Ponad 150 ludzi zostało dotychczas oskarżonych przez amerykański federalny wymiar sprawiedliwości o udział w aktach przemocy na Kapitolu 6 stycznia. Niektórym grozi do 20 lat więzienia.
Bulwersujące wydarzenia w Waszyngtonie rozegrały się na dwa tygodnie przed przejęciem władzy w Stanach Zjednoczonych przez Joe Bidena, tuż po wiecu z udziałem Donalda Trumpa.
W czasie wiecu odchodzący prezydent - od tygodni powtarzający hasło o "ukradzionych wyborach" - powiedział swym sympatykom m.in.: "Jeśli nie będziecie walczyć jak diabli, nie będziecie już mieć kraju".
Po tym wystąpieniu tłum zagorzałych zwolenników Trumpa ruszył na Kapitol i wtargnął do gmachu Kongresu, który zajmował się akurat ostatecznym zatwierdzeniem zwycięstwa Joe Bidena w listopadowych wyborach prezydenckich.
Posiedzenie przerwano, kongresmeni - a także przebywający wówczas w budynku wiceprezydent USA Mike Pence - zostali ewakuowani.
Protestujący głośno domagali się, by prezydentem Stanów Zjednoczonych pozostał Donald Trump, skandowali m.in. hasło: "Zatrzymać oszustwo!".
Część z nich była uzbrojona: służby przejęły kilka sztuk broni, znaleziono również dwie bomby rurowe.
Aresztowano tego dnia kilkudziesięciu ludzi.
W trakcie zamieszek zginęło czworo demonstrantów, a dzień później w szpitalu zmarł policjant, który odniósł w starciach poważne obrażenia.
Kilka dni później prokuratorzy federalni, starając się o przedłużenie aresztu dla Jacoba Chansleya, jednego z najbardziej prominentnych uczestników szturmu, zaznaczyli we wniosku skierowanym do sądu w Arizonie: "Silne dowody (...) wskazują na to, że celem uczestników zamieszek na Kapitolu było schwytanie i zabicie demokratycznie wybranych przedstawicieli władz USA".
Podobnie intencje uczestników szturmu ocenili śledczy zajmujący się sprawą byłego oficera sił lotniczych, który pojawił się na Kapitolu z bronią i plastikowymi kajdankami.
Jednym z głównych celów zwolenników Donalda Trumpa miał być wiceprezydent Mike Pence, który nie uległ naciskom prezydenta i innych polityków, by - wbrew konstytucji - uznać część głosów Kolegium Elektorów za nieważne.
Część uczestników zamieszek skandowała hasła wzywające do powieszenia Pence'a, a według "Washington Post" i "New York Timesa" od spotkania z tłumem dzieliły wiceprezydenta tylko sekundy.
Teraz amerykańska administracja poinformowała, że o udział w aktach przemocy na Kapitolu oskarżonych zostało przez federalny wymiar sprawiedliwości już ponad 150 ludzi.
Prokurator federalny Michael Sherwin zaznaczył jednak na konferencji prasowej, że liczba postawionych w stan oskarżenia może jeszcze wzrosnąć: śledczy zebrali bowiem informacje o mniej więcej 400 uczestnikach zamieszek na Kapitolu.
Sherwin wyjaśnił także, że początkowo sądy stawiały oskarżonym dość proste zarzuty, takie jak "nieuprawnione wtargnięcie" lub "nielegalne posiadanie broni".
Są jednak również przypadki, w których pojawiły się surowsze zarzuty, w tym przemoc wobec funkcjonariuszy policji, a niektórym oskarżonym grozi nawet do 20 lat więzienia.