Prokuratura Rejonowa w Zakopanem wszczęła śledztwo w sprawie czwartkowej katastrofy w Tatrach. Jest prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci – powiedziała szefowa zakopiańskiej prokuratury Barbara Bogdanowicz. Jak dowiedział się reporter RMF FM, Krzysztof Zasada policjanci i prokuratorzy już przystąpili do działań. Naczelnik TOPR Jan Krzysztof mówił, że na pół godziny przed tragicznym wydarzeniem na Giewoncie, w Tatrach już były słyszalne grzmoty. Mimo to turyści cały czas wchodzili na szczyt. Po uderzeniu w krzyż zaczęła się paniczna ucieczka w dół.
Śledczy mają wyjaśnić przede wszystkim szczegółowe okoliczności śmierci 4 turystów, ale także muszą ustalić dokładnie, w jaki sposób powstały obrażenia u osób rannych.
Jak powiedziała nam prokurator rejonowa z Zakopanego Barbara Bogdanowicz, otrzymali oni już listę ponad 150 osób, które trafiły do szpitali. Zaplanowano przesłuchania, ale najpierw trzeba potwierdzić tożsamość pacjentów i ocenić obrażenia.
Jak dodała prokurator Bogdanowicz, w śledztwie ma być także przeanalizowane, czy prawidłowo zadziałał system ostrzegania o zagrożeniach.
Oceniany będzie też przebieg akcji ratunkowej. Jak zaznaczyła, na razie nie ma żadnych sygnałów, że coś - w przypadku działań ratowników - było nie tak.
Około 20 policjantów z Zakopanego prowadzi poszukiwania w okolicach kopuły szczytowej Giewontu i szlaku dojściowego na ten szczyt. Szukają ewentualnych osób poszkodowanych podczas czwartkowej burzy w Tatrach, wciąż nie ma bowiem kontaktu z dwoma osobami.
W związku z wydarzeniami w Tatrach mnóstwo osób z Polski telefonowało z informacją, że nie mają kontaktu ze swoimi bliskimi, którzy udali się na wypoczynek do Zakopanego. Nie były to jednak informacje precyzyjne, czy te osoby znajdowały się konkretnie podczas burzy w Tatrach. Zweryfikowaliśmy wszystkie niepokojące sygnały i pozostały dwie osoby, z którymi nie ma kontaktu. Będziemy ustalali, gdzie te osoby mogą przebywać i potwierdzać, czy na pewno im nic nie grozi - powiedział rzecznik zakopiańskiej policji Roman Wieczorek.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Naczelnik TOPR zwrócił uwagę podczas piątkowego briefingu, że wyładowania atmosferyczne są bardzo niebezpieczne w górach i turyści powinni reagować na pierwsze symptomy burzy.
Jan Krzysztof zaznaczył, że na pół godziny przed tragicznym wydarzeniem na Giewoncie w Tatrach już były słyszalne grzmoty. Mimo to turyści cały czas wchodzili na Giewont. Po uderzeniu w krzyż zaczęła się paniczna ucieczka w dół.
Około 15-20 minut przed uderzeniem w Giewont, piorun uderzył w rejonie Ciemniaka na Czerwonych Wierchach. Tam został rażony obywatel portugalski, który stracił przytomność, ale przypadkowi turyści zaopiekowali się nim i po odzyskaniu przytomności został on sprowadzony do schroniska Ornak. Tam jego stan zdrowia bardzo się pogorszył i został karetką przewieziony do szpitala.
To nie było pojedyncze uderzenie. To była seria uderzeń zarówno w Giewont jak i w najbliższe okolice - relacjonował naczelnik.
Według informacji ratowników TOPR, na skutek rażenia pioruna w kopułę Giewontu, osoby poszkodowane zostały wręcz zrzucone w przepaść na stronę południową, czyli w miejscu linii zejścia ze szczytu. Według relacji ratowników, część osób była na Giewoncie rażona bezpośrednio.