"Każdy nasz mecz to jest niezły kabaret" - przyznaje Jacek Kawalec, zawodnik Hokejowej Reprezentacji Artystów Polskich. "Wiosną kroi nam się jednak dramat - zagramy prawdopodobnie z Hokejowymi Artystami z Czech i to może być ciężka przeprawa. Będziemy się wzmacniać, na każdym froncie! Ja postaram się nauczyć skręcać w prawo" - deklaruje. W rozmowie z RMF FM mówi również o wyzwaniu, jakim było dla niego wykonanie piosenek Joe Cockera i Ryszarda Riedla, i o spektaklu, który zagrał dla więźniów z zakładu karnego w Białymstoku.

REKLAMA
W najbliższą niedzielę Hokejowa Reprezentacja Artystów Polskich rozegra w Nowym Targu charytatywny mecz w ramach III edycji Podhalańskiej Zimy z Gwiazdami. Przeciwnikami Artystów będą Przyjaciele MMKS Podhale Nowy Targ.

Sprawdźcie, kto pojawi się na lodzie!

Edyta Bieńczak: Jakie predyspozycje trzeba mieć, żeby dostać powołanie do Hokejowej Reprezentacji Artystów Polskich? Umiejętność jazdy na łyżwach wydaje się przydatna, ale nie niezbędna...

Jacek Kawalec: Trzeba przede wszystkim mieć dystans do siebie i chcieć się dobrze bawić. I mieć ochotę komuś pomóc, bo dochód z meczów, które Reprezentacja rozgrywa, jest przekazywany na cele charytatywne.

Pan przyznawał w wywiadach, że lubi repertuar komediowy - i mam wrażenie, że mecze HRAP-u są trochę w tym klimacie osadzone. Zresztą znaczną część drużyny tworzą artyści kabaretowi, satyrycy, aktorzy, którzy w klimatach komediowych dobrze się poruszają.

Tak to rzeczywiście wygląda: każdy nasz mecz to jest niezły kabaret, po prostu (śmiech). Aczkolwiek w najbliższym czasie kroi nam się dramat, bo wiosną czeka nas prawdopodobnie mecz z Hokejową Reprezentacją Artystów Czeskich. To może być ciężka przeprawa.

Konieczne będą chyba jakieś wzmocnienia...

Na pewno będziemy się wzmacniać, na każdym froncie! (śmiech) Ja postaram się przede wszystkim nauczyć skręcać w prawo, bo na razie skręcam tylko w lewo.

Publiczność na meczach macie wymagającą, to w znacznej mierze rodziny z dziećmi. Nie jest łatwo utrzymać ich uwagę w czasie spotkania, w którym nie ma takiej stricte sportowej rywalizacji.

Rzeczywiście, ale staramy się wykonywać efektowne pady, wywrotki. Rzadziej trafiają nam się bramki, ale wywrotki widownia ma zagwarantowane.

Jak zaczęła się pańska przygoda z hokejem?

Jako mały chłopiec jeździłem na łyżwach figurowych, raz w tygodniu chodziłem na warszawski Torwar i nauczyłem się jakichś podstawowych ewolucji. Później, jak wylewaliśmy z rówieśnikami ślizgawkę na szkolnym boisku i graliśmy w hokeja, to na tych figurówkach, które mają ząbki z przodu, byłem momentami skuteczniejszy od kolegów - bo potrafiłem się zatrzymać! (śmiech) Jak gram w hokejówkach, to jest trudniej z hamowaniem. Pomaga cała ta zbroja, którą człowiek ma na sobie, więc wywrotki nie są tak bolesne.

Kiedy nie ma ząbków na łyżwach, można też liczyć, że banda pomoże się zatrzymać...

Tak! Ważne, żeby zostały te ząbki z przodu, jedynki tak zwane. Uderzenie twarzą o lód mogłoby zmienić gwałtownie emploi.

Otworzyłby się zupełnie nowy kierunek kariery.

Miałem kiedyś, dzień przed spektaklem, dosyć efektowną wywrotkę na rowerze, która skończyła się podbitym okiem, rozciętą powieką itd. Na szczęście następnego dnia grałem akurat kloszarda, więc było jak znalazł.

Jak pan wspomina swój debiut w barwach Hokejowych Artystów?

Mariusz Gabrek, twórca tej hokejowej zabawy artystów, zaprosił mnie na mecz przy okazji którejś edycji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, dobrych kilkanaście lat temu. Z różnymi przerwami starałem się od tego czasu włączać w działalność tej hokejowej drużyny.

Grywałem też w hokeja na rolkach. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, w Warszawie, w takiej fajnej grupie - był tam Janek Jankowski, Piotrek Polk, Krzysiek Tyniec, na bramce stał Rysiek Rynkowski. A trenowaliśmy z dziennikarzami sportowymi.

Wielu hokeistów w przerwie między sezonami gra w hokeja na rolkach.

Nam udało się gościć na paru treningach Mariusza Czerkawskiego, więc mogliśmy popatrzeć na pracę mistrza.

W hokeju na rolkach gra się trochę bezpieczniejszym obiektem - plastikową piłeczką, która jest dużo lżejsza niż krążek.

I w razie czego może wyrządzić dużo mniejszą krzywdę.

W hokeju na lodzie te osłony i kratki przy kaskach są zdecydowanie przydatne, bo dostać w twarz takim krążkiem... to może się naprawdę źle skończyć.

Przed Hokejową Reprezentacją Artystów Polskich mecz w Nowym Targu z Przyjaciółmi MMKS-u Podhale. Jaki wynik typujemy? Ja przeczuwam zwycięski remis...

Tak, tak, to będzie na pewno zwycięski remis!

W tym roku świętował pan 30-lecie pracy artystycznej. Jest coś, do czego wraca pan ze szczególnym sentymentem?

Prawdopodobnie jestem najbardziej rozpoznawalny z powodu "Randki w ciemno", którą prowadziłem, a w ostatnich latach kojarzony jestem pewnie z serialem "Ranczo". Z rzeczy, które ostatnio mogła zobaczyć szersza publiczność, był też program "Twoja twarz brzmi znajomo". Uważam, że jak na program komercyjnej stacji - naprawdę artystyczny.

Musieliście państwo wykazać się i zdolnościami wokalnymi, i pokazać umiejętności aktorskie.

To była dla mnie wielka przyjemność, duża satysfakcja, że w ciągu kilkunastu tygodni mogłem zagrać dziewięć różnych postaci. W jednym z odcinków miałem zaszczyt zagrać Joe Cockera, którego kilka dni temu pożegnaliśmy. Piosenka "You are so beautiful", dosyć ascetyczna, jeśli chodzi o środki wyrazu, bez żadnych fajerwerków, tańców, rytmicznych popisów. Wymagająca absolutnego skupienia i pokazania emocji.

Dużą satysfakcją była też dla mnie możliwość zagrania postaci Ryśka Riedla. Piosenka "Whisky", która postrzegana jest jako utwór niemalże biesiadny, a tak naprawdę jest to song o samotności, rzecz bardzo przejmująca.

Pamiętam, że kiedy miałem zagrać Ryśka Riedla, pojawiło się - zwłaszcza wśród jego mocno zdeklarowanych fanów - bardzo dużo głosów krytyki, że to jest błaznowanie. Nie miałem takiego zamiaru, starałem się jak najszlachetniej odtworzyć postać takiego Ryśka, jakiego sam pamiętam, złożyć w pewnym sensie hołd jego talentowi i osobowości.

A z rzeczy, o których szeroka publiczność niekoniecznie musi wiedzieć, wspomniałbym nagranie rockowej płyty z sonetami Szekspira czy mój pierwszy monodram, którego premierę miałem kilka lat temu. Historia o aktorze alkoholiku, tekst napisany przez Jana Jakuba Należytego. Grałem gościa, który z powodu choroby alkoholowej ze świetnego aktora, z sukcesem, stał się bezdomnym, mieszka na dworcu. Czasami widzimy go, jak chce na ulicy zarobić na piwo, zaczepia ludzi i korzysta ze swojego warsztatu aktorskiego, estradowego, odstawia show - i to się ociera o kabaret. Po czym, kiedy nie dostaje tych paru groszy na flaszkę, widzimy go w stanie, który jest tragiczny. Huśtawka emocjonalna.

Uwielbiam grać ten tekst, choć nie grywam go często, bo to nie jest komercyjne przedstawienie. Raczej trudno je sprzedać, zwłaszcza bez odpowiedniej reklamy, a na to trzeba mieć duże środki.

Aktorsko to musi być duże wyzwanie.

Przed premierą spektaklu zagrałem taką próbę generalną w zakładzie karnym w Białymstoku - i to było dla mnie jako aktora jedno z najcenniejszych przeżyć. Na widowni siedzieli skazani, niektórzy z dużymi wyrokami, którzy swoich emocji na zewnątrz, jeden przed drugim, raczej nie pokazują. A w czasie spektaklu raz śmiali się perlistym śmiechem, a raz mieli łzy w oczach. Dla mnie jako aktora była to wielka satysfakcja.

Czego życzyć panu zawodowo w nadchodzącym roku?

Żebym nie rdzewiał, nie stał w miejscu. Żeby się działy nowe rzeczy.