"Wielka Brytania i Unia Europejska osiągnęły porozumienie w sprawie umowy handlowej, która zacznie obowiązywać po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie" - poinformował po południu brytyjski premier Boris Johnson.
Wielka Brytania i Unia Europejska zawarły porozumienie o wzajemnych relacjach po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie. Dzięki temu od nowego roku nie będzie w handlu między nimi ceł ani innych zakłóceń, co uderzyłoby w obie strony.
Wiele osób mówiło nam, że wyzwania związane z pandemią Covid uczynią to niemożliwym. I że powinniśmy przedłużyć okres przejściowy. I spowodować jeszcze większe opóźnienia. (...) Zatem bardzo się cieszę, że dzisiejszego popołudnia sfinalizowaliśmy największą jak dotąd umowę handlową, o wartości 660 miliardów funtów. Kompleksowa umowa o wolnym handlu w stylu kanadyjskim między Wielką Brytanią a UE, umowa, która będzie chronić miejsca pracy w tym kraju, umowa, która pozwoli na sprzedaż brytyjskich towarów i komponentów na rynku UE bez ceł i bez kontyngentów - mówił Johnson podczas konferencji prasowej wkrótce po ogłoszeniu porozumienia.
Johnson przedstawił uzgodnienia w zupełnie innym tonie niż chwilę wcześniej zrobiła to w Brukseli przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Odzyskaliśmy kontrolę nad prawami i naszym losem. Odzyskaliśmy kontrolę nad każdą jotą i każdą kreską naszych regulacji. W sposób, który jest kompletny i nieskrępowany. Od 1 stycznia jesteśmy poza unią celną i poza jednolitym rynkiem. Prawo brytyjskie będzie tworzone wyłącznie przez parlament brytyjski. Interpretowane przez brytyjskich sędziów zasiadających w brytyjskich sądach. A jurysdykcja Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości dobiegnie końca. Będziemy mogli ustanawiać własne standardy, wprowadzać innowacje w sposób, jaki chcemy, tworzyć nowe ramy dla sektorów, w których ten kraj przewodzi światu, od nauk biologicznych po usługi finansowe, sztuczną inteligencję i innychprzekonywał brytyjski premier
To, czyja narracja jest bardziej prawdziwa, i która ze stron bardziej ustąpiła, jeszcze nie jest wiadome, bo w momencie obu konferencji umowa nie była opublikowana, a przede wszystkim - liczy ona ok. 2000 stron, więc jej dokładne przestudiowanie zajmie sporo czasu.
Johnson powiedział jednak, jak wygląda kompromis w sprawie rybołówstwa, które było od początku jednym z trzech głównych punktów spornych, i według nieoficjalnych informacji jeszcze w czwartek rano wstrzymywało porozumienie. Ostatecznie okres przejściowy będzie wynosił 5,5 roku, co Johnson określił jako rozsądny kompromis.
Będziemy niezależnym państwem nadbrzeżnym z pełną kontrolą nad naszymi wodami, a brytyjski udział w (połowach na) naszych wodach znacznie wzrośnie - z około połowy dziś do blisko dwóch trzecich za pięć i pół roku. Chcieliśmy trzy lata, skończyliśmy z pięcioma latami. Myślę, że to rozsądny okres przejściowy - mówił.
Natomiast to, jak wygląda kompromis w pozostałych dwóch głównych sprawach spornych, czyli tzw. równych warunkach gry, czyli żądaniu UE, by Wielka Brytania dostosowywała się do jej regulacji, oraz rozstrzyganiu ewentualnych przyszłych sporów, będzie wymagało dokładnego przestudiowania tekstów.
Brytyjscy parlamentarzyści nie będą na to mieli zbyt wiele czasu, bo posiedzenia Izby Gmin i Izby Lordów, na których ma zostać dokonana ratyfikacja umowy, zostały zwołane na 30 grudnia. Mimo że umowie zapewne sprzeciwi się część posłów rządzącej Partii Konserwatywnej - nawet kilkudziesięciu - którzy uznają, że ustępstwa na rzecz Brukseli są zbyt duże, z ratyfikacją umowy nie będzie problemu. Poparcie już zapowiedziała główna siła opozycji, czyli Partia Pracy. Jej lider Keir Starmer oświadczył, że umowa jest niedoskonała, ale w sytuacji gdy wybór jest między wyjściem z okresu przejściowego z tą umową lub bez żadnej, co spowoduje znacznie gorsze konsekwencje, interes narodowy wymaga poparcia jej i laburzyści nie stać z boku.
W przewidywalny sposób umowę skrytykowała natomiast szefowa rządu Szkocji Nicola Sturgeon, która powiedziała, że żadna umowa nie przywróci Szkocji tego, co brexit jej odebrał i przypomniała, że Szkoci byli przeciwni wychodzeniu z Unii. Oświadczyła zatem, że najlepszym rozwiązaniem dla Szkocji jest niepodległość.
Zawarcie umowy przyjęło z zadowoleniem - choć też z zastrzeżeniem, że muszą poznać szczegóły - dwoje bezpośrednich poprzedników Johnsona w roli premiera oraz lidera konserwatystów - Theresa May i David Cameron. Względne poparcie dla niej wyraził też Nigel Farage z Partii Brexitu, który od 30 lat prowadził kampanię na rzecz wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE. Oświadczył, że umowa wciąż zbyt mocno związuje kraj z Brukselą, ale i tak oznacza to znaczący postęp w porównaniu do sytuacji sprzed pięciu lat.
Nie ulega wątpliwości, że zawarcie umowy - jakkolwiek nie będzie ona jeszcze oceniana - jest dużym politycznym sukcesem Borisa Johnsona, bo już samo uzgodnienie tak obszernego porozumienia w niespełna 10 miesięcy wydawało się zadaniem niemal niemożliwym. Dotrzymanie kluczowej dla wielu wyborców obietnicy poprawi też jego notowania w sytuacji, gdy mocno obciąża je pandemia koronawirusa. Nie można również zapominać, że to decyzja Johnsona z początku 2016 r. o poparciu brexitu była punktem zwrotnym w referendum z 2016 r.
Proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE zaczął się dokładnie 1645 dni temu, gdy w referendum - wbrew niemal wszystkim sondażom - za wystąpieniem z UE opowiedziało się 52 proc. Brytyjczyków. W tym czasie dwukrotnie zmienił się premier i dwukrotnie przekładano termin wyjścia. Formalnie Wielka Brytania opuściła UE 31 stycznia tego roku, ale do końca okresu przejściowego, czyli do 31 grudnia związania jest jeszcze unijnymi regulacjami.