W poniedziałek poznamy datę kanonizacji Jana Pawła II i Jana XXIII. Kardynałowie podejmą tę decyzję podczas konsystorza. Do kanonizacji papieża-Polaka wybrano przypadek niewytłumaczalnego z medycznego punktu widzenia uzdrowienia kobiety z Kostaryki. Floribeth Mora Diaz miała tętniaka mózgu. Nagłego uzdrowienia doznała, kiedy zaczęła się modlić do Jana Pawła II podczas jego mszy beatyfikacyjnej. Jak Kościół weryfikuje prawdziwość cudów? Odpowiedzi na to pytanie szukała w Watykanie dla portalu Stacja7 Urszula Rzepczak.
Jan Paweł II chciał, by procesy kanonizacyjne przeprowadzane były sprawnie, ale rozważnie i zgodnie z procedurami. Chętnie podkreślali to specjaliści już w czasie jego procesu beatyfikacyjnego, kiedy społeczne oczekiwania i płynące z Polski częste zapytania o postępy procesu odbierano czasem w Watykanie jako presję.
Weryfikacja cudu w procesie beatyfikacyjnym jest dziś wieloetapowym procesem, a toczy się na dwóch szczeblach: diecezjalnym i watykańskim.
Proces weryfikacji cudu rozpoczyna się na etapie diecezjalnym. Zbiera się świadectwa i dokumentację dotyczącą jednego lub zwykle więcej cudów i przeprowadza się wstępną analizę tych przypadków. Na temat każdego z nich zbiera się jedną, dwie , a nawet trzy opinie biegłego - wyjaśnia ksiądz Sławomir Oder.
Wszystkie dokumenty zebrane na etapie diecezjalnym, w tym te dotyczące cudu, biskup przesyła do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Po wstępnej aprobacie dokumentacji postulator procesu szczebla diecezjalnego sporządza tzw. positio (dokument popularnie zwany "pozycją"), będący skrótem, esencją wiedzy wynikającej z zebranej dokumentacji.
Dalsza weryfikacja cudu, zarówno w procesie beatyfikacyjnym, jak i kanonizacyjnym następuje już w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Cały proces może potrwać wiele miesięcy. Jak nakazuje dokument Jana Pawła II z 1983 roku, "cuda bada się na zebraniu biegłych (jeśli chodzi o uzdrowienia - na zebraniu lekarzy) (...); na specjalnym posiedzeniu teologów i wreszcie na kongregacji kardynałów i biskupów (congregatio ordinaria)".
Postęp w medycynie każe szczegółowo przestudiować każdy przedstawiony przez postulatora kanonizacji przypadek, by orzec, że uzdrowienia nie można wyjaśnić w żaden znany współczesnej medycynie sposób. Stąd tak wielka rola komisji lekarzy w weryfikacji cudu. Budzące spekulacje mediów długie studia nad przypadkami uzdrowień nie muszą być i zazwyczaj nie są efektem podważania przez lekarzy wiarygodności świadectw o uzdrowieniu - są normalną procedurą. Wszystko po to, by już po zatwierdzeniu cudu nie pojawiły się żadne wątpliwości. Tak było z uzdrowieniem francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre z choroby Parkinsona, które posłużyło jako cud w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II.
Liczba lekarzy badających prawdziwość cudu może być różna. Zwykle waha się od pięciu do dziesięciu. O tym, jak zakwalifikować uzdrowienie, decyduje większość.
Często jest tak, że postulator ma pełną dokumentację do kilku przypadków uzdrowień, wówczas wybiera się ten najpewniejszy - mówi ksiądz Hieronim Fokciński, długoletni pracownik Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, który ma na swoim koncie przygotowanie materiału dowodowego przy czterdziestu beatyfikacjach i kanonizacjach, autor ponad dwustu publikacji naukowych z tej dziedziny
To między innymi dlatego przed ostateczną decyzją komisji Kongregacji nikt nie powinien ujawniać publicznie, o jaki cud chodzi - bo nawet najlepszy przypadek, który ma w przekonaniu postulatora największe szanse, by posłużyć w procesie, może być podważony przez jedną z komisji.
Komisja medyczna bada cud uzdrowienia pod kątem tego, czy dokonał się natychmiast, czy jest całkowity i trwały. Czasem lekarze odkładają sprawę właśnie po to, by przekonać się o trwałości cudu. Zwyczajowo zakłada się, że muszą upłynąć trzy lata od uzdrowienia, by można było uznać je za permanentne.
Ale zdarzają się też niespodzianki. Miałem taki przypadek, kiedy komisja zadecydowała o powtórzeniu badań. Chodziło o uzdrowienie dziecka. I wówczas rodzice nie zgodzili się, argumentując że badania takie są stresujące i dziecku pozostanie uraz. Trzeba było zrezygnować z tego świadectwa i wybrać inne - opowiada ksiądz Fokciński. W sprawach, które prowadziłem, czasem bez rezultatu podchodzono w komisji lekarskiej trzy razy do głosowania. Wówczas praktyka jest taka, że rekomenduje się postulatorowi, nie nakazuje, zrezygnowanie z danego przypadku. Były takie przypadki, że czeka się na kolejny cud po kilkadziesiąt lat. Zdarza się, że zgłoszony przypadek uzdrowienia wymaga zgromadzenia dalszej dokumentacji, a tymczasem ta zaginęła w szpitalu, została zniszczona - bo upłynęło dużo czasu lub też lekarze odmawiają jej udostępnienia, zasłaniając się tajemnicą lekarską albo też argumentacją, że w cuda nie wierzą - przyznaje duchowny.
Bywa też inaczej. W jednym z procesów kanonizacyjnych posłużył przykład przypadkowego uzdrowienia z beznadziejnego, zdaniem lekarzy, przypadku paraliżu. Chorego, modlącego się o wstawiennictwo do kandydata na ołtarze, odwiedzał tylko jeden przyjaciel, z którym chory prowadził czasem żartobliwe kłótnie. W czasie jednej z nich przytwierdzony do wózka mężczyzna zapytał: A mam cię kopnąć? I wykonał ruch. Okazało się, że może się poruszać. Uznano to za cud.
Na ogół wybiera się uzdrowienia fizyczne, ale ten, który posłużył w procesie św. Urszuli Ledóchowskiej, musieli zweryfikować fachowcy od... wysokich napięć. Pewien ogrodnik, który zwykł modlić się gorliwie do świętej, pewnego razu uruchomił sprzęt ogrodniczy o potężnym napięciu. Zrobił to niewłaściwie i powinien ponieść śmierć na miejscu, a tymczasem przeżył. W tym wypadku lekarz - jak podkreśla były pracownik Kongregacji - mógł wypowiedzieć się tylko na temat wytrzymałości organizmu na natężenie prądu. Głównym specjalistą był natomiast technik. Rzecz jasna, trzeba było udowodnić, że ogrodnik nie miał na sobie gumowych butów czy izolującego okrycia.
Choć weryfikacja medyczna wydaje się bardzo skomplikowana, to problem może się też pojawić na etapie drugiej komisji - teologów. Teolodzy muszą mieć niezbite argumenty, że modlitwy o wstawiennictwo ze strony kandydata na ołtarze spotkały się z odpowiedzią ze strony Boga. To jednak nie wszystko - muszą mieć również dowody, że poskutkowało zwrócenie się do tego, a nie innego kandydata, błogosławionego czy świętego.
Po zatwierdzeniu cudu przez komisję medyczną i teologiczną, dokumentacja procesu trafia do komisji kardynałów i biskupów. Kiedy to grono ją zatwierdzi, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych wydaje dekret o cudzie. Na końcu prefekt udaje się do papieża, który podczas prywatnej audiencji zatwierdza dokument i tym samym ostatecznie weryfikuje cud.
Urszula Rzepczak