Po przewrocie w Syrii wojska izraelskie od kilku dni zajmują kolejne terytoria tego kraju, a także dokonują wielu nalotów. Jaki jest tego cel? Czy w związku z wycofywaniem wojsk rosyjskich z Syrii, Izrael zmieni swoją politykę wobec Ukrainy i rozpocznie np. dostarczać broń dla Kijowa? O tym z Michałem Wojnarowiczem, analitykiem ds. Izraela i Palestyny z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, rozmawiał dziennikarz RMF FM Kacper Wróblewski.

REKLAMA

Od początku tygodnia izraelskie władze informują o działaniach, które przeprowadzają na terenie Syrii. We wtorek minister obrony tego kraju Israel Kac przekazał, że izraelskie okręty rakietowe zniszczyły flotę wojenną Syrii. To co najmniej sześć okrętów. Oprócz tego lotnictwo zbombardowało strategiczne cele np. syryjskie składy broni.

Chodzi o to, aby nie dopuścić, by nowe władze islamistyczne przejęły tę strategiczną broń. Celami miała być także infrastruktura zbrojeniowa, np. miejsca do produkcji czy przechowywania broni chemicznej. Oprócz ofensywy lotniczej mamy też postępującą izraelską operację lądową. Tu nie chodzi wyłącznie o zajęcie jakiegoś terytorium, ale zwiększenie presji wojskowej na cele, które z perspektywy Izraela stanowią zagrożenie - podkreśla Michał Wojnarowicz.

Jaki jest cel tych działań? Same władze Izraela podkreślają, że w tej "szerokiej kampanii" chodzi o wyeliminowanie strategicznych zagrożeń dla Izraela.

To ma być też swego rodzaju poprawa sytuacji na przyszłe rozmowy z nowymi władzami Syrii. Tu chodzi o występowanie z pozycji siły. Pytanie, jak będzie wyglądała teraz sytuacja polityczna w Syrii. Frakcja islamistyczna to nie jest grupa, która "pała miłością" do Izraela - zaznacza analityk PISM.

Niemniej jednak Izrael występuje tutaj z pozycji siły, a w niedalekiej przyszłości będzie mógł liczyć na amerykańskie wsparcie. Szczególnie za administracji Donalda Trumpa, a to już za kilka tygodni. Przyszły prezydent USA wielokrotnie przywiązywał wagę do tego, że na Bliskim Wschodzie "ma być pokój" - dodaje Michał Wojnarowicz. Sam Donald Trump skomentował ostatnie wydarzenia w Syrii w mediach społecznościowych. "Asada nie ma. Uciekł ze swojego kraju. Jego protektor: Rosja, pod kierownictwem Władimir Putina, nie chciała już go dłużej chronić" - czytamy we wpisie prezydenta elekta.

To, że rosyjskie wojska opuszczają Syrię, otwiera pole spekulacji do tego, czy Izrael zacznie w jakiś sposób wspierać teraz Ukrainę. Jednak, jak podkreśla Michał Wojnarowicz, wydaje się to mało prawdopodobne i to z kilku powodów. Ten argument, którym Izrael mocno szafował, o rosyjskiej obecności w Syrii i o tym, że "graniczymy z Rosją od północy", on w tej chwili traci rację bytu. Jest jeszcze druga kwestia, którą Izrael bardzo mocno podkreślał. Chodzi o sytuację diaspory żydowskiej w Rosji. Wielokrotnie używany był argument, że jeśli Izrael zacznie pomagać Ukrainie, wówczas Żydzi mieszkający w Rosji mogą spodziewać się represji. Argument, żeby nie pomagać, zawsze będzie - podkreśla Wojnarowicz, dodając jednocześnie, że do tej kwestii trzeba dołożyć jeszcze polityczne kalkulacje premiera Benjamina Netanjahu.

Wydaje się, że pomimo chłodnych stosunków po 2022 roku Izrael wciąż będzie chciał zachować jakieś relacje z Moskwą. Nie spodziewałbym się jakichś daleko idących zmian w kwestii wsparcia Ukrainy. Do tego trzeba dołożyć zmieniający się klimat ze strony amerykańskiej, więc za chwilę zniknie presja Joe Bidena. Donald Trump ma swoje podejście do Ukrainy, więc raczej trzeba się spodziewać, że nie będzie on napierał na Izrael, by ten zaczął wspierać Kijów - mówi ekspert.

Prezydent elekt wielokrotnie zaznaczał, że będzie chciał zakończyć wojnę w Ukrainie. Ostatnio rozmawiał z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim w trakcie uroczystego, ponownego otwarcia katedry Notre-Dame w Paryżu. Po tym spotkaniu napisał w mediach społecznościowych, że prezydent Ukrainy "chce dobić targu i zakończyć to szaleństwo".