Zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej usłyszała w prokuraturze dyżurna ruchu ze Sprowy. Kobieta została dzisiaj zatrzymana przez policję. Przed miesiącem śledczy postawili w tej sprawie zarzuty drugiemu dyżurnemu, który feralnego wieczoru pracował na posterunku w Starzynach.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Prokuratorzy ustalili, że gdyby nie błędy obojga dyżurnych ruchu, nie doszłoby do tragedii, w której zginęło 16 osób, a ponad 90 odniosło obrażenia. Jolanta S. wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy do Krakowa - powiedział prok. Tomasz Ozimek z zespołu prasowego częstochowskiej prokuratury. Dodał, że przedstawienie Jolancie S. zarzutu możliwe było dopiero po otrzymaniu opinii biegłych z zakresu transportu szynowego. Specjaliści, którzy wydawali opinię, mieli do dyspozycji bogaty materiał dowodowy, w tym zapisy rejestratorów rozmów i dane z pamięci systemu kontroli ruchu. Łączna analiza tych i innych dowodów pozwoliła na przedstawienie zarzutu - powiedział prokurator.
Śledczy zaznaczają, że stawiany kobiecie zarzut nie ma wpływu na zarzuty przedstawione wcześniej dyżurnemu ruchu ze Starzyn. Do katastrofy doszło, ponieważ oboje dyżurni popełnili błędy - najpierw Andrzej N., a później Jolanta S. - wynika z ustaleń prokuratury.
Dyżurna ruchu, która pracowała 3 marca na posterunku w Sprowie, została przesłuchana zaraz po katastrofie. Śledczy stwierdzili jednak wówczas, że nie ma podstaw, by postawić jej zarzuty. Jak informowała prokuratura, kobieta dokładnie zrelacjonowała przebieg swojej służby oraz opisała swoje kontakty z dyżurnym ze Starzyn.
14 września zarzuty w sprawie katastrofy usłyszał dyżurny ruchu ze Starzyn. Śledczy zarzucają mu spowodowanie katastrofy kolejowej oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentacji kolejowej. Po przesłuchaniu Andrzej N. został zwolniony do domu. Prokuratura zakazała mu wykonywania zawodu dyżurnego ruchu kolejowego i innych obowiązków, związanych z bezpieczeństwem ruchu na kolei.Pod koniec sierpnia Andrzej N. opuścił szpital psychiatryczny, gdzie znajdował się pod opieką lekarzy od czasu wypadku. Według opinii zespołu biegłych psychiatrów i psychologa, którzy przez dwa miesiące obserwowali dyżurnego, mężczyzna był w chwili katastrofy poczytalny. Śledztwo w sprawie katastrofy jest przedłużone do 3 grudnia. W postępowaniu zgromadzono bardzo obszerny materiał dowodowy, przesłuchanych zostało wielu świadków - głównie poszkodowanych w katastrofie, bliskich ofiar i pracowników kolei. W śledztwie zgromadzono wiele dokumentów kolejowych, nie tylko bezpośrednio związanych z marcową katastrofą, ale też dotyczących np. szkoleń i ruchu pociągów.
3 marca wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa - Kraków. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. Według prokuratury, Andrzej N. doprowadził do skierowania jednego z pociągów na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem. W katastrofie zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych.