Lienz to wyjątkowe miasteczko. Nie z powodu gór, które je otaczają, czy najczystszej rzeki, jaką widziałem w życiu. Jego unikalność opiera się na spokoju - wszystko dzieje się dwa razy wolniej niż w normalnym mieście. Ludzie idący do pracy wyglądają jak niespieszący się turyści. Do takiego tempa przystosowała się chyba część naszych piłkarzy...
Wtorkowy mecz z Łotwą nie był futbolowym świętem, bo nie miał nim być. Przeciętny przeciwnik, neutralny stadion, garstka polskich kibiców, no i rezerwowy skład naszej kadry. Z góry było przesądzone, że przeliczy się ten, kto czeka na pokaz piłkarskiego kunsztu.
Nasi gracze momentami wyglądali, jakby dostosowali się do ślamazarnego stylu życia w Lienz. Zresztą nie ma się co dziwić. Poza nielicznymi piłkarzami, którzy w meczu mieli coś do udowodnienia Franciszkowi Smudzie, dla pozostałych to spotkanie mogło wydawać się niepotrzebne. Takie odczucie miało też wielu dziennikarzy. O kibicach chyba nie muszę wspominać, bo około stu osób na 30-tysięcznym obiekcie mówi samo za siebie.
Znamienne było też zachowanie niektórych zawodników z podstawowego składu, którzy usiedli na trybunach. Część z nich była, delikatnie mówiąc, średnio zainteresowana meczem. Znacznie ciekawsze wydały się im telefony komórkowe. Niektórzy rozmawiali z kibiciami albo rozdawali autografy. Jeden z nich nawet się w czasie meczu zdrzemnął.
Lienz to miasteczko, które wyjątkowo sprzyja lenistwu. Gdy na głównym rynku przygotowuję fakty chwilę po godzinie 6 rano, czuję się, jakbym był jedynym mieszkańcem. Ulice są puste, a oznaki życia pojawiają się przed 8.
W dzień Lienz tętni życiem - w centrum pojawiają się turyści-emeryci, którzy wsiadają na rowery i podróżują po okolicy - tylko pozazdrościć formy. Niczym na sielankowym filmie wszyscy się sobie kłaniają. Lienz jest tak przytulnym miastem, że momentami brakuje mi tu już tylko jodłującego pana odzianego w wysokie getry i kapelusik z piórkiem.
Patrząc na to, nietrudno wpaść w błogi nastrój, a piłkarze mieszkają przecież niemal w samym centrum. Od ludzi też nie uciekną. Oby tylko przebudzili się w odpowiednim momencie.
Z Lienzu Maciej Jermakow