Polska przegrała z Turcją 1:3 i nie zagra w ćwierćfinale mistrzostw Europy siatkarek. Biało-czerwone żegnają się tym samym z turniejem w Baku, ale Joanna Wołosz zauważa, że zakończony sezon nie poszedł na marne. Nasza rozgrywająca zauważa, że zaczyna raczkować kadra, która w przyszłości może kibicom dać dużo radości.
Jan Kałucki: Ciężko przechodzi przez gardło, że Polska żegna się z mistrzostwami Europy, a tym bardziej po porażce w meczu, który był to wygrania.
Joanna Wołosz (kapitan reprezentacji Polski siatkarek): Na pewno żal tego meczu, bo rzeczywiście można było się pokusić o zwycięstwo. Popełniłyśmy za dużo błędów w końcówkach przegranych setów. W trzeciej partii grałyśmy równo, agresywnie i Turczynki nie miały nic do powiedzenia. Najbardziej chyba szkoda tego czwartego seta, gdzie wypuściłyśmy z rąk wysokie prowadzenie oraz że koniec końców odpadłyśmy z barażów, bo ćwierćfinał był naprawdę bardzo blisko. Zostawiłyśmy serce i zdrowie na boisku, dlatego braku ambicji i woli walki odebrać nam nie można.
Turczynki czymś was zaskoczyły?
Były do ogrania. Nie grały niczego nadzwyczajnego, a żadne zagranie nas nie zaskoczyło. Nie mniej praca, jaką wykonałyśmy, na pewno nie poszła na marne. Wręcz przeciwnie - zrobiłyśmy krok do przodu. Dla większości zawodniczek był to debiut na tego typu imprezie i w przyszłości to na pewno zaprocentuje.
Drużyna jest lepsza niż jeszcze kilka miesięcy temu?
Myślę, że jest dużo lepsza. Majowy turniej kwalifikacyjny do mistrzostwo świata zakończył się dla nas bardzo słabo. Przyjęłyśmy tę porażkę na klatę, a następnie zrobiłyśmy świetny wynik na World Grand Prix. W tym czasie zespół praktycznie się nie zmieniał, dlatego myślę, że zachowanie podobnego skład może tylko przynieść same korzyści. Ten zespół potrzebuje takich turniejów, aby następnym razem nie przegrać meczu z tak grającymi Turczynkami.
Widziałaś w oddali już tego tie-break’a?
Tak, widziałam. Był taki moment w czwartym secie, gdzie Turczynkom wszystko wychodziło. Nakręcały się z każdą piłką i odrobiły stratę. Potem wiadomo: punkt za punkt, nerwówka i wszystko mogło się zdarzyć. Żałuje, że dałyśmy się im tak nakręcić, ale tu zadecydowało to doświadczenie, którego nie miałyśmy jako zespół.
Łatwo teraz będzie wrócić do ligowej rzeczywistości?
Teraz trudno tak powiedzieć. Za kilka dni na pewno oddzielimy grubą linią to, co się działo właściwie przez ostatnie pół roku. Wydaje mi się, że niektóre dziewczyny powinny jak najbardziej mieć głowę uniesioną wysoko do góry. Większość dziewczyn nigdy nie grało tyle meczów w ciągu sześciu miesięcy...
Ty pamiętasz kiedyś tak długi sezon na reprezentację?
Tak, w 2010 roku jak były mistrzostwa świata w Japonii. Siedziałyśmy wtedy, o ile się nie mylę, do końca października. Teraz przeżyłam coś podobnego drugi raz.... Ale ja to odbieram w ten sposób, że za każdym razem zaczynam jakąś nową przygodę. Za chwilę zacznę się cieszyć, że grą w nowym zespole, gdzie czekają mnie nowe wyzwania, marzenia i szanse na osiągnięcie czegoś dużego i rozwinięcie się.
Sezon reprezentacyjny dobiegł końca. Co najlepiej zapamiętasz?
Chyba nasze podejście i to, jak funkcjonowałyśmy na Grand Prix. Tam byłyśmy na końcu świata, po kilkunastogodzinnych podróżach, daleko od bliskich, a mimo to trzymałyśmy się razem, nie poddałyśmy się i to nas najbardziej ukształtowało pozytywnie jako zespół. Ten okres zahartował nas na ten okres, który nastąpił później. Dlatego myślę, że sezon zakończyłyśmy w dobrej atmosferze.
Z tego ziarna będą plony?
Myślę, że tak. Dwa, trzy sezony w podobnym składzie i może być naprawdę dobrze. Z jednej strony mam nadzieję, że nie będzie aż takich dużych rotacji, ale z drugiej mam nadzieje, że inne dziewczyny będą dobijały się do drzwi kadry.
(j.)