Kamil Stoch, mimo niepowodzenia, zachował stoicki spokój po olimpijskim konkursie skoków narciarskich na obiekcie normalnym w Pjongczangu. Polak zajął w nim czwarte miejsce, a od podium dzieliło go zaledwie 0,4 pkt. "Świat się nie skończył" - podsumował tuż po zawodach. A potem na Facebooku zamieścił post: "Hmmm, dziś do szczęścia zabrakło trochę szczęścia, ale na szczęście to jeszcze nie koniec".

REKLAMA

Jestem rozczarowany trochę, bardzo mi żal. Zabrakło dosłownie odrobinkę, ale też mam świadomość, że świat się nie skończył. Przed nami wciąż jeszcze dwa konkursy. To co się dziś stało to już historia, której nie zmienię - powiedział Stoch.

Cztery lata temu w Soczi Stoch był najlepszy w obu indywidualnych konkursach. Triumfować na igrzyskach dwa razy z rzędu na obiekcie normalnym nie udało się jeszcze nikomu. On jednak miał spore szanse tego dokonać.

Do Korei Południowej przyjechał jako lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W ostatnich dniach świetnie prezentował się na treningach i w kwalifikacjach. W sobotę natomiast po pierwszej serii zajmował drugie miejsce. Liderem był Stefan Hula.

Od początku przeprowadzenie zawodów mocno utrudniał wiatr. Zaczęły się o godzinie 21.35 czasu miejscowego, a skończyły po północy. Stoch w drugiej próbie miał wyjątkowego pecha. Z ponad dwudziestu czołowych zawodników trafił na najsłabsze podmuchy.

Chwilę później na belce usiadł Hula. Nie skoczył tak dobrze, jak w pierwszej serii, ale wydawało się, że stanie na podium. Ostatecznie był jednak piąty, bo według aparatury miał znacznie lepsze warunki od Stocha i odjęto mu więcej punktów za wiatr.

Byłem pewny, że Stefan sięgnie po srebro. Nie wiem, jak te punkty zostały policzone, bo nie miał aż tak korzystnych warunków. Na temat słuszności przeprowadzenia zawodów w taką pogodę i postawy sędziów nie będę się wypowiadał. Nie zmienię tego i nie chcę o tym dyskutować - szybko uciął temat Stoch.

Zwyciężył piąty po pierwszej serii Niemiec Andreas Wellinger. Drugie miejsce zajął Norweg Johann Andre Forfang, a trzecie jego rodak Robert Johansson, który awansował z 10. pozycji na półmetku.

Na 19. miejscu rywalizację zakończył Maciej Kot, a Dawid Kubacki nie zakwalifikował się do finału.

To nie pierwszy i na pewno nie ostatni taki konkurs. Mam też na myśli to jak on się dla nas skończył. Zabrakło niewiele, trochę mieliśmy pecha, pewnie też przydarzyły się jakieś błędy. Ale powtarzam - to już historia i trzeba patrzeć na to co nas czeka - podsumował Stoch.

W sobotę 17 lutego zawodnicy będą rywalizować na dużym obiekcie, a dwa dni później na nim odbędzie się konkurs drużynowy.

(mpw)