"W tej sprawie nie chodzi o mnie, a o skuteczne pozbycie się przez rządzący PiS mojego ojca ze stanowiska prezesa NIK" - mówi w RMF FM Jakub Banaś. W ten sposób komentuje swoje zatrzymanie i postawienie mu zarzutów przez prokuraturę.

REKLAMA

Według Jakuba Banasia jego zatrzymanie to była zaplanowana operacja medialna, której przekaz skierowany był do opozycji. Zwrócił uwagę, że zaraz po zatrzymaniu go na lotnisku w Krakowie, prokuratura wysłała do Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu jego ojcu. Rządzącemu PiS-owi - jak twierdzi Jakub Banaś - chodzi przede wszystkim o to, by opozycja za tym wnioskiem zagłosowała.

To jest presja moralna, medialna na posłach opozycji - żeby zagłosowali za ściągnięciem immunitetu prezesowi NIK. Chodziło o to, żeby zrobić show medialne. Nie ja jestem celem. Ja jestem zwykłą osobą, płotką biznesową. Celem jest mój ojciec i Najwyższa Izba Kontroli - mówi Banaś.

Wracając do swej sprawy powiedział dziennikarzowi RMF FM Krzysztofowi Zasadzie, że nie zgadza się z postawionymi zarzutami. Jak twierdzi, dotację na kamienicę wykorzystał zgodnie z przepisami. VART, który miał wyłudzić wpłacił do Urzędu Skarbowego. Teraz zastanawia się, skąd wziąć 200 tys. zł na poręczenie majątkowe dla siebie i swojej żony, która też usłyszała zarzuty.

PONIŻEJ ZAMIESZCZAMY CAŁY WYWIAD KRZYSZTOFA ZASADY Z JAKUBEM BANASIEM

Krzysztof Zasada: Pana adwokat zapowiedział złożenie zażalenia w najbliższy piątek, dotyczącego zatrzymania pana w Krakowie. Dlaczego chcecie złożyć zażalenie na działania agentów CBA?

Jakub Banaś: Tak, potwierdzam, że będziemy takie zażalenie składać, dlatego że uważam, że to zatrzymanie wcale nie było potrzebne. Było elementem gry nie tyle procesowej, co politycznej, w której należy rozpatrywać to zatrzymanie.

Jak to zatrzymanie wyglądało? Bo rozumiem, że do formy macie zastrzeżenia.

Ja nie mam zastrzeżeń co do treści tego zatrzymania. Agenci zachowywali się bardzo profesjonalnie, kulturalnie - od samego momentu zatrzymania aż do wypuszczenia w sobotę w prokuraturze. Natomiast uważam, że była to po prostu operacja medialna i taki miała cel.

A jaki był ten cel według pana?

Według mnie należy na to popatrzeć właśnie w kontekście politycznym - mianowicie presja moralna, medialna na posłach opozycji, presja na to, żeby zagłosowali za ściągnięciem immunitetu, prezesowi Najwyższej Izby Kontroli, bo oto chodzi.

Zatrzymanie pana jakie miało znaczenie w tej kwestii?

Chodziło o to, żeby zrobić show medialne. To rzeczywiście zostało dobrze zrobione, cel został osiągnięty, ponieważ nie ja jestem celem. Ja jestem zwykłą płotką biznesową. Celem jest mój ojciec celem jest Najwyższa Izba Kontroli.

Zarzucono panu m.in. wyłudzenie 120 tys. zł, wyłudzenie 80 tys. podatku VAT. Jak pan odnosi do tych zarzutów?

Ze względu na dobro toczącego się śledztwa i potencjalne zarzuty związane z ujawnieniem takich informacji nie chcę komentować postawionych mi zarzutów ani śledztwa. Natomiast mogę powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, wszystkie dotacje wykonywałem zawsze zgodnie z umowami zawartymi z instytucjami udzielającymi tych dotacji, wszystkie dotacje zostały wykonane. Można to zobaczyć dzisiaj. Natomiast, jeżeli chodzi o ten VAT, który pojawił się w przestrzeni medialnej, to ten został zwrócony, deklaracje zostały skorygowane. Z mojego punktu widzenia jest to dosyć dziwny zarzut.

Prokuratura nie zdecydowała się na to, by sporządzić wniosek o pana aresztowanie. W grę wchodzi tylko poręczenie majątkowe. Na jakim etapie jest zbieranie pieniędzy? Czy będzie zażalenie na tę czynność?

Zastanawiamy się jeszcze z mecenasem nad kwestią zażalenia na postanowienie o środkach zapobiegawczych. Teraz zastanawiam się, jak zorganizować pieniądze na to, żeby wpłacić poręczenie majątkowe, które jest niemałe - ponieważ w moim przypadku wchodzi w grę 150 tys. zł, a mojej żony 50 tys. zł. To są niemałe pieniądze.

Macie je? Czy będziecie organizować zbiórkę? Teraz są przepisy dotyczące tego, że można weryfikować pochodzenie pieniędzy na poręczenia majątkowe.

Nie przewiduję żadnej zbiórki, weryfikacji się nie boję, natomiast rzeczywiście pracuję nad tym tematem.

Powiedział pan, że pana zatrzymanie miało być efektem mrożącym, miało wywołać presję na opozycję, by zagłosowała za uchyleniem immunitetu pana ojca. Dlaczego według pana - teraz, w świetle tych wydarzeń - rządzący PiS, rządząca Zjednoczona Prawica chcą się pana ojca pozbyć?

Z bardzo prostego powodu, o którym wspominałem już wcześniej - Najwyższa Izba Kontroli z prezesem Marianem Banasiem na czele - takim prezesem, a nie innym - jest ostatnim bastionem, ostatnią instytucją, która jest w stanie kontrolować rząd i tak duże pieniądze, które są w budżecie państwa i jeszcze większe, które mają przy Unii Europejskiej - 770 mld zł. I w tle nie chodzi wcale moim zdaniem o sprawiedliwość, praworządność, ukaranie Mariana Banasia, tylko chodzi o to, żeby zlikwidować ostatnią instytucję, która jest w stanie patrzeć władzy na ręce. Na tym polega gra. I to trzeba rozumieć - o to się toczy gra. A drugi tłem tej gry jest arytmetyka sejmowa - po prostu do ściągnięcia immunitetu Marianowi Banasiowi potrzebna jest większość bezwzględna, czyli 231 posłów. Jarosław Kaczyński musi tę większość mieć, dlatego potrzebne było show medialne, kazać z tymi wieloma zarzutami w stosunku do mnie, mojej żony i ojca, żeby wywrzeć taką presję medialną, moralną na posłach opozycji, jeszcze w kontekście tego, co mówili dwa lata temu, o czym teraz PiS przypomina, żeby tę większość mówiąc w skrócie zdobyć, żeby rozbić jedność opozycji w tej sprawie. Żeby te emocje poszczególnych posłów, którzy może szczerze nienawidzą Mariana Banasia, albo chcieliby mu dokopać, żeby one przeważyły nad pewną racjonalnością polityczną, nad zmysłem politycznym.

Pan mówił o arytmetyce sejmowej, ale posłowie opozycji już zapowiadają, że raczej nie będą dziś chcieli angażować się w kwestię pozbawienia prezesa Banasia immunitetu, a to dlatego, że traktują to wszystko jako wojnę gangów w PiS-ie.

Nie interesuje mnie do końca, co mówi opozycja - w tym sensie, że słowa nie są istotne, ważne, jakie będą decyzje, jaka ta arytmetyka wyjdzie przy głosowaniu. Najważniejsze jest to, żeby opozycja zrozumiała, co jest tutaj racją stanu, racją publiczną. Racją publiczną nie jest bronienie Mariana Banasia przed odpowiedzialnością, bo tę odpowiedzialność powinien ponieść. Oczywiście, jak każdy obywatel. Nie ma świętych krów, nie powinno być nikogo ponad prawem - tylko chodzi o czas. Chodzi o to, że na tę odpowiedzialność przyjdzie czas moim zdaniem po zakończeniu kadencji. Natomiast teraz najważniejsze jest to, żeby obronić nie Mariana Banasia, tylko niezależność Najwyższej Izby Kontroli. Każdy, kto rozumie trochę mechanizmy polityczne, instytucjonalne wie, że ściągnięcie Mariana Banasia z funkcji prezesa Najwyższej Izby Kontroli oznacza utratę niezależności przez Najwyższą Izbę Kontroli i brak kontroli nad wydawaniem publicznych pieniędzy i pieniędzy, które mają być z Unii Europejskiej, tak szumnie zapowiadane przez PiS.

Pan mówi o pociągnięciu do odpowiedzialności, czy pan mówią o sprawdzeniu sprawy po kadencji? Bo to zabrzmiało jakby pan mimo wszystko wątpił w uczciwość swego ojca.

Takich słów używa opozycja, więc takich słów używam, dlatego że odpowiedzialność za swoje czyny nie oznacza uznania winy, tylko stanięcia przed niezależnym sądem z możliwością obrony i dochodzenia swoich racji. Niech to niezależny sąd stwierdzi, czy Marian Banaś był winny, czy nie. W tym sensie musi ponieść prezes odpowiedzialność za swoje czyny, jak każdy obywatel. Tak jak ja poniosę odpowiedzialność za swoje czyny, tylko oczekuje tego, że będzie się to działo przed niezależnym, wolnym sądem. Nie boję się tego.

A jakie według pana kontrole są taką ością w gardle rządzącej partii?

Te, które już zapowiadał prezes Marian Banaś, które się toczą, o, których już wiadomo w przestrzeni publicznej. Na pewną taką kontrolą, która może sporo namieszać, nawet na całym tzw. rynku politycznym, jest kontrola Funduszu Sprawiedliwości. Niemniej ważną istotną kontrolą jest na pewno Ostrołęka, o czym wiemy z przestrzeni medialnej, publicznej. Myślę, że też pewne środowiska w PiS-ie obawiają się kontroli PFR-u wydawania pieniędzy w ramach kolejnych tarcz, związanych z przeciwdziałaniem skutkom pandemii. Takich kontroli, które mogą pokazać na trwałe dysfunkcje patologie państwa PiS, jest rzeczywiście kilka.

Jest pan synem prezesa, któremu prokuratura chce stawiać zarzuty. Dopuszcza pan do siebie myśl, że te zarzuty zostaną postawione i pana ojciec może stracić funkcję albo zostać skazany?

Tak, dopuszczam taką myśl, bo to jest możliwe i tak funkcjonuje polityka w Polsce, a jednocześnie tak działa Prawo i Sprawiedliwość, a szczególnie Jarosław Kaczyński, którego należy docenić - że jak na czymś mu bardzo zależy, to potrafi to doprowadzić. Natomiast muszę powiedzieć, z nieukrywaną radością, że Marian Banaś podważył dogmat o nieomylności prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Postawił mu się, nie ugiął, przez dwa lata przetrwał. Zobaczymy, czy będzie to ostatni etap tego rozdziału i zacznie kolejny rozdział, pt. dalsze trwanie Mariana Banasia czy będzie ostatni. Natomiast na pewno jest człowiekiem, który podważył tę tzw. strategiczną nieomylność prezesa Kaczyńskiego.

Zarzuty dla Banasiów

W piątek oprócz Jakuba Banasia i jego żony zatrzymany został dyrektor Izby Administracji Skarbowej w Krakowie Tadeusz G. Urzędnik usłyszał sześć zarzutów, m.in. bezprawnego ujawnienia prezesowi NIK Marianowi Banasiowi informacji na temat kontroli podatkowej i czynności prowadzonych przez CBA. Tadeusz G. przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów.

Jakubowi Banasiowi i Agnieszce Banaś śledczy przedstawili po siedem zarzutów. Dotyczą one m.in. wyłudzenia z Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa około 120 000 zł na renowację kamienicy oraz wyłudzenia podatku VAT w wysokości prawie 80 000 zł. Jak wynika z zebranych dowodów, Jakub B. i Agnieszka B. posłużyli się w tym celu podrobionymi fakturami VAT na kwotę ponad 310 000 zł potwierdzającymi wykonanie robót budowlanych i szeregiem dokumentów poświadczających nieprawdę, m.in. wynagrodzenia za prace remontowe i protokół ich końcowego odbioru - przekazała prokuratura.

Wobec Tadeusza G., prokurator zastosował poręczenie majątkowe w wysokości 70 tys. zł oraz dozór policji połączony z zakazem kontaktowania się z prezesem NIK, Jakubem Banasiem i Agnieszką Banaś. Dodatkowo podejrzany został zawieszony w czynnościach służbowych pracownika Krajowej Administracji Skarbowej.

W stosunku do Jakuba Banasia i Agnieszki Banaś zastosowano poręczenia majątkowe w kwotach po 150 tys. zł i 50 tys. zł oraz dozór policji połączony z zakazem kontaktowania się z podejrzanym Tadeuszem G.

Prokuratura ściga Mariana Banasia

Na celowniku prokuratury jest też sam Marian Banaś. Prokurator generalny wystąpił do marszałek Sejmu z wnioskiem o uchylenie mu immunitetu.

Śledczy chcą Marianowi Banasiowi postawić kilkanaście zarzutów, w tym podania nieprawdy w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych. Banaś miał też nakłaniać zatrzymanego dyrektora Izby Skarbowej w Krakowie do bezprawnego ujawnienia mu informacji na temat prowadzonych w jego sprawie czynności.

Według ustaleń śledczych Marian Banaś miał zaniżyć wartość swojego majątku w każdym z 10 składanych przez siebie oświadczeń majątkowych, które skontrolowała CBA. Łącznie chodzi o sumy 550 tys. zł. Poza tym miał tez zataić inwestycje w dzieło sztuki pochodzące od włoskiego artysty. "Za podanie nieprawdy w oświadczeniach o stanie majątkowym grozi do pięciu lat pozbawienia wolności" - przekazała Prokuratura Krajowa.

Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn powiedział, że postępowania prowadzone wobec Banasia i jego syna są "stricte kryminalne".

Przeszukania u syna prezesa NIK

Dom Jakuba Banasia był już wcześniej kilka razy przeszukiwany przez agentów CBA, którzy szukali dokumentów związanych z renowacją jego willi w Krakowie i rozliczeń podatkowych i księgowych firm, w których udziały miał syn prezesa NIK i jego żona.

W maju Jakub Banaś zawiadomił prokuraturę w sprawie serii maili o jego rzekomym samobójstwie - ktoś podszywający się pod niego twierdził, że popełni on samobójstwo, wysadzając swój dom. Syn prezesa NIK twierdził, że mogli za tym stać ludzie służb specjalnych.

Jakub Banaś wskazywał, że policja późno zareagowała na te groźby. Dopiero po sześciu godzinach funkcjonariusze zaczęli weryfikować te informacje i zjawili się u jego matki, a następnie skontaktowali się z nim samym.

Afery wokół Mariana Banasia

Problemy Mariana Banasia rozpoczęły się we wrześniu 2019 roku. "Superwizjer" TVN podał wówczas, że w należącej do Banasia i wynajmowanej przez niego kamienicy w Krakowie mieścił się pensjonat oferujący pokoje na godziny.

Ponadto, według "Superwizjera", Marian Banaś zaniżył w oświadczeniach majątkowych dochody z wynajmu kamienicy o powierzchni 400 metrów kwadratowych i dwóch mniejszych: wynajem miał przynosić szefowi NIK rocznie 65 700 złotych dochodu.

W reportażu mowa była także o powiązaniach ze stręczycielami.

Wkrótce potem Marian Banaś oświadczył, że nie zarządzał pokazanym w materiale "Superwizjera" hotelem, obecnie nie jest właścicielem nieruchomości, a materiał TVN odbiera "jako próbę manipulacji, szkalowania i podważania dobrego imienia". Pozwał TVN SA i autora materiału Bertolda Kittela, żądając przeprosin, sprostowania i wpłaty na cel społeczny.

Banaś wydał również oświadczenie, że wszystkie nieruchomości nabył "w sposób uczciwy i zgodny z prawem, w tym również kamienicę, która stała się powodem ataku na jego osobę".

Resort finansów zawiadomił w sprawie kamienicy prokuraturę. Podobne zawiadomienie złożył rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec.

W związku ze sprawą Centralne Biuro Antykorupcyjne dokonało licznych przeszukań w domu Mariana Banasia, siedzibie NIK i innych miejscach powiązanych z Banasiem. Szef Izby pisał nawet w tej sprawie do marszałek Sejmu Elżbiety Witek, twierdząc, że to "naruszanie konstytucyjnej zasady niezależności NIK".

Służby zainteresowały się także synem prezesa NIK.

W kolejnych miesiącach Marian Banaś i Najwyższa Izba Kontroli wydali serię raportów z kontroli w rządowych instytucjach, uderzających w kluczowe programy gospodarcze.

W dokumentach podważano kondycję budżetu, wskazywano na kreatywną księgowość rządu ws. obsługi długu publicznego, zwracano także uwagę na nieprawidłowości dotyczące tzw. tarczy antykryzysowej.

Głośna była także sprawa tzw. wyborów kopertowych, czyli wyborów prezydenckich z maja 2020 roku, które się nie odbyły, a kosztowały budżet państwa 70 mln złotych. Według NIK, nie było podstaw prawnych do tego, by premier Mateusz Morawiecki wydał Poczcie Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych jakiekolwiek polecenia związane z przygotowaniami i realizacją wyborów. Co więcej, Izba skierowała do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Jacka Sasina i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego.

W tym tygodniu natomiast Marian Banaś miał ujawnić nieprawidłowości dot. działań rządu w ramach zwalczania koronawirusa - chodzi o marnowanie publicznych pieniędzy np. przy produkcji maseczek i organizacji ochrony zdrowia.

Dodatkowo Marian Banaś miał ujawniać kolejne nieprawidłowości dot. nieudanej inwestycji, jaką miała być budowa elektrowni w Ostrołęce. W tej inwestycji utopiono grubo ponad miliard złotych.