...

Niestety nowe czasy zmiotły antykwariat z ulicy Warszawskiej.

Jak koncert, to w Marchołcie lub Akancie

Na koncerty muzyczne szło się do Marchołtu lub legendarnego Akantu. W tym pierwszym dominowały blues i jazz, w tym drugim było zawsze głośno i rockowo, choć roznoszący się po piwnicznych pomieszczeniach dźwięk bardziej przypominał hałas niż muzykę. Oba miejsca istnieją do dziś, ale ze studenckich klubów zamieniły się w galerie i kawiarnie.

Najlepsze filmy grali Na Szafranka

Do kina studenci chodzili "Na Szafranka". To od nazwy ulicy ks. Szafranka, kino mieściło się pod numerem 9. Było to małe, studyjne kino dla kilkudziesięciu osób, z niewielkim ekranem. Ale filmy grali tam najlepsze na świecie. I każdy, kto usłyszał: Dziś idziemy Na Szafranka, wiedział, że nie chodzi o nic innego, jak tylko o to miejsce. Kina nie ma już jednak od kilkunastu lat, a salę zajmuje Muzeum Historii Katowic.

Wsiąść do autobusu nie byle jakiego

A jeśli chodzi o komunikację, to kultowe było… "154". To numer autobusu, który woził - i wozi do dziś - studentów z akademików w Katowicach-Ligocie do miasteczka akademickiego w Sosnowcu.

Czekamy również na sygnały od Was! Swoje propozycje, zdjęcia, filmy z kultowych studenckich miejsc możecie wysyłać na Gorącą Linię RMF FM lub umieszczać w naszym profilu na Facebooku.