Jak go poznałem, miał wizerunek surowego, kostycznego, nieprzyjemnego, nieufającego młodym ludziom. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie - powiedział o Lechu Kaczyńskim Jan Ołdakowski. Ujmował nas tym, że był zupełnie inny - szczególnie dla swoich bliskich - niż większość polityków, których znaliśmy (...) Wszyscy jego bliscy współpracownicy stawali się z czasem po prostu jego przyjaciółmi i on stawał się dla nich pewnego rodzaju mentorem - dodał.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Jan Ołdakowski: Kaczyński był inny niż większość polityków, których znaliśmy

Konrad Piasecki: Poseł Prawa i Sprawiedliwości, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, Jan Ołdakowski. Dzień dobry.

Jan Ołdakowski: Dzień dobry.

Konrad Piasecki: Od jednej z osób, które miały być na pokładzie samolotu, usłyszałem wczoraj: "Czuję tak, jakby Pan Bóg podarował mi drugie życie". Pan też ma to poczucie?

Jan Ołdakowski: Właśnie ciągle to do mnie nie dociera. Byłem wczoraj u jednego ze św. pamięci przyjaciół, w domu którego była msza święta za jego duszę i tak w pewnym momencie dotarło do mnie, że właściwie cudem ta msza nie odbyła się również w moim domu. Mam takie poczucie, że to ciągle do mnie nie dochodzi, że ta tragedia jednak jest najbardziej tragedią tych wszystkich, którzy zginęli.

Konrad Piasecki: Miał tam lecieć. Dlaczego pan nie poleciał? Jak do tego doszło, że wykreślono pana z listy?

Jan Ołdakowski: Jeden z urzędników Kancelarii Prezydenta poprosił mnie, żebym zrobił dla kogoś miejsce. To były trzy osoby związane z Muzeum Powstania Warszawskiego, które miały lecieć. Jako że myśmy już byli trzy lata temu w Katyniu z panem prezydentem, to się wycofaliśmy, po prostu robiąc miejsce dla kogoś. Nie wiedziałem, że to jest coś więcej niż tylko zwykła rezygnacja.

Konrad Piasecki: Jest pan w stanie myśleć już o Lechu Kaczyńskim w czasie przeszłym?

Jan Ołdakowski: Fakty są tutaj nieubłagane. Z drugiej strony mam ciągle wrażenie, że… Wczoraj miałem takie poczucie, że jednak ktoś w którymś momencie powie, że jednak to jest sen, że jeszcze można się z niego obudzić, że to nie jest możliwe, by Polska jednego dnia straciła tylu wartościowych ludzi - to nie jest możliwe, żeby prezydent Polski zginął w samolocie, który podchodził do lądowania na początku XXI wieku.

Konrad Piasecki: Lech Kaczyński był politykiem, którego oceniano różnie, ale on miał wokół siebie grupę takich naprawdę oddanych polityków, ale i przyjaciół. Czym on was tak bardzo ujmował?

Jan Ołdakowski: Ja go poznałem, pierwszy raz na żywo zobaczyłem w czasie spotkania, podczas którego miałem do niego prośbę jako do prezydenta miasta i pewnie też tak dobrze poszło, tak zaczęliśmy ciekawie ze sobą rozmawiać, że on zaproponował, żebym został jego pełnomocnikiem do budowy Muzeum Powstania Warszawskiego. Więc było to zachowanie kompletnie inne niż wizerunek, który miał - tak jak go wtedy znałem jako surowego, kostycznego, nieprzyjemnego, nieufającego młodym ludziom czy nowym osobom. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie.

Konrad Piasecki: I tym was tak ujmował?

Jan Ołdakowski: Ujmował nas tym, że był zupełnie inny - szczególnie dla swoich bliskich - niż większość polityków, których znaliśmy. Bardzo się starał, żeby ci ludzie, którzy byli wokół niego, to były jego osoby bliskie. On kochał politykę, która być może wyrastał z solidarności, taką politykę pewnej wspólnoty - tego, żeby on był przywódcą grupy ludzi, dla której ważne było, żeby były silne więzi; ważne, żeby była wspólnota celu; ważne, żeby ludzie potrafili poświęcać się. Więc to było coś więcej niż tylko grupa współpracowników. Wszyscy jego bliscy współpracownicy stawali się z czasem po prostu jego przyjaciółmi i on stawał się dla nich pewnego rodzaju mentorem.

Konrad Piasecki: Rozmawiamy w Muzeum Powstania Warszawskiego. Przeszła panu przez głowę taka myśl, że to jest pierwszy pomnik Lecha Kaczyńskiego?

Jan Ołdakowski: Tak. To muzeum w sercach wielu osób już nosi imię Lecha Kaczyńskiego. Jeszcze za jego życia tak było, bo tak naprawdę to jest największa i pewnie jedyna spuścizna materialna po nim, pokazująca, że on, mimo że opowiadał o wartościach czasami archaicznych, wartościach takich, jak patriotyzm, to miał bardzo nowoczesny pomysł na ten patriotyzm, bo właśnie miał pomysł, żeby stworzyć wokół pewnych zdarzeń wspólnotę i tak się stało na przykład z 60. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, która uważam, że jest dużo ważniejsza niż samo muzeum. To wtedy warszawiacy po raz pierwszy poczuli się wspólnotą nie tylko na uroczystościach religijnych, na uroczystościach świeckich, patriotycznych potrafili wyjść z domów, zamanifestować, że są razem i fakt, że od wczoraj jest tyle osób na Krakowskim Przedmieściu, przychodzą, niezależnie od tego jakie mają poglądy, co czuły, jak oceniały prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, przychodzą zamanifestować swój ból, to właśnie moim zdaniem Lech Kaczyński nauczył tego warszawiaków i przyjezdnych.

Konrad Piasecki: Potrafi pan wyobrazić sobie teraz politykę bez Lecha Kaczyńskiego, bez tych wszystkich, którzy zginęli w tym samolocie?

Jan Ołdakowski: Nie, nie potrafię sobie wyobrazić i mam tylko nadzieję, że nie pójdzie to taką drogą, jaką na przykład poszła polska polityka emigracyjna po śmierci Sikorskiego: kiedy zginął jeden silny przywódca, a reszta tej polityki właściwie opadła, stała się taka uwikłana we wzajemne spory. Mam nadzieję, że ta jego śmierć, jeżeli już musimy się z nią pogodzić, będzie po prostu sygnałem, symbolem, będzie impulsem do jakiejś siły do tego, żebyśmy byli prawdziwym narodem, prawdziwym państwem i żebyśmy byli razem.

Konrad Piasecki: Ale wierzy pan w to, że potrafimy być, że to nie potrwa tydzień, dwa, miesiąc, a potem ta polska polityka tak, jak po śmierci Jana Pawła II, znów utonie - czasami - w bagnie?

Jan Ołdakowski: Ja mam nadzieję, że szczególnie młodzi ludzie odrzucą ten taki straszliwy jeżyk sporu, że taka debata, jaka była wcześniej, nie wróci, że to będzie taka spuścizna Lecha Kaczyńskiego. Że już tak naprawdę o wielu sprawach będziemy rozmawiać spokojniej i będziemy mieli poczucie, że istotą sprawy nie jest sama temperatura debaty, tylko sprawy, o których rozmawiamy.