Na wszystkich dokumentach Andreasa Lubitza, który stoi za katastrofą airbusa linii Germanwings w Alpach, z jego zawodową licencją włącznie, jest oznaczenie SIC. To oznacza przypadek koniecznej regularnej i szczególnej opieki medycznej. O sprawie pisze niemiecki "Bild".
Już wczoraj szef Lufthansy Carsten Spohr powiedział, że 28-latek podczas pierwszego podejścia do nauki zawodu musiał przerwać szkolenie na kilka miesięcy. "Bild" twierdzi, że to z powodu silnej depresji i ataków strachu. Podczas nauki w szkole Lufthansy w Phoenix w Arizonie Lubitza uznano za wręcz czasowo niezdolnego dla latania.
Tabloid twierdzi ponadto, że Lubitz znajdował się łącznie przez półtora roku pod opieką psychiatrów. Wielokrotnie musiał ze względu na depresje powtarzać poszczególne etapy szkolenia, jednak w końcu zakończył kurs z wynikiem pozytywnym pomimo "ciężkiego depresyjnego incydentu".
Na psychiczne problemy pilota wskazuje też zapis w jego teczce personalnej przechowywanej w Federalnym Urzędzie Lotnictwa. W dokumentach znajduje się oznaczenie "SIC" wskazujące na konieczność "szczególnych, regularnych badań medycznych". Symbol "SIC" znajduje się ponadto w pozwoleniu na kierowanie samolotami Lubitza.
Jak pisze "Bild", niemieckie władze bezpieczeństw wychodzą z założenia, że przyczyną postępowania pilota był "osobisty kryzys życiowy". Przed katastrofą miał - jak twierdzi tabloid - przejść ciężki kryzys w relacjach ze swoją przyjaciółką. Kłopoty miłosne poważnie odbiły się na nim - czytamy w "Bildzie".
Przeprowadzone badania wykazywały jednak z jednej strony jego zdolność do latania, z drugiej - oznaczenie z dokumentów nie znikało.
Dzisiaj do zespołu śledczych ma dołączyć biegły psycholog, który pomoże analizować zebrane wczoraj w dwóch mieszkaniach Lubitza dokumenty. I w Duesseldorfie i w domu rodziców w Montabaur śledczy zabezpieczyli kilkanaście kartonów rzeczy należących do pilota.
28-letni Andreas Lubitz nie był doświadczonym pilotem. Ukończył kurs pilotażu w szkole Lufthansy w Bremie. W firmie pracował półtora roku, od września 2013. Miał 630 wylatanych godzin, z czego tylko 100 na airbusie.
W momencie katastrofy Lubitz był sam w kokpicie. Potwierdzili to francuscy śledczy, którzy zbadali nagrania z rejestratora dźwięków w kokpicie. Kabinę wcześniej opuścił kapitan maszyny, który udał się do toalety. Gdy chciał wrócić, drzwi były zablokowane. Niemiecki "Bild" twierdzi, że kapitan tuż przed katastrofą próbował jeszcze toporkiem sforsować drzwi do kabiny.
Po tym, jak w kokpicie został tylko drugi pilot, manipulowano przyciskiem, który spowodował obniżenie lotu. Jak zaznaczył prokurator Brice Robin, uruchomienie tego mechanizmu może być wyłącznie świadome i intencjonalne.
Z nagrania zarejestrowanego przez czarną skrzynkę airbusa wynika także, że pasażerowie dopiero w ostatniej chwili zorientowali się, że za chwilę dojdzie do katastrofy, bo ich krzyki rozległy się tuż przed rozbiciem się maszyny.
Ich śmierć była natychmiastowa - powiedział prokurator.
Brice Robin podał również, że wydaje się, że drugi pilot świadomie odmówił wpuszczenia kapitana z powrotem do kokpitu. Dodał także, że w ostatnich 10 minutach nagrania w kabinie nie pada żadne słowo. Słychać natomiast westchnienie i "normalny oddech" drugiego pilota, które dowodzą, że był on przytomny. Wydaje się, że drugi pilot wykorzystał nieobecność kapitana - powiedział Robin. Według prokuratora drugi pilot był przytomny aż do chwili uderzenia samolotu o ziemię, a wcześniej sam rozpoczął manewr obniżania wysokości.
Airbus A320 wystartował we wtorek przed godziną 10 z Barcelony i leciał do Duesseldorfu w Niemczech. Rozbił się w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich. Na pokładzie było 144 pasażerów i 6 członków załogi, nikt nie przeżył. Większość ofiar stanowią Niemcy i Hiszpanie, ale wśród zabitych są obywatele w sumie osiemnastu krajów. Na liście nie ma Polaków - jak donosi Adam Górczewski, kilkumiesięczne dziecko związane przez rodzica z naszym krajem miało kilka obywatelstw i zostało zapisane jako Brytyjczyk.
(abs)