Warszawska prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące szaleńczej jazdy sportowego BMW ulicami Warszawy - dowiedział się reporter RMF FM. Śledczy będą sprawdzać, czy kierowca może odpowiadać z artykułu mówiącego o zagrożeniu katastrofą w ruchu lądowym. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.
Prokuratorzy analizują m.in. materiał dowodowy przesłany przez stołecznych policjantów: zapisy z kamer monitoringu, przesłuchiwani są również świadkowie. Jak usłyszał nasz reporter Krzysztof Zasada, od zastępcy prokuratora rejonowego Warszawa-Mokotów, najważniejsze jest teraz, żeby potwierdzić tożsamość kierowcy BMW. Na razie jest tylko "uprawdopodobnienie", że za kółkiem siedział Robert N. Funkcjonariusze wciąż go szukają.
W ubiegłym tygodniu do sieci trafił film, na którym widać m.in., jak BMW pędzi przez miasto, przejeżdża przez skrzyżowanie na czerwonym świetle i omija wysepki z lewej strony. Prawdopodobnie za kierownicą siedział Robert N. "Frog". Według byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, warszawska prokuratura powinna uznać wyczyny pirata za przestępstwo, a nie za wykroczenie. Zdaniem profesora, brawurowa jazda między innymi samochodami naraziła kierowców i pasażerów na niebezpieczeństwo. Wiele pojazdów musiało uciekać na bok, aby uniknąć zderzenia. Oznacza to, że pirat zrobił wszystko, aby odprowadzić do wypadku. A to już przestępstwo.
Te fragmenty jazdy tego człowieka, które obserwowałem w internecie, niewątpliwie wskazują na to, że on popełnił przestępstwo z artykułu 174 paragraf 1 kodeksu karnego, czyli sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Tam jest sytuacja taka, że gdyby nie zachowanie innych uczestników ruchu, którzy zjeżdżali ze swojego pasa jezdni na bok, to do katastrofy by ewidentnie doszło - uważa były minister.
Ten przepis jest właśnie po to, żeby karać sprawców takich sytuacji, gdzie jeszcze nie doszło do katastrofy, ale stworzono sytuację bezpośrednio niebezpieczną - uzasadnia Ćwiąkalski. Przecież to były samochody pełne ludzi - po kilka osób w samochodzie oraz tiry, które uciekały na bok, więc katastrofa byłaby dla mnie niewątpliwa - mówi. Sytuacja, w której ktoś miałby być ukarany za wykroczenie tak samo jak ktoś, kto przekroczyłby prędkość o 20 km/h, jest śmieszna - podkreśla Ćwiąkalski.
Z kolei prokuratura apelacyjna w Krakowie zbada, dlaczego śledczy z Kielc umorzyli postępowanie ws. wcześniejszego "wyczynu" warszawskiego pirata drogowego. W lutym Robert N., uciekał przed policją jadąc autem z prędkością 220 km/h. W sumie 80 razy złamał przepisy, a mimo to kieleccy prokuratorzy uznali, że nie popełnił przestępstwa.
Śledztwo w sprawie lutowego rajdu zostało umorzone. Kielecka prokuratura uznała, że szaleńcza jazda, wymuszanie pierwszeństwa, wyprzedzanie z prawej strony czy jazda pod prąd z prędkością ponad 220 km/h nie mogą być traktowane jak przestępstwo. Groziłoby za to do 3 lat więzienia. Śledczy ocenili jednak rajd mężczyzny jedynie jako wykroczenie, zagrożone karą grzywny i ewentualnym zabraniem prawa jazdy. Argumentowali, że wzięli pod uwagę uchwałę Sądu Najwyższego w tej sprawie.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Wiele wskazuje na to, że w poniedziałek "Frog" opublikował jeszcze jeden filmik. Na nagraniu kpi z policjantów.
Tak głośnej i medialnej sprawy nikt się nie spodziewał, ale skoro dzieje się jak się dzieje - niech żyje bal - taki wpis pojawił się przy filmie zamieszczonym na koncie na YouTube, które najpewniej należy do Roberta N. Pozdrawiam naszą kochaną policję, która średnio daje radę. Do zobaczenia - mówi autor filmu.
(ug)